- Nawet.
- Wierzę, ale to nie zmienia faktu że nie powinieneś w ogólne do mnie teraz przychodzić. Najlepiej zostaw mnie.
- Czemu?
- Wiesz jakoś nie mam ochoty słuchać ludzi którzy mają na mnie wyjebane.
- Ale... - Przerwała mi.
- Żadnego ale. Nie kłam już więcej. Już dość mnie skrzywdziłeś dając moją bransoletkę Juliet, całując się z nią albo ją tu sprowadzając. Szczerze to jedyne na co mam ochotę to... A zresztą nie ważne.
- Wiem że Cię to bolało.
- Nie bolało. Kurwa mać, boli cały czas!. Myślisz że ja jak co po niektórzy umiem pocieszyć się kimś innym chwilę po zerwaniu? Otóż nie. - Przybliżyłem moją rękę do jej dłoni. - Nie próbuj mnie dotykać.
- Ale czemu?
- Temu. Zostaw mnie. W szczególności że Ciebie pewnie nawet w jednej dziesiątej nie boli tak jak mnie.
- Boli. Boli mnie też, że Cię tak potraktowałem. Ja... Ja, Cię kocham.
- Nie było widać. Zostaw mnie w końcu w świętym spokoju. Proszę.- Naleciały jej łzy do oczu. Wybiegła z pokoju. Ja opadłem na łóżku i napłynęły mi do oczu łzy.
No i znowu doprowadziłem ją do płaczu. Czemu nie umiem z nią normalnie porozmawiać? Powiedzieć jej co czuję i jej tego udowodnić? Ale jak? Może w końcu mi wybaczy, te wszystkie wpadki. Z jednej strony chcę żeby do mnie wróciła, a z drugiej ją rozumiem. Zachowałem się jak prawdziwy palant. Zerwałem z nią w przypływie emocji, wróciłem do Juliet, a dzisiaj zamiast ją obronić stałem i gapiłem się w ścianę. Powinienem w tą ścianę jebnąć głową Julki, zresztą swoją też.
Leżałem na łóżku. Do oczu napływało mi coraz więcej łez. Co jakiś czas jedna spadała na policzek, a później na moją koszulkę. W takiej pozycji siedziałem jakieś 20. Po tym czasie zacząłem przysypać. Po 30 minutach już mnie nie było. Zasnąłem. Wtuliłem się w kołdrę i tak spałem. Nie spokojnie bo nie spokojnie, ale spałem. Obudził mnie Ash.
- Co jest?- Spytałem zaspany?
- Dwie sprawy. Po pierwsze strasznie źle spałeś, więc stwierdziłem że lepiej Cię obudzić.
- A po drugie?
- Dziś wtorek. Lekarz. Masz 15 minut żeby się ogarnął i zejść na dół do auta.
- Dobra, ja już jestem gotowy. Możemy iść. - Zeszliśmy na dół.- A co z Ann?
- Mercy po nią poszła. Do lekarza musi iść, czy jej się to podoba czy nie. Chcesz mieć z nią wspólną?
- Nawet jeśli to ona się nie zgodzi.
- Nie bój się, ja załatwię. Wejdziecie we dwójkę, ale jedno będzie siedzieć z boku. Po godzinie się zamienicie.
----------------------------------------------------Ann-----------------------------------------------------------------
Ostatnio chciałam pogadać z Andy'm o nas, no ale jak zwykle DUPA. Rozmawialiśmy i wtedy weszła Julka. Myślałam że się poryczę kiedy zobaczyła że chwyta Andy'ego za rękę, a on ją. Chciałam jej wykrzyczeć że Andy jest mój, ale nie jest, W każdym razie już nie. Boli mnie to cholernie, ale co ja mogę? Nic. Okłamywał mnie, a teraz próbuje mnie przepraszać. Nie wiem czy mu jeszcze uwierzę, że mnie kocha. Żeby jednak tak się stało musiał by się zajebiście bardzo się postarać. Kocham go. Jak nikogo innego, ale on nie umie tego uszanować i bawił się mną.Boli mnie to z chwili na chwilę coraz bardziej. Ale nic z tym nie mogę zrobić. On niby teraz udaje że mu na mnie zależy. Nie wiem, czy chce się mną znowu bawić bo mu tak dobrze było, czy dlatego chce wrócić bo kocha. Obie wersje są prawdopodobne, chociaż ta pierwsza bardziej. Powiedzmy że tej pierwszej daję 98 %, a tej drugiej 2%. Oczywiście że tą mniej prawdopodobną bym wolała.
Czuję się cholerne wykorzystana przez
niedoszłą miłość mojego życia.
Przyprowadził sobie do domu lasie, pomimo
że wiedział że go kocham i że mnie to
zaboli. Do tego oddał jej moją bransoletkę.
Chcę wrócić do moich dwóch ulubionych
nołogów. Cięcia i papierosów marki
L&M. Boli mnie dosłownie wszystko.
Po części dlatego że cierpię głównie
psychicznie, ale fizycznie też mnie boli.
On wiedział o mnie wszystko.
Zwierzałam mu się. A on tak po prostu
mnie zostawił. Zresztą nie dziwię mu się.
Kto by mnie chciał. Cierpiącą, główne przez Niego samego
Nie głownie.Tylko.Przez. Niego.
Po spotkaniu i prawie kulturalnej rozmowie z krową, lepiej znaną jako Juliet Simms poleciałam do Mercy. Zasnęłam przytulona do niej. Po jakimś czasie poczułam że ona wstaje, a jeszcze później ktoś się koło mnie położył. To na 100 procent nie była Mercy. Ten ktoś to był Andy. Jego perfum nie pomylę z żadnymi innymi. Jak cudownie było poczuć ich zapach, znowu przy sobie. Ja wcale już wtedy nie spałam. Udawałam że tak żeby móc się nacieszyć jego dotykiem. Zaczynam się do niego przełamywać, ale to na pewno nie będzie szybko. On przytulił się również. Jednak cały czas bolało mnie to że, znając życie, tak samo leżał z Julką. Bolało mnie że w ogóle jeszcze mógł się z nią całować, po tym co mu zrobiła.
Wiedziałam, że ta przyjemność leżenia z nim nie potrwa już za długo. Musiałam w końcu się ''obudzić'' i jakoś zareagować na to że miał czelność po czymś takim się do mnie przymilać.
- Mała, wstawaj. - Budziła mnie Mery.
- Po co?
- Psycholog. Za 5 minut na dole. Ogarnij się trochę.
- Ale ja nie chcę. Bez. To znaczy sama.
- Nie będziesz sama. Ja będę. Ash będzie. Po za tym Andy też z Tobą wejdzie. Macie wspólną sesję, tak jak zeszłym razem ustaliliście.
- Spoko. Tyle dobrze, Zejdę zaraz.
Po ogarnięciu się zeszłam. Na dole czekali na mnie już Ash, Mery i oczywiście Andy. Poszliśmy do auta. Jak zwykle wylądowałam z Andy'm na tylnym siedzeniu.
- Jesteś zła?- Usłyszałam szept Andy'ego.
- Na Ciebie? Nie. Jestem...
- Smutna? Rozczarowana mną? Rozumiem też jestem.
- Yhm. - Nie byłam zbyt rozmowna.
- Wiesz że mamy wspólną?
- Wiem. - Mówiłam a smutek nie schodził z mojej twarzy, Jak miał zejść skoro cały czas miałam go obściskującego się z Julką.
- Boisz się?
- Jak zawsze. A, a.... ty? - Jąkałam się.
- Też. Tak samo jak zawsze.
- Z, z, zrobi...zrobiłeś to znowu?- Strasznie się jąkałam.
- Przepraszam. - Wszystko jasne.
- Aha. Mnie już nie przepraszaj, Idź przepraszaj Julkę. Ze mną zerwałeś.
- Ania. Nie bądź wredna. - Powiedziała Mery.
- Nie jestem, stwierdzam fakty. - Odpowiedziałam.
- Ona ma rację. Nie musisz mnie bronić. Zasłużyłem. - Spojrzałam na niego bokiem. Nie wierzyłam w to co powiedział.
Po kilku minutach byliśmy na podjeździe, a po kolejnej usiłowaliśmy wejść. Jak zwykle długo stałam przez wejściem, wpychali mnie. Jednak koniec końców nareszcie weszłam.
- Andrew Biersack, Ann Rose. - Już? Tak szybko mamy wchodzić. Andy jak zwykle poszedł pierwszy. - I jak Wasz związek? - Nie odpowiedzieliśmy. Obydwoje rozeszliśmy się w inne strony. Ja poszłam na kanapę, nie wiedząc że skazuję się na to żeby być pierwszą, a Andy na krzesło. Założył słuchawki na uszy i włączył muzykę.
-Witam. - Powiedziałam.
- Dobry. Dlaczego nie odpowiedzieliście na tamto pytanie?
- Bo nie ma już związku.
- Przepraszam że spytam, ale czemu?
- Pokłóciliśmy się i poleciało kilka słów za dużo.
- A chcecie wrócić do siebie?
- Ja chcę, on nie wiem. Niby chce, ale nie wierzę.
- Dobrze. Rozumiem. - Miałam ochotę jej powiedzieć że nic nie rozumie. - Więc zaczynajmy. Jak się dziś czujesz?
- Źle. - Głupie pytanie, głupia odpowiedzieć.
- No tak. Głupie pytanie, głupia odpowiedź. - Czyta mi w myślach?- Jesteście przecież po zerwaniu. - Jeszcze raz wspomni o zerwaniu a szczelę ją w tą jej brzydką gębę.
- No tak. A czy ty nie walczysz o niego?
- Po co? On zerwał. On dobrze wie że go kocham. Jeżeli by się dość postarał to może jeszcze. Chciałam z nim wczoraj porozmawiać, ale sprowadził do domu swoją byłą.
- Rozumiem.
- Kurwa. Babo. Przestań powtarzać że rozumiesz! Kiedy nic nie rozumiesz!- Wykrzyczałam.
- Mała, uspokój się. - Powiedział Andy.
- Nie mów do mnie Mała. Zerwałeś ze mną, więc sobie odebrałeś to prawo.
- Możesz usiąść i czy możemy przeprowadzić normalną sesję?
- To niech Pani, do jasnej cholery, przestanie pytać o nasz związek.
- Dobrze, niech Pani siądzie.- Po chwili ja się już uspokoiłam i przeprowadziliśmy normalną sesję. I tak nie dała rady NIE pytać o nasze rozstanie. Wtedy po prostu ją ignorowałam.
Po godzinie się zamieniliśmy. Włożyłam słuchawki na uszu, ale nie włączyłam muzyki. Chciałam słyszeć o czym rozmawiają. Andy próbował jej wciskać kit że mnie kocha, że on się zamierza starać jak może żebyśmy znowu byli parą itp. To było żałosne. Andy też w końcu nie wytrzymał tych ciągłych pytań o związek. Też na nią nakrzyczał.
- Ale to dla Was bolesny temat. - Tym wkurwiła również mnie.
Andy chyba stwierdził że zrobi tak jak ja i będzie ją ignorował.
Po skończonych sesjach wróciliśmy do domu. Usiedliśmy na kanapę i oglądaliśmy telewizor. Andy chciał horror. Prawdopodobnie dlatego żebym się bala i poszła do niego. Nie udane podejście. Co prawda, wybrali horror, ale zupełnie nie straszny. Bardziej śmieszny niż straszny. Zadzwonił listonosz. Otwieranie drzwi padło na CC'ego. Poszedł i z jednym listem wpadł do pokoju.
Skakał jak mała dziewczynka.
- Pokaż, co to jest? - Podeszłam i zapytała, Podał mi. - Mogę otworzyć?
- Jasne. Otwieraj szybko.
- Jesteście nominowani do Kerrang, W 2 kategoriach. Za najlepszy album i na najlepszy zespół roku.
- A kiedy jest gala?- Spytał Jinxx.
- 25. Za 5 dni.
- Okay. Macie wasze stroje wyjściowe. To znaczy te na scenę. - Wszyscy pokiwali głowami w odpowiedzi na pytanie Andy'ego.
- Mercy, idziesz ze mną? - Spytał Ash.
- Idę, akurat mam nową sukienkę. I buty.
- To dobrze,
- Dobra, chłopaki pora spać. Rozchodzimy się. - Zarządziła mama Jinxx.
- Jutro robimy imprezę, trzeba to opić. - Zaproponował CC.
- Spoko. Zadzwonię jutro do paru osób. Zrobimy imprezę. A i CC jako że Twój pomysł zapierdalasz po alkohol i jedzenie.
- Dobra, dobra. Mamo. Chodźcie już lepiej spać. Bo reszta zadań poleci. - Faktycznie wszyscy się rozeszli.
Stwierdziłam że nie idę się kąpać, rano pójdę. Położyłam się do łóżka i wzięłam zeszyt. Rysowałam sobie.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
----------------------------------------------------------Andy---------------------------------------------------------
- Wejść. - Usłyszałem, po czym nacisnąłem klamkę i wszedłem.
- Możemy porozmawiać?- Powiedziałem przygnębionym głosem.
- No jeżeli chcesz.
- No chcę.
- O czym?- Zapytała kiedy siadałem koło niej. Nerwowo zamknęła zeszyt i schowała pod pościel.
- Chciała być ze mną pójść ze mną na galę? - Powiedziałam cicho patrząc jej w oczy.
- Czemu mnie pytasz?
- Bo chciałem z Tobą iść. - Chyba oczywiste.
- Nie z Julka, dziwne. No załóżmy że pójdę z Tobą i co po dwóch dniach znowu ją do domu przyprowadzisz?
- Nie. nie przyprowadzę. Tamto to był wielki błąd. Przepraszam Cię. Zrobię Ci jeszcze jedną bransoletkę.
- Nie musisz. Nie potrzeba mi. - Wymusiła na sobie żeby to powiedzieć.
- To pójdziesz?
- Mogę pójść.
- Jaki jest haczyk?
- Idziemy jako przyjaciele nie para.
- Ale idziemy?
- Tak. - Przynajmniej tyle. Widzę że ona już zaczyna się co do mnie przełamywać.
- To dzięki. Mam jeszcze jedno pytanie.
- No, jakie?
- Mogę Cię przytulić?- Ciekawe czy się zgodzi?
- Gdzie?
- Tutaj, teraz.
- Bardzo chcesz?- No jasne, widzę że ty też.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- To ok. Ale szybko i krótko. - Zbliżyłem się do niej. Objąłem ją. Ona mnie też. W sposobie w jaki to zrobiła poznałem że chciała tego. Przytuliła mnie nie tak jak by miała focha, tylko tak z, nie wiem czym. Może z uczuciem? Puściłem ją.
- Dzięki mała.
- Nie jestem Twoja mała.
- Przepraszam.
- No dobra.
- Branoc.- Rozumiem ją.
- Pa. - Powiedziała bez uczuciowo.
Wróciłem do pokoju równocześnie załamany i prze szczęśliwy. Szczęśliwy bo zgodziła się ze mną iść i mnie przytuliła, a załamany bo idziemy tylko jako przyjaciele i dlatego że zjebała mnie za mówienie do niej Mała. Mam nadzieję, że moja obserwacja że się Ania przełamuje do mnie jest słuszna. Że to nie jest wymysł tylko mojej głowy i że nie widzę tylko tego co akurat mam ochotę widzieć.
- I jak?- Usłyszałem głos Ash'a. Tylko gdzie on jest? Nie ma za drzwiami. Sprawdziłem. W pokoju też go nie ma.
- Gdzie jesteś?- Zapytałem.
- Okno, ułomie. Pomóż. - Podszedłem do okna. Faktycznie. Dyndał tam Ashley Purdy. Tylko jak on się tam dostał?
- Jak?
- Drabina uciekła. Pomóż kurwa mać!
- Już.- Podałem mu rękę. Mało brakowało, a ja też bym wisiał za oknem, uwieszony Ash'a. Ciekawie by było. Jednak po jakichś dziesięciu minutach śmiania się z niego, udawania że lecę z nim i jeszcze raz śmiania, w końcu mu pomogłem.
- Dzięki. No i gadaj jak poszło? - Zapytał , dość mocno, a nawet bardzo mocno zdyszany Ashley. To chyba ja powinienem być zmęczony?
- Zgodziła się. Ale jako przyjaciele.
- Przynajmniej tyle.
- No przynajmniej.
- Ale wiesz co?
- No co?- Powiedział głośni wydychając powietrze.
- Dała się mi przytulić.
- Taa? - Pokiwałem głową. - To zajebiście, może wreszcie Ci wybaczy?- Zapytał i popatrzył na mnie jakbym mu co najmniej pół rodziny zabił.'
- Nie wiem, może.
- Jak może, jak może? ! Przecież dała Ci się przytulić. Myślisz że by Ci pozwoliła gdyby dalej miała na Ciebie takiego focha?
- Nie wiem, ale chwilę ją musiałem prosić żeby pozwoliła.
- No, ale pozwoliła.- Zaczął się śmiać jak opętany. Później gadaliśmy chwilę o niczym i wszystkim równocześnie. Zauważyłem już na początku rozmowy pewną rzecz, ale chciałem się upewnić.
- Ash! Kurwa! Nie chuchaj mi ty. Przecież ty jesteś pijany w trzy dupy.
- Ne, Ne jestem.
- No kurwa wcale. Uwierzę jak zrobisz jedną rzecz. - Wziąłem białą taśmę i zrobiłem nią kreskę na środku pokoju. - Przejdzie po tym, bez zawahania. To nie jesteś pijany. Spadniesz? Jesteś pijany i wisisz mi Daniels'a.
- Spoko.
- No to WIO!- Powiedziałem. Ruszył. Już po pierwszych 10 centymetrach spadł, ale szedł dalej. Podczas około metrowego kawałka taśmy prawie wywrócił się 3 razy, - Jesteś pijany, a mi nie pozwalasz pić.
- Boś ty Młody, człeku.
- A ty też. Po za tym dobrze wiesz że w takim stanie Mery nawet dotknąć Ci się nie pozwoli.
- Pozwoli, pozwoli. Idź ty się lepiej Anką zajmij, a nie Mercy.
- Ta, lecę. Jak byś nie pamiętał każda rozmowa z nią schodzi na związek i ona płacze. A dobrze wiesz że nie chcę jej tak przygnębiać. - Krzyknąłem.
- A weź się zamknij. Idę spać.
- No to idź. Uważaj żeby Ci się nogi nie poplątały.
- Nie pop. Polplotajom. Niegdy. Me się nie poplątajom. O tak. - Alkohol już do końca w niego uderzył. Już nawet nie potrafił normalnie mówić. Poszedł. Slalomem, ale poszedł. Specjalnie żeby to zobaczyć wyszedłem przed pokój. Stała tam już Ann oparta ramieniem o framugę drzwi. Śmiała, nie. Napierdalała się z tego co Ash wyrabiał próbując nie dać się pokonać grawitacji. W pierwszej chwili też stanąłem i się śmiałem. Po chwili zajarzyłem, że przydało by się mu trochę pomóc. Podszedłem do niego i chwyciłem pod ramię.
- Ann? Mogłabyś?- Pokazałem głową na drzwi.
- Taa. Jasne. - Powiedziała, dalej śmiejąc się jak opętana. Zanim otworzyła oparła się na chwilę ramieniem i przystawiła ucho. To była standardowa procedura przed wejściem do tego pokoju. Jeżeli słyszało się ciszę można bezpiecznie wejść, a jeżeli nie trzeba zapukać. Nie udało jej się oprzeć o drzwi. Były uchylone. Drzwi się otworzyły, a ona poleciała razem z nimi. Natychmiast położyłem Ash'a na łóżku i podbiegłem do niej.
- Nic Ci nie jest?- Spytałem bojąc się jej spojrzeć w oczy.
- Nie, chyba nie. - Odpowiedziała patrząc się w ziemię.
- Dobra, to posiedź tak chwilę. Dla pewności.
- Dobra. Lubię siedzieć. - Uśmiechnęła się widząc jak Ashley próbuje pocałować Mercy, a ona do pocałowania dała jakąś figurkę. Też tam patrzyłem.
- Ejj. Czemu? - Powiedział z mina trzylatka któremu mama nie dała cukierków.
- Wymienić wszystkie powody czy tylko niektóre?
-Wszystkie.
- Śmierdzisz alkoholem, jedzie Ci z gęby alkoholem, zachowujesz się jak naćpany, i najważniejsze. Jesteś pijany!
- Nie jestem.
- Jesteś. I nie kłóć się nawet, bo się wyniosę do Ann. - Powiedziała na co Ann pokiwała głową.
- No dobra.
- A teraz marsz pod prysznic!
- Zaraz.
- Dobra. Masz 2 minuty.- I on mówił że Ann mną rządzi.
- Dobra. - Powiedział ze zwieszoną głową. Popatrzyłem na Ann. Dalej siedziała na podłodze, tak jak ją prosiłem.
- Chcesz wstać?- Podałem jej rękę.
- Chętnie. - Podała mi swoją. Zaczęła się podnosić. W następnej chwili stała.
- Cholera. - Powiedziała. Zaczęła lecieć. Nie mogła się utrzymać na jednej nodze. W jej oczach wymalował się grymas bólu.
- Kostka?
- Tak. Puść. Chcę sprawdzić czy stanę. - Puściłem. Od razu kiedy stanęła na tej nodze, poleciała do przodu. Złapałem ją tuż nas ziemią. - Dzięki.
- Nie ma sprawy. Zanieść Cię do pokoju?- Nawet nie proponowałem żeby pojechać do szpitala. Było to wiadome że za nic się nie zgodzi.
- Jak być mógł.
- Mógł. Mógł. - Tylko był jeden problem. A mianowicie schody dzielące jeden pokój od drugiego, a później dość długi kawałem do pokoju. Wziąłem ja ''pod ramię'' tak jak Ash'a wcześniej, ale z zupełnie innych powodów. Doszliśmy do schodów.
- Jak to zrobimy?- Spytała patrząc na dość wysokie schody.
- Nie wiem, ale przecież nie będziesz spać na kanapie.
- Też nie wiem.
- Może wezmę Cię na ręce?
- Nie, nie trzeba, prześpię się na kanapie.
- Nie, na pewno nie. Chodź - Nie udane dobranie słów. - Wezmę Cię na ręce. - Z grymasem zgodziła się. Wiedziała że ja i tak jakoś ją tak zaniosę.
- Dobra. - Chwyciłem ją i podniosłem.
- Schudłaś?
- Nie.- Odpowiedziała odwracając wzrok.
- Jak nie, jak tak. Już nie ważysz 50 kilo tylko 40. Zacznij coś jeść więcej.
- Co mam poradzić kiedy nie jestem głodna? Przecież nie będę w siebie pchać na siłę.
- Ale proszę, jedz coś więcej, Za niedługo zamiast leczyć Cię na cięcie będziemy musieli leczyć Cię na anoreksję.
- Yhym. - Chyba za mocno zareagowałem. Znowu jej mina zesmutniała.
- Przepraszam, nie chciałem na Ciebie nawrzeszczeć. Po prostu się boję że coś Ci się jeszcze stanie.
- Okay. - Popchnąłem drzwi do jej pokoju. Położyłem ją na łóżku.
- Jak coś to dzwoń.
- Dobra, pa. Dzięki.
- Spoko, dobranoc. - Zawinęła się w kokonik i poszła spać. Ja też poszedłem do siebie chociaż było mi głupio że tak ją skrzyczałem. Teraz pewnie zamiast mieć u niej krok do przodu zrobiłem 3 do tyłu. Poszedłem spać. Przed zaśnięciem myślałem co ona ma zrobione w tą nogę i czy to poważne. Przydało by się jutro odwiedzić szpital i zasięgnąć opinii lekarza. Jakoś ją spróbuję zawieść tam, chociaż to łatwe na pewno nie będzie.
Obudziłem się koło godziny 9 i od razu poszedłem do pokoju Ann.Usiadłem przed drzwiami, nie wchodziłem żeby jej nie obudzić. Nie chciałem tego zrobić. Czekałem aż się obudzi. W końcu usłyszałem coś.
- Kurwa, już 9. - Chyba chciała wstać. Usłyszałem głuchy huk. Od razu byłem w pokoju i pomagałem jej wstać. - Co ty tutaj robisz?- Spytała kiedy usiedliśmy na łóżku.
- Byłem u Jake'a. - Ma pokój na przeciwko. - Wychodziłem i usłyszałem że coś leci. A to coś to ty.
- Spoko.
- Pokażesz kostkę?
- No. - Uklęknąłem przed jej nogą a ona podciągnęła spodnie. Była opuchnięta w porównaniu do drugiej. I bolała.
- Może zabrać Cię do szpitala?
- W sumie to nie wiem.
- To może tak. - Bardziej stwierdziłem niż zapytałem. - Dobra?
- No dobra. Daj mi 10 minut.
- Przyjść po Ciebie?
- No raczej sama nie zejdę.
- Dobra.
Wyszedłem z pokoju. Na dale byli Ash i Mercy. Nie odzywali się do siebie. Prawdopodobnie przez wczorajsze zachowanie Ash'a. Poinformowałem ich tylko że jadę zawieść Ann do szpitala na co oni OK. Kiedy dotarliśmy do szpitala i zostaliśmy przyjęci była godzina prawie 16. Straszne mają ruchy w tym szpitalu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz