sobota, 5 września 2015

Rozdział 27

- Zgadzam się. Pójść z Tobą, do jakiejś szkoły Cię zapisać?
- Jeśli chcesz to oczywiście.
- To może jutro, jak skończymy z piosenkami pójdziemy pochodzić i poszukać?
- Pójdę.- Później jeszcze chwilę rozmawialiśmy i poszliśmy spać.

--------------------------------------------------------Andy----------------------------------------------------------
Obudziłem się kiedy Ania jeszcze spała. Stwierdziłem że pójdę się wykąpać. Udało mi się wstać i dojść do łazienki i nie obudzić Ann. Sukces!

Wszedłem pod prysznic, oczywiście ze swoją poranną, ukochaną porcją whiskey. Obracając się zaczepiłem ręką o baterię od kranu. Cholernie zabolało, a nie powinno. Tylko dotknąłem tego lekko i do tego mam opatrunek na ręce. Zobaczyłem że bandaż od dołu przemaka. Z pewnością nie była to krew. Zaniepokoiło mnie to. Powili postanowiłem odwinąć opatrunek. Z każdą warstwą ściągniętą przybywało na bandażu tej ropy czy jak kolwiek się to nazywa. Wreszcie dotarłem do końca. Nie wyglądało to dobrze. Już wiem czemu mnie tak cholernie ręka bolała w restauracji.

Z większości cięć wyciekała ta substancja. Porządnie się wystraszyłem. Wyszedłem spod prysznica, ubrałem się i pobiegłem do łóżka. Zacząłem budzić Ann.

-----------------------------------------------------------Ann---------------------------------------------------------
- Mała. Kochanie. Obudź się. - Obudziłam, żyję. Co się stanęło że mnie budzi?
- Tak, ja pierdolę już rano?
- Usiądź, muszę Ci pokazać. - Usiadłam,już troszeczkę bardziej rozbudzona całą sprawą. Bez jakiegoś poważniejszego powodu by mnie nie budził. Popatrzyłam na jego rękę którą wyciągnął do przodu.  Spojrzałam na niego ze strachem i niepewnością w oczach. Widziałam że z każdą chwilą boli go coraz bardziej.
- Nie ruszaj się stąd.- Powiedziałam.
- Ale...
- Żadnego ale, Idę po Ash'a. - Powiedziałam szybko stając w drzwiach. Andy już nawet nie próbował protestować. Najwyraźniej wiedział że jest źle.

Poleciałam do pokoju Ash'a i Mery, prawie jak na skrzydłach. Weszłam. Mercy spała, a Ashley przeglądał coś na telefonie. Weszłam z dużym hukiem. Spojrzał na mnie pytająco. Wszystko się we mnie gotowało. Bałam się że Andy'siowi może się coś stać. O ile już nie stało.
- Nie pytaj, chodź.
- Młody?- Miał iść nie pytać!
- Tak, miałeś nie pytać. - Po minie Purdy'ego wnioskowałam że wiedział że sprawa jest poważna, a nawet bardzo poważna. Biegliśmy do pokoju.

Kiedy znaleźliśmy się już w środku, zastaliśmy Andy'ego siedzącego na łóżku z przerażoną miną. Teraz już prawie krzyczał w duchu.
- Andy, wiem że nie chcesz, ale musiałam. Przepraszam. - Widziałam że popatrzył na mnie krzywo kiedy wchodziliśmy. Dlatego to powiedziałam. Uśmiechnął się do mnie. Najwyraźniej teraz twierdził że to dobry pomysł. Szybko się mu nastrój zmienia. - Pokażesz mu?
- Zamknijcie drzwi. - Powiedział z bólem w głosie. Ash podszedł do nich trzasnął i zamknął na klucz.
- A teraz pokaż. To musi być poważne jeżeli się tak zerwałaś. - Spojrzał na mnie. Andy pokazał Ash'owi rękę, którą z trudem podniósł.
- Woo kurwa. Ania daj apteczkę. Albo nie. Ubieraj się jedziemy do szpitala. Teraz. - Andy popatrzył na niego krzywo.
- Nie chcę.
- Czemu nie chcesz? Nie widzisz jak to wygląda?
- Widzę, a wiesz czemu nie chcę? - Spojrzał pytająco Ash na niego. - Nie chcę, bo to nie będzie mój pierwszy raz z tym kiedy tam wyląduję. Teraz wyślą mnie do wariatkowa. Nie będę widział ani Ciebie. Ani Ann. - Powiedział lekko drżącym głosem. Mówił prosto w oczy Deviant'owi. - Nie chcę tego. Ann i Mery są tu od porwania jakieś 4 dni. Chcę się nią nacieszyć przed trasą. A kiedy mnie zamknął tam, nie będzie ani trasy, ani płyty. I nie będę jej widywać częściej niż raz na miesiąc.
- Mogę to teraz oczyścić. - Mówił z niechęcią Ash. - A jeśli do wieczora się nie poprawi powiemy że idziemy na imprezę,a pojedziemy do lekarza.
- Niech będzie. Jeżeli musi.
- No musi. Wiesz ja jakoś nie chcę żebyś później rękę stracił przez zakażenie. Ann też nie. Ty też nie. - Pokiwał głową.- Ania podaj apteczkę. - Podałam i przysięgam że jeżeli jeszcze raz mnie nazwie Ania, a nie Ann czy jak kol wiek łeb mu upierdolę. Andy się uśmiechnął. Najwyraźniej zobaczył jak we mnie nabuzowało kiedy nazwał mnie tak.
- Czyli tylko ja Cię mogę tak nazywać?- Zapytał. Jego twarz skrzywiła się w grymas bólu, gdy Ash dotknął jego ręki.
- Mówiłeś do mnie Ania?. - Syknął lekko przez zęby.
- Nawet kilka razy, a ty ze mną normalnie rozmawiałaś.
- To na to wychodzi że tak.
- Kurwa Młody. Coś ty narobił?
- No przyzwyczaiłem się, że cały czas ktoś mnie jebie. No dawaj, miejmy to za sobą.
- Skąd Ci przyszło do głowy że chcę Cię zjebać. Co jak co, ale za to Cię zjebać nie mogę. Nie Twoja wina. Co najwyżej mogę Cię do lekarza zaprowadzić.
- Dobra. Rozumiem. Fajnie że mnie nie zjebiesz. - Miał dziwnie wyjebane.
- Teraz jedna, a raczej dwie sprawy. Jedna taka o której wiesz, czyli godzina dwudziesta pierwsza się tu stawiacie. Druga taka że jeżeli z tego rozwinie się coś poważniejszego to trasa zostaje wstrzymana.
- Ale nie, fani czekają. Nie chcę ich zawieść.
- Andy nikt nie chce, ale Twoje zdrowie jest ważniejsze.
- Dobra, rozumiem. Jak na razie. -Powiedział porządnie zgaszony Andy.
- Teraz Ann, jeszcze ty. - Spojrzał na mnie. Ani ja, ani Andy nie wiedzieliśmy o co chodzi.
- Ale co?- Spytał Andy, bo mnie lekko wmurowało że do mnie też coś ma.
- Zwykle jak jeden zaliczy wpadkę i sobie coś zrobi, to drugie też to robi. Nie mówię że specjalnie czy coś. No już Ann, ściągnij bluzę. - Zaczęłam ściągać. Cieszyłam się że tego dni ubrałam top a nie zwykły stanik, który zwykle zakładałam kiedy ubierałam kiedy chodziłam w bluzie, a nigdzie nie wychodziłam.Z drugiej strony byłam bardzo wystraszona jak Andy i Ash zareagują.
- A teraz chcesz żebym to zrobił ja, czy Twój Andy?- Zapytał najczulej jak potrafił.
- Andy? - Widziałam że nie był moim wyborem zaskoczony.
- Ash, nie weź tego do siebie czy coś, ale czy mógłbyś?
- Spoko nie wezmę. Zaraz wrócę.
- Dobra, dzięki. - Ash wziął stary opatrunek Andy'ego i wyszedł. Wtedy Andy odsunął się na środek łóżka i pokazał żebym mu usiadła na nogach.

Stwierdziłam że najwygodniej mi i jemu będzie jeżeli usiądę na jago udach okrakiem. Zresztą on sam mnie tak nakierował. Kiedy siedzieliśmy tak, wyciągnęłam jedną, lewą rękę. Popatrzył na nią, później mi w oczu. Wiedziałam co chcę się mnie spytać.
- Przed wczoraj, wieczorem. Dlatego że to wszystko mnie przytłoczyło. Chciałam Ci dzisiaj wieczorem powiedzieć, ale powiem teraz. - Napłynęły mi do oczu łzy. Popatrzył na mnie z przerażeniem.
- Czy ty chcesz...
- Nie no, coś ty. W życie nigdy. Nie chcę z Tobą zerwać.
- To co chcesz mi powiedzieć?
- Napisał do mnie mój były.
- Chcesz do niego wrócić?- Spojrzał w ziemię, przez moje ramię.
- Nie, nie chcę.- Rozpłakałam się zupełnie jak dziecko. Nie wiem dlaczego, najwyraźniej dalej boli mnie fakt że tak mnie potraktował. Pomimo że Andy'ego kocham ponad życie. Andy przytulił mnie mocno do siebie. Objęłam go, równie mocno jak on mnie i wtuliłem się w niego. Ciągnęłam, co chwilę, nosem. Siedzieliśmy tak chwilę do siebie wtuleni. - Przepraszam, nie chciałam tak zareagować. Tak wyszło. Pewnie masz mnie już dość. Mnie, mojej obecności, kłopotów z matką, moje cięcia i mojego ciągłego płaczu. A i tego że pewnie niektórych wymagam całodobowej opieki.
- Nie przeszkadza mi ani jedna z tych rzeczy, no może cięcia się, ale to zrozumiałe. Ty u mnie też tego nie lubisz. Nie mam Cię ani trochę dość. A gdybyś potrzebowała tej opieki z chęcią bym tą pracę przyjął. Nie męczysz mnie. Jak może mnie męczyć osoba którą kocham ponad wszystko?
- No nie wiem.
- A wracając do sprawy, co Ci napisał w tym SMS?
- Że przyjeżdża do LA. Chce znaleźć mojego ojca i ze mną pogadać. Zgodziła bym się, ale...
- Ale co?! - Przerwał mi. - Przeszkadzam Ci? Chcesz się iść z nim spotkać, to idź. Wali mnie to. - Patrzyłam na niego z zaskoczeniem w oczach. Już nie siedziałam na jego kolanach.

-------------------------------------------Andy------------------------------------------------------------------------
Ania stała przy drzwiach. Byłem wściekły. Mówiła o swoim byłym co najmniej jak by chciała do niego wrócić.
- No powiesz coś?! Zgodziła byś się ale co? Biersack Ci przeszkadza?
- Nie, nie przeszkadzasz mi.
- To co?!
- Chciałam żebyś poszedł ze mną. Bo się go boje. Jak byś mnie słuchał wiedział byś że on już zdążył mnie pobić. - Mówiła dziwnie spokojnie. - Chciałam mu dobitnie powiedzieć że mam chłopaka. Żeby się odpierdolił.
- Już nie musisz mu nic mówić. Skoro chcesz się z nim spotkać to idź. Nic Cię już nie powstrzymuje. Skoro musiałaś mnie o wszystko pytać to już nie musisz. Później przeniosę Twoje rzeczy to Waszego pokoju. - Mówiłem z bezuczuciową miną, chociaż cholernie bolało mnie to co mówiłem. Właściwie nie wiem po co ja to mówiłem. Kocham ją, ale skoro ona woli jego to droga wolna. Nic jej nie powstrzymuje. Niech idzie.
- Zrywasz ze mną?
- Tak.
- Nie sądziłam że z Ciebie taki dupek. Ja głupia myślałam że mnie kochasz. A swoją drogą. Masz. - Rzuciłam mu telefon. - Sprawdź sobie co mu odpisałam. - Sprawdził.
- No i co to ma do rzeczy? Napisałaś tylko że mnie kochasz. Równie mogłoby być to kłamstwo.
- Ale nie jest. - Mówiła ze łzami w oczach, które za wszelką cenę chciała zatrzymać. - I jeszcze jedno, skoro to wszystko to było kłamstwo, cały ten związek, weź sobie to. - Zdjęłam z ręki złotą bransoletkę, i z szyi wisiorek i rzuciłam mu. - Daj Juliet, czy jakiejś innej którą nabierzesz. -  Tym razem już mówiła płacząc. Andy stał jak wryty, nie wiedział że Ann tak zareaguje.
- Dobra, skoro chcesz to jej to dam.
- Wiesz co? - Podeszła bliżej i wpatrując mi się w oczy, mówiła wściekłym głosem. - Szczerze tak jak Ciebie, wali mnie co z tym zrobisz. I jak byś mógł zdejmij moje nazwisko z ręki jeżeli zamierzasz iść do Julki.
- Nie zdejmę.
- Twój interes. Ciebie zabije, a nie mnie.
- Coś jeszcze?
- Wiesz? Tak. Kocham Cię dalej. Zrobisz z tą informacją co Ci się będzie podobać. Szkoda że ty mnie nie. - Jak to nie. Po raz kolejny stałem jak wryty. Jak ona może myśleć że cały nasz związek to była fikcja i jej nie kocham?


                                                                         ***
Ann wybiegła z pokoju Andy'ego. Śpieszyła się do drzwi wyjściowych z domu. Po drodze wpadła Deviant'a.
- Ej, gdzie lecisz?- Zobaczył jej zapłakaną twarz. Momentalnie jego uśmieszek zniknął. - Co się między Wami podziało?
- Powiem tyle. Twój przyjaciel to skończony dupek, niech sobie wraca do Juliet. - Posłała mu uśmiech mordercy. - A teraz mnie puść. - Puścił.
- Gdzie idziesz i kiedy wrócisz?
- Nie wiem, - Rozległ się jej krzyk, później tylko tupoty jej butów i trzask drzwi. Już w tam tej chwili Ash wiedział że kłótnia nie mogła powstać z winy dziewczyny. Wtedy Andy by wychodził, nie ona.
Postanowił pójść do niego.  Zanim doszedł do pokoju zahaczył jeszcze o własny pokój w którym siedziała Mercy. Ashley szybko ją poinformował o całej sytuacji, a ta równie szybko ruszyła w stronę drzwi. Ash pewnie miał coś takiego namyśli, kiedy to usłyszał:

- Młody, czemu Ania płacze i nazywa Cię dupkiem?- Zapytał wchodząc do pokoju. Andy pokazał Ash'owi dwa złote wisiorki. Jeden to była bransoletka, a drugi to naszyjnik Ann. - Zerwaliście?
- Tak, rzuciła nimi we mnie. - Mówił Andy dalej zmieszany całą sytuacją. Nie do końca dotarło do niego jeszcze do niego co właśnie zrobił.
- Jak się kłótnia zaczęła?
- Powiedziała że były do niej napisał. Później powiedziała że prosił żeby się z nim spotkała. Powiedziała że spotkała by się z nim ale. Wtedy się wydarłem na nią. Później ona, i ja i ona, i tak na zmianę. W końcu powiedziałem że już nic jej nie powstrzymuje. Zerwałem. - Nie wiedział co mówił. Prawdę mówiąc dalej nie wie, Rzuciła bransoletkami zaczęła mówić że jestem dupkiem. Stwierdziła że cały związek to było kłamstwo. Powiedziała żebym wracał do Juliet. Odpowiedziałem że skoro chce. Stwierdziła wtedy że jeżeli chcę tam iść do mam ściągnąć jej nazwisko z ręki.
- Ściągnąłeś?
- Nie. Dalej tylko powiedziała że dalej mnie kocha i szkoda że ja jej nie. - Dalej mówił ze stoickim spokojem.
- A kochasz ją?
- Dobrze wiesz że jak kogo innego.
- To kurwa czemu z nią zerwałeś?- Uniósł się Ash.
- Bo skoro woli się spotkać z tamtym to już nic jej nie powstrzymuje. - Andy sam nie wierzył w to co mówi. Ashley również nie.
- Z tego co wiem. - Powiedział. - I słyszałem. - Dodał szeptem. Tak, Ash stał jakiś czas za drzwiami i podsłuchiwał. - To ona chciała mu tylko udowodnić że ma chłopaka i żeby tam ten się ODPIERDOLIŁ RAZ NA ZAWSZĘ. Bo ona kocha Ciebie. A po Tobie na prawdę nie widać że Ci na niej zależy.
- A co nie wierzysz?
- Wierzę, wierzę. Tylko weź to przemyśl na spokojnie. Przyjdź do mnie jak zrozumiesz co właśnie zrobiłeś.
- Dobra, a gdzie jest Anka?
- Nie wiem, wybiegła z domu i krzyknęła tylko że nie wie gdzie idzie i że nie wiem o której wróci. Miej nadzieję że w ogóle wróci. - Deviant wstał z łóżka i zostawił Młodego sam na sam z jego myślami. I z tym że nie wiadomo gdzie Ania pobiegła. Nie wiadomo czy coś jej nie potrąciło, czy znowu ktoś nie porwał. Biorąc pod uwagę, że po mieście może chodzić jej były chłopak, który pewnie coś na nią szykuje.


Ann wybiegła z domu. Wszyscy w salonie patrzyli na nią jak na co najmniej lekko podćpaną lub nawiedzoną. Ona sama nie widziała gdzie biegnie, ale jedno było pewne. Nie biegła do Roberta. Nie chciała się z nim spotykać sam na sam. Był zbyt niebezpieczny,szczególnie dla dziewczyny której prawie nikt w mieście nie zna, nawet z widzenia, czy imienia. W Mieście Aniołów znała tylko chłopaków z zespołu i paru ich znajomych. Idąc miała na uszach słuchawki i słuchała jak najgłośniejszych piosenek jakie miała w spisie utworów. Omijała tylko piosenki Black Veil Brides. Nie chciała słyszeć głosu Andy'ego, który tylko odnawiał, i tak świeżą, kłótnie z byłym ukochanym.


Szła usiłując w nikogo nie wejść, co było trudne o godzinie 21 w piątek, w ciągu wakacji. Wszędzie pomimo młodej godziny stali walczący z silną nadzwyczaj grawitacją młodzi, starzy, kobiety i mężczyźni. Na chodnikach leżało już nawet kilka nie przytomnych, a na około nich ich kolacja i alkohol. Oczywiście starała się w to nie wdepnąć. Niestety było trudno. Z każdą minutą przybywało nieprzytomnych i ich wymiocin na chodnikach.


W końcu stwierdziła że idzie do parku. Znajdowały się tam ruiny po których chodziły razem z Mercy kiedy przyjeżdżała do niej w odwiedziny. Znała je na pamięć. Ludzi przebywających tam też znała i o dziwo tolerowała, a niektóre dziewczyny nawet lubiła.


Kiedy dotarła na miejscu było pusto. Tym dla niej lepiej. Mogła puścić muzykę na cały regulator. Palić papierosa za papierosem i drzeć pysk jak tylko umiała by wykrzyczeć wszystko co ją teraz trapiło.


Kłótnia z Andy'm nie dawała jej chwili wytchnienia. Tylko kiedy w jej głowie pojawiło się imię Andy Biersack przypominały się jej wszystkie słowa jakie wypowiedział. Najbardziej bolało ją to że powiedział, a raczej wykrzyczał że jeżeli chce to może wrócić do Juliet Simms. Julka była numerem jeden na liście ludzi znienawidzonych przez Ann.


Ania puściła muzykę na full'a i paliła papierosa kolejnego,i kolejnego. Na chwilę jej się nawet przysnęło. Obudziła się o godzinie 3.04  w nocy, znalazła ją koleżanka z ruin. Była to Dana. Dziewczyny spotykały się kiedy Ania była w Los Angeles.
- Hej, Kurdupel. Pijesz bez ekipy? Oj nie ładnie. - Powiedziała Dana.
- Nie piję, usiłuję się zaryczeć na śmierć i wypalić trzecią paczkę papierosów pod rząd. No ale widzisz przysnęło mi się.
- Co ty robisz W L.A. ?
- W chwili obecnej? Palę papierosa, a tak ogólnie to ja i Mercia mieszkamy tu. Przeprowadziłam się do Los Angeles i sobie tak tu mieszkamy.
- To zajebiście, ekipa nam się powiększy. W środę robimy rozwałkę. - Ania zastanawiała się czemu dziewczyna ciągle mówi w liczbie mnogiej. Pewnie jak zwykle jej kumple czekają za krzakami aż pozwoli im wyjść.
- A gdzie? - Powiedziała wydychając dym z płuc.
- Powinnaś wiedzieć gdzie jest dom Biersack'a. Tutaj wszyscy wiedzą. Chcemy im wleźć do domu, trochę porozwalać i wyjechać zanim policja się zleci.
- No zgodziła bym się.
- Ale?
-  Się nie zgodzę.
- Co ty nagle taka poważna? Coś Cię łączy z tamtym zespołem, że nie chcesz rozwałki? - Spytała dziewczyna z niedowierzaniem. Ann spojrzała na nią bokiem. - Niiieee.- Przeciągnęła wyraz. - Powiedz że to nie prawda? Wynajmujecie z nimi?
- Nie do końca. Mieszkamy tam za darmo. Mery jest dziewczyną Ashley'a Purdy'ego.
- To o tego jej chodziło, kiedy mówiła że poznała ''takiego jednego''.
- Tak o tego.
- Chwila ty też tak mówiłaś. Kto jest Twoim chłopakiem?
- Raczej kto był? Powinnaś zapytać.
- No to kto był?
- Biersack.
- Pierdolisz?- Powiedziała z zacieszem na mordzie.
- Nie pierdolę, wiesz że dzieci nie cierpię. Nie pierdolę, mówię.
- Czemu zerwaliście?
- Poprawka. On zerwał. Pokłóciliśmy się, on się zaczął drzeć, ja też i skończyło się tak że nie jesteśmy razem. Prawdopodobnie zdążył wynieść moje rzeczy ze swojego pokoju do jakiegoś innego, którego jutro będę szukać dopóki ktoś mi nie pokaże.
- A nie wyrzuci Cię z domu?
- Raczej nie. Ash jest z Mery, a jeżeli wyrzuci mnie to Mercy też pójdzie,a jak pójdzie Mery to za nią Ash. I tak się cały zespół rozleci.
- A jak myślisz kocha Cię jeszcze?
- Pewnie kocha.- Sama w to nie wierzyła.-  Jak zrywał widziałam że tego nie chce. Więc za parę dni znowu będziemy razem.Za bardzo się nie przejęłam zerwaniem. - Kłamała, Myślała że ona i Andy już nigdy nie będą razem, pomimo że bardzo by chciała żeby znowu byli parą i było jak wcześnie.
- To dobrze. Każdy związek potrzebuje przerwy.
- Dobra Danka. Ja muszę spadać bo mi głowę Merucha upierdoli.- Wcale nie chciała wracać.- Zresztą i tak to pewnie zrobi. Chcecie piwo? Wzięłam ze sobą, ale nie miałam ochoty.
- Pewnie. Jak masz to daj. - Zaczęła wyjmować z torby z 7 piw, jedno po drugim.
- To macie, na zdrowie. Ja spadam pa.- Krzyknęła.
- Pa.- Od krzyczała.


Chłopaki w ciągu dnia zdążyli wybrać 11 piosenek na krążek. Mieli je napisane. Wystarczyło wybrać. Na płytę trafiło 9 nowych, zupełnie nieznanych piosenek i 2 już doskonale znane i ograne.


Rany Andy'ego zaczęły się sklepiać. W ciągu dnia Ash tylko jeszcze raz je oczyścił. Okazało się jedynym problemem w tym że nie chcą się zrosnąć jest nie odpowiednia ich higiena.


Andy koło godziny 15, kiedy mijało kilka godzin od zginięcia Ann, wreszcie zrozumiał co zrobił. Zerwał z najlepszą dziewczyną jaką miał. Którą kochał bardziej niż kogo kol wiek innego na tym świecie. Z najpiękniejszą jaką widział. I w dodatku powiedział że wróci do najgorszej jaką miał.


Poszedł do Ash'a. Wyznał że popełnił największy błąd swojego życia. Że się o nią martwi. Ich rozmowa nie była długa. Porozmawiali chwilę i Andy poszedł z powrotem do swojego pokoju. Wpakował się pod kąłdrę i wysłuchiwał czy drzwi na dole nie trzaskają. Każda minuta ciągnęła się nie miłosiernie. Przez cały czas trzymał przy sobie telefon, jakby miała zadzwonić. Sam w to nie wierzył. W końcu byli parę godzin po kłótni, podczas której zachował się jak ostatni skurwysyn.


Wiedział że to on zawinił. Ona chciała tylko przedstawić mu całą sytuację, nie zaczynać kłótni. Chciała tamtemu tylko powiedzieć że ma kogoś innego, a nie tak jak Andy sądził wracać do niego.
Coraz bardziej uświadamiał sobie że zachował się jak dupek. Ann miała rację, ale jego zdaniem i tak to było za lekkie określenie jak na jego zachowanie.


Martwił się coraz bardziej. Bał się że nawet jeśli nie spotkała się z tamtym chłopakiem, to on ją znalazł i coś jej zrobił.
- Cholera, co ja zrobiłem. - Zaklął. Zrozumiał co może jej grozić, kiedy sama krąży po mieście, którego nie zna, wśród ludzi których nie zna. Szczególnie że to nie było normalne miasto. To było Los Angeles. Miasto w którym, nawet przed zmrokiem, kręci się wielu niebezpiecznych ludzi. Wielu którzy chcieli by ją zgwałcić, zabić czy chociażby pobić. Szczególnie że brzydka nie jest, a jest wręcz piękna i nie jeden chciałby ją zobaczyć nago. Czy chociaż w bieliźnie. Andy widział ją już w takim stroju i wie że nie jeden połasił by się na to.

Modlił się aby wróciła do domu przed zmrokiem. Niestety z każdą chwilą noc się zbliżała, a nic nie zapowiadało żeby Ania wróciła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz