- Muszę?- Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. - No dobrze. Obiecuję.
- Dziękuję. - Przytuliła się. Mocno. - Kocham Cię. - Podniosłem ją i przeniosłem na łóżko. Położyliśmy się.
- Ja ciebie też Myszko. Mam jeszcze jedną prośbę.
- No mów. Nie musisz się pytać, mówiłam Ci już.
-No dobrze. Pokażesz mi to co matka Ci zrobiła?
- Pokażę. W końcu obiecałam.
- Nie musisz.
- Ale chcę. - Wstała i zaczęła się rozbierać. Byłaby to dla mnie- Andy'ego Biersack'a- najlepsza chwila, gdyby nie okoliczności tego. Stanęła przede mną w w krótkich spodenkach i staniku. - Na plecach i brzuchu jest najwięcej.
- Odwrócisz się?- Odwróciła. Ja delikatnie odsunąłem jej włosy z placów i przerzuciłem przez ramię.
Moim oczom ukazało się morze siniaków i rozcięć. Zacząłem tego delikatnie dotykać. Syknęła. - Przepraszam. Nie chciałem.- Odwróciła się. Na jej brzuchu było równie wiele siniaków. - Nie powinienem pozwolić żeby Cię zabrali. - Wyszeptałem.
- Andy, nie zadręczaj się. Nie mogłeś nic zrobić, byłeś zamknięty w celi do tego jeżeli byś im przeszkadzał to dostałbyś wyrok.
- Przepraszam. - Wziąłem ją w swoje ramiona. Miałem ochotę płakać. Kilka łez poleciało po moim policzku. Ania również uroniła kilka łez. - Nie płacz. Proszę.
- Postaram się. Andy kocham Cię. Dziękuję że się tak o mnie martwisz.
- Nie dziękuj. Kocham Cię. Chodźmy już spać.
- Dobra. - I położyliśmy się.
- Mała, ja idę na chwilę na dół. Coś zjeść. Przynieść Ci coś?
- Nie dzięki. Idę spać.- Dałem jej buzi i wyszedłem.
Tak na prawdę nie poszedłem do kuchni. Napisałem do Ashley'a.
Chodź do pokoju dziewczyn. Jest mi
źle. Chcę pogadać tak jak prosiłeś.
Nie mów nikomu.
Ash odpisał po jakiś kilku minutach że idzie. Ja siedziałem na kozetce u dziewczyn w pokoju i prawie płakałem. Kiedy wszedł Ash, już płakałem. Lekko, bo lekko ale jednak.
- Matko, Andy co się dzieje? - Zapytał siadając przy mnie.
- Czuję się jak debil. Ostatni idiota.
- Czemu? Co się stało?
- Nie powiesz nikomu że Ci powiedziałem?
- Znasz mnie. Nie wygadam.
- Źle mi się o tym mówi.
- Młody, jesteś dla mnie bratem. Wiesz że możesz mi ufać. I wiesz że mówię to na serio bo nie jestem w Cycko-landii.
- Wiem. Chodzi o to że kiedy zabierali dziewczyny ja byłem w tym samym miejscu. Tyle że za kratami. Sam wiesz. Nie mogłem nic zrobić. A teraz sam wiesz jak wyglądają. Ann ma całe plecy i brzuch w siniakach. Nogi też. Nie mogę jej nawet normalnie przytulić.
- Czemu nie możesz?- Spytał ze zdziwieniem w oczach.
- No nie mogę bo ją wszystko boli. Nawet nie może spać normalnie czy się do mnie przytulić bo ją to boli.
- Jest aż tak źle? Z nią?
- Tak. To jest moja wina. Nie powinienem jej pozwolić zabrać od nas z domu. Zadzwonić do Ciebie, czy któregoś z chłopaków. Ale nic z tego nie zrobiłem. Po prostu je zabrali, a skutek tego jest taki że ona ledwo chodzi i się okaleczała. Przeze mnie.
- Jak to przez Ciebie?
- Zrobiła to po naszej kłótni. Chciała mi powiedzieć co jest, ale byłem zbyt zajęty czubkiem swojego nosa. To moja wina.
- To nie jest ani Twoja, ani jej wina. To jest wina niczyja. Obydwoje jesteście chorzy. Nie panujecie nad tym. To jest wina Waszej psychiki. Wy macie trochę słabszą psychikę i dlatego to robicie. To nie jest Twoja wina. Nie przez Ciebie to zrobiła.
- Dobrze że ty tak mówisz.
- A co? Ann Cię obwiniała?
- Nie. Mówiła to samo co ty.
- No widzisz. Na pewno mamy rację.
- Widzę. Dzięki. - Ash położył się na kozetce. Ja koło niego.
- Na pewno nie chcesz jeszcze o czymś pogadać?
- Na pewno. - Ash mnie przytulił na leżąco. Musiało to na prawdę dwuznacznie wyglądać. Ale trudno. Ja i Ash możemy. Mamy dziewczyny, a siebie traktujemy jak braci. Leżeliśmy przytuleni do siebie. Wygodnie nam było. - Dzięki Ash.
- Spoko Młody. A teraz spać bo jeszcze ktoś nas w takiej pozycji znajdzie. - Poczochrał mi włosy.
- Chwila, jeszcze jedno. Jak jest z Mercy?- Zauważyłem że zaskoczyło go to pytanie.
- Z nią? Sam widziałeś że jest całkiem okay. Może robić prawie wszystko, widziałeś. Obydwoje widzieliście.
- Nawet za dobrze.
- Z Ann jest dużo gorzej. Młody patrz na nią co jakiś czas czy te rany się goją. Jeżeli nie to będzie trzeba ją jakoś do szpitala zawieźć.
- Spoko. Będę patrzyć.- Obydwoje usiedliśmy. - Jak myślisz, co zrobi Julka kiedy się dowie że jestem z Anią?
- Nie wiem co zrobi. Raczej nie powinna nic robić. W końcu to ona zerwała, nie ty. Miałeś prawo być z kimś innym.
- Mam nadzieje że masz rację.
- Ja też. Dobra, trzeba iść spać. Do rana Młody.
- Do rana. - I obydwoje wróciliśmy do pokoi.
- Z nią? Sam widziałeś że jest całkiem okay. Może robić prawie wszystko, widziałeś. Obydwoje widzieliście.
- Nawet za dobrze.
- Z Ann jest dużo gorzej. Młody patrz na nią co jakiś czas czy te rany się goją. Jeżeli nie to będzie trzeba ją jakoś do szpitala zawieźć.
- Spoko. Będę patrzyć.- Obydwoje usiedliśmy. - Jak myślisz, co zrobi Julka kiedy się dowie że jestem z Anią?
- Nie wiem co zrobi. Raczej nie powinna nic robić. W końcu to ona zerwała, nie ty. Miałeś prawo być z kimś innym.
- Mam nadzieje że masz rację.
- Ja też. Dobra, trzeba iść spać. Do rana Młody.
- Do rana. - I obydwoje wróciliśmy do pokoi.
Wróciłem do pokoju i się położyłem. Jak co noc Ann chciała się do mnie przytulić. Po jakimś czasie znaleźliśmy pozycję która była dla nas wygodna i Ann nic nie bolało.
Obudził mnie telefon. Szybko odebrałem. Dzwonił Coma.
- No co jest? Nie wiesz że ja o tej porze śpię?
- Wiem, ale to jest ważne. Jesteśmy na komisariacie. Tak dokładniej za kratkami. Od kilku dni. Fajnie że nas szukacie.
- Aa to dlatego nie było Was tyle czasu w domu. Co narobiliście?
- Napaść na policjanta. Nie pytaj. Żaden z nas nic nie pamięta. Weź przyjedź z kaucją.
- Spoko, przyjadę. - I CC się rozłączył. - Jeśli mamy jeszcze kasę. - Wyszeptałem.
Po chwili skakałem cicho po pokoju na jednej nodze, próbując ubrać spodnie z bułką w gębie. Taki widok miała Ann kiedy się obudziła.
- Co ty wyrabiasz?
- Chłopaki są na komisariacie od kilku dni. Siedzą za kratami. Trzeba kaucję wpłacić.
- Aha. Obudziłeś Ash'a?
- Nie. Mogłabyś?
- Tak tylko się ubiorę.
- Jasne. - Uśmiechnąłem się.
- Ty się zawsze rano tak uśmiechasz?- Mówiła kończąc się ubierać i zaczynając czesać włosy.
- Nie zawsze, tylko kiedy Ciebie widzę.
- Mam podobnie. - Podszedłem i dałem jej buzi.
- Jestem ogarnięta, idę po niego.
------------------------------------------------------Ann---------------------------------------------------------------
Poszłam do pokoju Ash'a i Mercy. Proszę żeby oni się nie kochali. Proszę żeby spali. Podeszłam do ich pokoju i przyłożyłam ucho. Nic nie usłyszałam. Weszłam do pokoju. Spali. Moje modlitwy zostały wysłuchane. Podeszłam do Ashley'a.
- Ash, obudź się. - Lekko go szturchałam. - Purdy wstawaj.
- No,co zaś? Która jest w ogóle godzina?- Mówił jeszcze sennym i cichym głosem.
- Koło 8 rano. Ubierajcie się. Tym razem chłopaki są na komisariacie. Dlatego ich nie było. Trza kaucję wpłacić.
- Taa, ciekawe czym. Ile ta kaucja?
- Nie wiem Andy wie.
- Okay. Już wstajemy.
- Czekaj, ja chcę ją obudzić.- Powiedziałam, a Ash pokiwał głową. Podeszłam do niej i zaczęłam ją głaskać po policzku. Po kilku rucham klepnęłam ją trochę- bardzo mocniej.
- Kurwa, Rose!!- Skąd wiedziała że to ja. Kiedy chciała wstać i mnie gonić mnie już w pokoju nie było.
Kiedy weszłam do pokoju Andy był już ogarnięty.
- I co? Wstają?
- Wstają. - Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Idę na dół, idziesz też?
- Idę. - Szłam przed Andy'm. Nie wiem czemu, ale wydawał mi się że Andy coś planuje. Dobrze mi się wydawało. Podszedł szybko do mnie i z zaskoczenia wziął na ręce i zaczął się kręcić w kółko. Lekko piszczałam. Obydwoje się śmialiśmy. Po zakończonej zabawie, Andy dalej niósł mnie na rękach.
- Fajnie tak? - Delikatnie się uśmiechnął.

- Nawet bardzo. - Też się uśmiechnęłam.
- Czemu jesteś taka lekka?
- Nie jestem lekka, jestem gruba. - Taka prawda.
- Przecież ty jesteś same kości i trochę krwi. Przecież nie wiem czy ty chociaż 50 kilo ważysz?
- To pytanie?- Pokiwał głową.- Ważę 47 kilogramów.
- No właśnie. Mówiłem. Ty jesteś wręcz za chuda.
- Nie prawda.
- Prawda, prawda. Jesteś za chuda według mnie.
- Nie prawda. Jestem za gruba. Powinnam mniej jeść.
- Nie. Jeżeli będziesz mniej jeść, to za nie długo mi stąd znikniesz.
- Nie zniknę .
- Nie waż mi się odchudzać.
- No dobrze. - Powiedziałam kiedy siedzieliśmy na kanapie, czekając na tamtą dwójkę. - Andy? Pamiętasz co mi obiecałeś?
- CO obiecał?- Wtrącił się Ashley.
- Pamiętam. - Odpowiedział Andy do mnie szeptem. - Nic ważnego. - No chyba nie dla mnie.
- Chodźcie do auta. Trzeba jechać bo nas zjedzą.- Powiedziała Mery.
- To idźcie. Zaraz przyjdziemy. - Powiedział Andy.
- Dobra. Tylko szybko.- Odpowiedział Ashley.
- Okay.- Kiedy wyszli Andy zaczął mówić do mnie.
- Pamiętam co obiecałem. Chyba będziemy musieli iść jednak do Ash'a. - Nie wieżę. Andy sam się przyznał. Sam zupełnie. Nie musiałam tego z niego wyciągać. Wreszcie się przede mną otwiera.
- Jest gorzej?
- Przynajmniej tak mi się wydaje. Bardziej boli.
- To kiedy do niego idziemy?
- Możemy wieczorem?
- Tak. Pójdziemy wieczorem.
- Dzięki.- Wziął moją rękę. - Teraz już chodźmy. - Chwycił moją rękę mocniej i poszliśmy do auta. Po jakichś pół godzinie byliśmy na komisariacie. Policjant nas pamiętał. Niestety.
- Dzień Dobry. Przepraszam na chwilę. - Policjant Puper ( miał plakietkę z imieniem) wyszedł z pomieszczenia. Po jakimś czasie poprosił mnie i Mercy do tego pomieszczenia. Andy i Ash chcieli iść z nami, ale Puper nie pozwolił.
- Co państwo chcecie od nas? - Zapytałam.
- Czemu wy obydwie nie jesteście u swojej mamy?
- Jeżeli Pan o tym chce rozmawiać chodźmy tam. - Marcy wskazała palcem na pokój w którym zostali chłopaki.
- Dobrze, chodźmy. - Po chwili byliśmy już u chłopaków. Za podeszłam do Andy'ego i chwyciłam go za rękę, Mercy to samo zrobiła przy Ash'u.
- A więc wracając do tematu.- Zaczął drugi policjant. - Czemu wy nie jesteście u swojej mamy?
- Bo uciekłyśmy. - Powiedziała, bez uczuciowo Mery.
- Czemu?
- Pan się pyta czemu uciekłyśmy? Pokazać Panu? Andy mogę? - Wyszeptałam.
- Tak, pokażcie mu.- Powiedział Andy ze złością w oczach.
- Co ona Wam zrobiła. - Dokończył Ash z takim samym wyrazem twarzy.
Wtedy podniosłyśmy bluzki odsłaniając brzuchy.
- Widzi Pan? I pan się dziwi że wolimy mieszkać z naszymi chłopaki i ich kolegami niż z nią.
- Dobrze, rozumiemy. Czy Panie chcą to zgłosić?
- Nie chcemy. Nie ma po co.
- Dobrze. Ale czy na pewno chcecie mieszkać z nimi? To jest zespół rock'owy.
- Na pewno. To są nasi chłopacy. My ich kochamy, oni nas. A to że oni tacy są, to nam pasuje.
- A przepraszam, czy Pan chce nam coś zarzucić?
- Nie, przepraszam jeśli coś tak zabrzmiało.
- Dobra, daj se Pan spokój. My tu nie na gadu-gadu tylko wyciągnąć przyjaciół. - Mówił wścieknięty Ash.
- Jak koledzy się nazywają?
- Christian Coma, Jeremy Ferguson i Jake Pitts.
- Dobrze, pamiętam ich na pamięć. Jako jedyni zaatakowali jednego policjanta w trójkę, a ten policjant ich po chwili powalił.- Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Kiedy się uspokoiliśmy policjant kontynuował. -Kaucja jest nie wielka jako że to był pierwszy raz. 150 złoty za głowę.
- Czyli 450 złoty. Nie tak źle. Andy za Ciebie było więcej niż tylko za nich w trójkę. Drogi jesteś.
- Tylko trochę. - Odpowiedział Ash'owi Andy. - Proszę. - Podał Andy pieniądze. - A teraz niech Pan odda nam przyjaciół.
- Idź po nich. - Po chwili staliśmy z nimi i się witaliśmy.
Wyszliśmy z komisariatu.
- Ej, bo strzelam że żaden, to znaczy, nikt z nas nie jadł śniadania. Może pojedziemy gdzieś?- Powiedział w dalszym ciągu wścieknięty Ash.
- Dobra. Tylko na co?- Powiedział przyspany Jake.
- Może pizza?- Zaproponował Ash.
- Ja wolę pierogi!- Wykrzyknął CC.
- Nie! Ja chcę Hamburgera!- Tym razem Jixx.
- NIEE. Jedziemy na pierogi!
- Przymknij japę, Coma. Jedziemy na pizze!
- Jedziemy na Hamburgera!
- Pierogi, kurwa.
- Pizza!- W dalszym ciągu się darli. Zdziwiło mnie że Andy się nie mieszał w ich dyskusję.
- Pierogi!!
- Kurwa mać. Przymknijcie te wasze, krzywe japy! Pojedziemy tam gdzie jest wszystko co chcecie! I przymknąć te japy i się nie drzeć. Zachowujecie się gorzej niż dzieci. - Dlatego Andy się nie odzywał. Zauważyłam że Andy ma jakiś kiepski humor od kąt wyszliśmy z komisariatu. Wydaje mi się że przez tych policjantów, ale głowy uciąć nie dam. Mam nadzieje że nie jest zły na mnie. Ostatnio kiedy miał taki humor, mocno się pokłóciliśmy. Mam nadzieję że tym razem tak nie będzie. Spytała bym się go co jest, ale prowadził i nie chciałam go rozpraszać.
- Dobra, Andy weź się nie denerwuj. Złość piękności szkodzi.
- Jak mam się na Was nie wkurwiać, jeżeli zachowujecie się gorzej niż bylibyście nachlani?
- Dobra, dobra. Będzie już spokój. Jeju okres dostaniesz czy jak? Zwykle się tak nie zachowujesz. - Kontynuował CC.
- No i co? Ale teraz się tak zachowuję.
- Dobra, dajcie mu spokój. Przecież to dzięki niemu wyszliście, a teraz na nim psy wieszacie. No nie wiem jak wy, no ale ja już kasy prawie nie mam i czekam aż w przyszłym tygodniu Sammi prześle nam resztę naszej kasy. Strzelam że Andy teraz już kasy nie ma. Wy się weźcie cieszcie że mogliście wyjść. - Mówił Ash.
- Dobra no. - Odpowiedział Jinxx.
Dyskusja na tym się zakończyła. Wyszliśmy z auta i poszliśmy do knajpki, która nazywała się : Hard rock u Misia. Ciekawe kim jest ten miś. Weszliśmy do środka.
W środku panował taki klimat trochę łowiecki (?) tzn drewniane ławki, obrazy zwierząt. Ogólnie w około nas jasne drewno i trochę kamienia. Ciekawie.
Usiedliśmy do ławki. Wszyscy się pomieściliśmy. Każdy zamówił to co chciał. CC zamówił pierogi z kapustą i grzybami, Jinxx Hamburgera z serem i czymś tam jeszcze, Mery zamówiła jakąś sałatkę, Jake i Ash na pół wzięli dużą pizzę z serem, pieczarkami, ananasem i kukurydzą. Andy zamówił bezmięsną wersję Tortilli. Ja się zastanawiałam pomiędzy tym co Andy zamówił, a sałatką tysiąca smaków. Cokolwiek to znaczyło. Skończyło się na risotto z truskawkami.

W między czasie CC zaczął zarywać do kelnerki próbując przebłagać ją abyś my nie musieli płacić. Wyciągnął takie argumenty jak: Jesteśmy sławni, jeśli dacie nam jeść za darmo damy Wam rekomendację dobrego jedzenia. Kelnerka powiedziała że może jedynie zaproponować nam darmową colę. Christian nie był ucieszony. Przez cały czas kiedy jedliśmy miał focha na tą kelnerkę.
- A tak w ogóle jak to zrobiliście że położył Was jeden policjant?- Spytał Andy, który przez większość czasu się nie odzywał. Odezwał się chyba pierwszy raz od godziny. Tylko raz do mnie się odezwał. Spytał jak się czuję bo wyglądam blado. Nie ukrywam ucieszyło mnie że zadał to pytanie, bo to znaczy że nie jest na mnie zły. Ja również spytałam jak się czuje. Odpowiedział że bywało lepiej, ale źle nie jest. Należy też wspomnieć że nadal nie dostaliśmy swojego jedzenia, a mój żołądek domaga się jedzenia.
- No bo to było tak że... Tak że byliśmy nachlani. Porządnie. Podeszliśmy do niego bo Jake myślał że to Oliver i chciał się domagać swojej kasy którą mu pożyczył w 2010. Podszedł go od tyłu. - Skojarzenia? Jesteśmy!- Położył mu rękę na ramieniu i krzyknął '' Śmieciu oddaj mi kasę''. Policjant się przestraszył i przerzucił go przez plecy. Wtedy my się zaczęliśmy z nim kłócić. I tyle.- Zaczęła mówić mamusia-Jinxx,
- A jak Was powalił? - Spytał Andy bez jakiego kol wiek wyrazu twarzy.
- To ja powiem. - Odpowiedział Jake z zacieszem na mordzie. - Oni w pewnym sensie sami się powalili. Szli w jego stronę. On stanął z boku. Nie wiem jakim cudem tego nie zauważyli. I podłożył im nogę. Wyłożyli się strasznie. Lepiej niż ja. - Wszyscy wybuchli śmiechem. Przyszło nasze zamówienie. Zaczęliśmy jeść. W końcu Andy zaczął mówić:
- Co z naszą nową płytą? W jakim stylu ją robimy i kiedy?
- Nie wiem. Może zrobimy taką zwykłą płytę? To znaczy zwykłe piosenki nie historia?
- No spoko. Zgadzają się wszyscy?- Dokończył Andy?
- Zgadzają. - Odpowiedział Ash.
- Ok. Dacie radę na jutro przygotować piosenki? I je jutro omówimy? - Rozległ się głosy. Ja dam radę. Ja też i tak w kółko.- Dobra to na jutro.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Nasze porcje były bardzo duże. Chłopaki jakoś swoje pomieścili. Mery zostawiła część swojej sałatki. Ja również zostawiłam dość dużą część swojego jedzenia, chociaż było pyszne.
- Mała czemu nie jesz?- Spytał, szeptem Andy po czym chwycił lekko moją rękę.
- Nie mogę już. Jeśli chcesz to zjedz. Ja już na prawdę nie mogę.
- Ale strasznie mało zjadłaś. Będziesz głodna za chwilę.
- Nie będę. Ja na prawdę nie jestem głodna, nie zmieszczę więcej.
- Na prawdę?
- Na prawdę. Jeśli chcesz to możesz sobie zjeść. Dobre jest to. To... Dobra masz mnie. Zapomniałam jak się to nazywa.
- Aha. To fajnie że nie jestem sam. Też zapomniałem, ale głupio było się pytać. Może sobie to zjem?- Mówił patrząc w sufit. Nie wiem czemu, ale cały czas rozmawialiśmy szeptem. Prawdopodobnie nikt nawet nie wiedział że my tam rozmawiamy.
- Jak chcesz to jedz. Nie zaszkodzi Ci o ile nie masz uczulenia na truskawki?
- No nie mam. Ale ty na pewno nie chcesz? - Ile razy on jeszcze zada to pytanie zanim to zje?
- Na pewno.
- W takim razie, podasz?
- Podam. - Sięgnęłam po talerz. - Proszę.
- Dzięki. - Andy zaczął jeść, a ja zaczęłam przysłuchiwać się o czym gada reszta.Słuchałam ale i tak nic nie zrozumiałam. Zauważyłam że Andy'emu zasmakowało to, to. Inaczej. To co jadł.
- No i co dobre, prawda?
- No prawda.
- Andy, a ty co o tym myślisz?- Spytał Jinxx, całkowicie wybijając z rytmu Andy'ego. Kiedy Mamusia skierowała to pytanie do Biersack'a. Andy'ś dalej był jakiś smutny i przybity.
- Ale o czym co myślę? - Spytał z nieobecnym wyrazem twarzy.
- Weźcie dajcie mu spokój, widzicie że ma gorszy dzień, dziś. - Zaczął Ash. Wyrazie nie chciał żeby Andy odpowiedział na to pytanie.
- Ashley, nie mieszaj się łaskawie. My odpowiemy jeżeli ty odpowiesz. Stwierdziliśmy że poruszymy poważny temat jakim jest samobójstwo. A więc co myślisz o samobójstwie? My odpowiemy po Tobie.- Mówił dalej Jinxx.
- Czemu ja pierwszy? Wy zacznijcie. - Zauważyłam że Andy też próbuje od siebie to pytanie odsunąć.
- Dobra to ja zacznę. - Mówił Ash. - Moim zdaniem samobójstwo to na pewno nie tchórzostwo. Tchórzostwem jest wprowadzanie ludzi w taki stan że myślą że samobójstwo to jedyne wyjście.
- To teraz ja. - Powiedział Jinxx. - Samobójstwo to ostatni krzyk o pomoc.
- Ja mam takie samo zdanie jak Jinxx.- Odpowiedział Jake.
- Ja jak Ash. - Udzielił się CC.- Teraz Andy.
- Może dajcie mu spokój? Widzicie że nie ma nastroju. - Próbował Ash odgonić od niego pytanie.
- Niech odpowie, to tylko jedno pytanie. Nic mu się nie stanie. Zachowujecie się tak jakby temat samobójstwa był Wam aż za dobrze znany. No prawda Andy miał jeden wypadek i coś się mu w rękę stało, ale chyba nie podejrzewasz że nasz mały Andy ma zapędy samobójcze. - Jak dobrze że oni są niczego nie świadomi. Widziałam że to pytanie, nie poprawi mojego skarbowi nastroju. Wręcz go jeszcze bardziej zrujnuje. Andy siedział z rękoma zawiniętymi na piersi i nogą na nodze, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Co jakiś czas tylko spoglądał na mnie lub chwytał za rękę.
- To co Andy odpowiesz?- Spytał, dziwnie poważny, Coma.
- Skoro muszę. Jak nie odpowiem będziecie mnie męczyć dopóki nie odpowiem. No to tak, samobójstwo to jednocześnie największa odwaga na jaką mógł by się odważyć człowiek i największe głupstwo. Pomyślcie tylko, większość samobójstw jest popełniana pod wpływem czegoś, więc ludzie nie są na tyle odważni żeby zrobić to na trzeźwo. A z drugiej strony jest to głupstwo bo wychodzi się na egoistę. Zostawia się rodzinę, bliskie nam osoby - Spojrzał na mnie. - Bo nie możemy sobie poradzić. W każdym razie w moim przekonaniu przeważa to że jest to niebywale trudne i potrzeba odwagi, a osoby które to chcą zrobić nie są tchórzami. - Po minach zebranych wywnioskowałam, że nikt nie spodziewał się czegoś tak głębokiego. Zauważyłam że Andy znów wbił wzrok w podłogę. Stwierdziłam że musi mieć jeszcze gorszy humor przez to że tak go do tego zmuszali. Chciałam chwycić go za rękę. Zaraz kiedy moja ręka dotknęła jego, zabrał ją. Popatrzył na mnie chwilę, zapewne zastanawiając się co się dzieje.
- Widzę że się nie orientujesz co się wydarzyło. - Powiedziałam bezuczuciowym głosem. Wydawało mi się że wziął tą rękę bo coś mu przestało pasować czy coś. - Chciałam chwycić Cię za rękę żeby Cię pocieszyć. - Nie odpowiedział. Patrzył mi w oczy. W jego oczach malował się smutek, zaskoczenie i ból. Coś go bolało. Mocno. Wstałam. - Andy, pójdziesz ze mną? - Nie miałam zamiaru gdzieś daleko iść. Tylko na taką odległość by nas nie słyszeli. Poszliśmy przed restaurację. Andy wyjął papierosa. Jednego zaczął palić a drugim mnie poczęstował.
- No jesteśmy tu. Po co mieliśmy tu przyjść?- Spytał z ledwo wyczuwalną troską w głosie.
- Chciałam się Ciebie spytać, co Cię aż tak bardzo boli.
- Ale mnie nic nie boli. - Serio? Myślał że mnie okłamie?
- Andy, nie kłam. Pomimo że inni nie widzą tego, to ja widzę i wiem.
- W jaki sposób się dowiedziałaś?
- Po pierwsze. Właśnie mi powiedziałeś.
- Dobra jesteś. - Wyszeptał przez zęby.
- A po drugie, widzę w oczach Twoich że Cię coś okropnie boli, albo ewentualnie jest ci choro.
- Strzeliłaś.
- To znaczy co? Źle się czujesz?- Spojrzał na mnie. Wiedziałam już. - Czyli tak. Powiedzmy że Ci wierzę że to wszystko.
- Dobrze. - Chwycił moją rękę. - A tak może być.
- Może. Chcesz już wracać do domu?
- No przydało by się, ale skoro oni chcą siedzieć to wytrzymam.
- Już tutaj nie posiedzimy za długo. Mam nadzieję. Wracamy do środka?
- Dobra, chodźmy . - Zgasiliśmy papierosy i poszliśmy do reszty ekipy.
Kiedy weszliśmy do środka wszyscy się już zbierali, a CC płacił rachunek próbując utargować zniżkę. Jak zwykle się mu nie udało. Po jakieś pół godzinie byliśmy już w domciu. Była już godzina 22.24. Długo nam tam zeszło. Jako że było późno wszyscy poszli spać. Jak dobrze że większość ludu z domu kąpie się rano, Więcej gorącej wody dla mnie.
- Czekaj Andy'ś. - Krzyknęłam kiedy chciał już wchodzić do łazienki.
- Tak?- Wykonał pytający gest rękami.
- Poczekaj chwilkę. Przyniosę Ci Twój szampon.
- Dobrze. - Ja pobiegłam do swojej łazienki i wzięłam średnich rozmiarów, niebieską, pół przejrzystą, buteleczkę z szamponem i odniosłam Andy'emu. Andy dał mi jeszcze buzi i poszedł się kąpać. Zresztą ja tak samo. Kąpiel zajęła mi około 20 minut. Tym razem Andy był pierwszy w pokoju.
- Kochanie. Idę na dół po picie. Przynieść Ci jakieś leki?
- Jak są to proszę.
- Okay. To zaraz wracam. Gdy byłam w kuchni nalałam do dwóch szklanek soku pomarańczowego. W półce z lekami znalazłam coś na gorączkę i jakiś lek przeciw bólowy. Wzięłam to wszystko i udałam się z trudem na górę. Weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku.
- Proszę, tu masz na gorączkę, a tu taki ogólnie przeciw bólowy. - Powiedziałam wyciskając mu po jednej tabletce z każdego opakowania.
- Ale one są takie duże. - Zaczął marudzić jak małe dziecko.
- Andy'ś, połknij je. Pomogą Ci. Będziesz się lepiej czuł. - W końcu po kilku próbach namawiania połknął te tabletki i położyliśmy się.
- Miałaś rację. Trochę lepiej jest. - Powiedział po jakiś 10 minutach od zabrania tabletek.
- To dobrze. - Powiedziałam.
- Mogę mieć pytanko?
- Możesz.
- Nie jest Ci zimno? - Klasyczna sztuczka Andy'ego. Ale trzeba przyznać lubię tę sztuczkę.
- A nie chciałabyś?
- Chciałabyś. - Podsunęłam się do niego. Ułożyłam się wygodnie. Andy położył rękę na moich żebrach. - Auć, Skarbie mógłbyś rękę dać trochę niżej. Żebra mnie bolą.
- Przepraszam, nie wiedziałem. - Skąd miałeś wiedzieć?
- Dobrze, nie przepraszaj. Nie wiedziałeś o tym.
- A właśnie, jak Cię będę te miejsca bardziej boleć to mi powiedz dobrze?
- Dobrze. - Odpowiedziałam.
- Mała, a kiedy idziemy do Ash'a?
- Nie wiem, mówiłeś że Cię bardziej boli. Możemy iść teraz lub jutro? Lub kiedy będziesz chciał?
- Dobrze, To może jutro. Teraz już śpi. - Andy'ś wyraźnie się ucieszył że nie każe mu dzisiaj iść z tym do Ash'a.
- Okay. Jutro już nie możemy zapomnieć. A teraz powiesz mi prawdę? Tam w knajpce Cię bolało tylko nie chciałeś się przyznać?- Zapytałam z niepewnością w głosie,
- I tak o tym wiesz. Nawet jeżeli bym zaprzeczył ty byś wiedziała że tak nie jest. A więc tak bolało mnie i nadał boli. Nie chciałem się przyznać bo no wiesz... tak głupio się przyznać.
- Rozumiem, ale kochanie jak Cię boli coś aż tak bardzo musisz powiedzieć bo coś się może dziać.
- Dobrze. Mała przypomniałaś mi. My za jakiś miesiąc jedziemy w trasę.
- Andy, a ja mogłabym zostać tutaj kiedy wy byście byli w trasie?
- I wrócić do szkoły?
- Tak, skąd wiedziałeś?
- Zgadywałem.
- Dobrze. To mogłabym?
- Jeżeli chcesz to oczywiście tylko obiecaj że będziemy codziennie gadać?
- Obiecuję. - Dałam mu buziaka w policzek.
- A ile by Ci zajęło zdawanie tej matury?
- Nie wiem, w sumie ja mam już trzecią klasę w połowie skończoną, więc w szybszym tempie nauki 3 miesiące.
- To tak akurat. Chciałabyś po skończeniu matury przyjechać do nas w trasę. Jeździłabyś wtedy z nami.
- To znaczy, że zdałabym sobie to na spokojnie, a później do Was przyjechała?
- Tak.
- To dobrze, dwa miesiące nie móc się do Ciebie przytulić, a co dopiero 6 kiedy bylibyście w trasie.
- Też się cieszę. Te dwa miesiące będę okropne.
- Zgadzam się. Pójść z Tobą, do jakiejś szkoły Cię zapisać?
- Jeśli chcesz to oczywiście.
- To może jutro, jak skończymy z piosenkami pójdziemy pochodzić i poszukać?
- Jestem ogarnięta, idę po niego.
------------------------------------------------------Ann---------------------------------------------------------------
Poszłam do pokoju Ash'a i Mercy. Proszę żeby oni się nie kochali. Proszę żeby spali. Podeszłam do ich pokoju i przyłożyłam ucho. Nic nie usłyszałam. Weszłam do pokoju. Spali. Moje modlitwy zostały wysłuchane. Podeszłam do Ashley'a.
- Ash, obudź się. - Lekko go szturchałam. - Purdy wstawaj.
- No,co zaś? Która jest w ogóle godzina?- Mówił jeszcze sennym i cichym głosem.
- Koło 8 rano. Ubierajcie się. Tym razem chłopaki są na komisariacie. Dlatego ich nie było. Trza kaucję wpłacić.
- Taa, ciekawe czym. Ile ta kaucja?
- Nie wiem Andy wie.
- Okay. Już wstajemy.
- Czekaj, ja chcę ją obudzić.- Powiedziałam, a Ash pokiwał głową. Podeszłam do niej i zaczęłam ją głaskać po policzku. Po kilku rucham klepnęłam ją trochę- bardzo mocniej.
- Kurwa, Rose!!- Skąd wiedziała że to ja. Kiedy chciała wstać i mnie gonić mnie już w pokoju nie było.
Kiedy weszłam do pokoju Andy był już ogarnięty.
- I co? Wstają?
- Wstają. - Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Idę na dół, idziesz też?
- Idę. - Szłam przed Andy'm. Nie wiem czemu, ale wydawał mi się że Andy coś planuje. Dobrze mi się wydawało. Podszedł szybko do mnie i z zaskoczenia wziął na ręce i zaczął się kręcić w kółko. Lekko piszczałam. Obydwoje się śmialiśmy. Po zakończonej zabawie, Andy dalej niósł mnie na rękach.
- Fajnie tak? - Delikatnie się uśmiechnął.
- Nawet bardzo. - Też się uśmiechnęłam.
- Czemu jesteś taka lekka?
- Nie jestem lekka, jestem gruba. - Taka prawda.
- Przecież ty jesteś same kości i trochę krwi. Przecież nie wiem czy ty chociaż 50 kilo ważysz?
- To pytanie?- Pokiwał głową.- Ważę 47 kilogramów.
- No właśnie. Mówiłem. Ty jesteś wręcz za chuda.
- Nie prawda.
- Prawda, prawda. Jesteś za chuda według mnie.
- Nie prawda. Jestem za gruba. Powinnam mniej jeść.
- Nie. Jeżeli będziesz mniej jeść, to za nie długo mi stąd znikniesz.
- Nie zniknę .
- Nie waż mi się odchudzać.
- No dobrze. - Powiedziałam kiedy siedzieliśmy na kanapie, czekając na tamtą dwójkę. - Andy? Pamiętasz co mi obiecałeś?
- CO obiecał?- Wtrącił się Ashley.
- Pamiętam. - Odpowiedział Andy do mnie szeptem. - Nic ważnego. - No chyba nie dla mnie.
- Chodźcie do auta. Trzeba jechać bo nas zjedzą.- Powiedziała Mery.
- To idźcie. Zaraz przyjdziemy. - Powiedział Andy.
- Dobra. Tylko szybko.- Odpowiedział Ashley.
- Okay.- Kiedy wyszli Andy zaczął mówić do mnie.
- Pamiętam co obiecałem. Chyba będziemy musieli iść jednak do Ash'a. - Nie wieżę. Andy sam się przyznał. Sam zupełnie. Nie musiałam tego z niego wyciągać. Wreszcie się przede mną otwiera.
- Jest gorzej?
- Przynajmniej tak mi się wydaje. Bardziej boli.
- To kiedy do niego idziemy?
- Możemy wieczorem?
- Tak. Pójdziemy wieczorem.
- Dzięki.- Wziął moją rękę. - Teraz już chodźmy. - Chwycił moją rękę mocniej i poszliśmy do auta. Po jakichś pół godzinie byliśmy na komisariacie. Policjant nas pamiętał. Niestety.
- Dzień Dobry. Przepraszam na chwilę. - Policjant Puper ( miał plakietkę z imieniem) wyszedł z pomieszczenia. Po jakimś czasie poprosił mnie i Mercy do tego pomieszczenia. Andy i Ash chcieli iść z nami, ale Puper nie pozwolił.
- Co państwo chcecie od nas? - Zapytałam.
- Czemu wy obydwie nie jesteście u swojej mamy?
- Jeżeli Pan o tym chce rozmawiać chodźmy tam. - Marcy wskazała palcem na pokój w którym zostali chłopaki.
- Dobrze, chodźmy. - Po chwili byliśmy już u chłopaków. Za podeszłam do Andy'ego i chwyciłam go za rękę, Mercy to samo zrobiła przy Ash'u.
- A więc wracając do tematu.- Zaczął drugi policjant. - Czemu wy nie jesteście u swojej mamy?
- Bo uciekłyśmy. - Powiedziała, bez uczuciowo Mery.
- Czemu?
- Pan się pyta czemu uciekłyśmy? Pokazać Panu? Andy mogę? - Wyszeptałam.
- Tak, pokażcie mu.- Powiedział Andy ze złością w oczach.
- Co ona Wam zrobiła. - Dokończył Ash z takim samym wyrazem twarzy.
Wtedy podniosłyśmy bluzki odsłaniając brzuchy.
- Widzi Pan? I pan się dziwi że wolimy mieszkać z naszymi chłopaki i ich kolegami niż z nią.
- Dobrze, rozumiemy. Czy Panie chcą to zgłosić?
- Nie chcemy. Nie ma po co.
- Dobrze. Ale czy na pewno chcecie mieszkać z nimi? To jest zespół rock'owy.
- Na pewno. To są nasi chłopacy. My ich kochamy, oni nas. A to że oni tacy są, to nam pasuje.
- A przepraszam, czy Pan chce nam coś zarzucić?
- Nie, przepraszam jeśli coś tak zabrzmiało.
- Dobra, daj se Pan spokój. My tu nie na gadu-gadu tylko wyciągnąć przyjaciół. - Mówił wścieknięty Ash.
- Jak koledzy się nazywają?
- Christian Coma, Jeremy Ferguson i Jake Pitts.
- Dobrze, pamiętam ich na pamięć. Jako jedyni zaatakowali jednego policjanta w trójkę, a ten policjant ich po chwili powalił.- Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Kiedy się uspokoiliśmy policjant kontynuował. -Kaucja jest nie wielka jako że to był pierwszy raz. 150 złoty za głowę.
- Czyli 450 złoty. Nie tak źle. Andy za Ciebie było więcej niż tylko za nich w trójkę. Drogi jesteś.
- Tylko trochę. - Odpowiedział Ash'owi Andy. - Proszę. - Podał Andy pieniądze. - A teraz niech Pan odda nam przyjaciół.
- Idź po nich. - Po chwili staliśmy z nimi i się witaliśmy.
Wyszliśmy z komisariatu.
- Ej, bo strzelam że żaden, to znaczy, nikt z nas nie jadł śniadania. Może pojedziemy gdzieś?- Powiedział w dalszym ciągu wścieknięty Ash.
- Dobra. Tylko na co?- Powiedział przyspany Jake.
- Może pizza?- Zaproponował Ash.
- Ja wolę pierogi!- Wykrzyknął CC.
- Nie! Ja chcę Hamburgera!- Tym razem Jixx.
- NIEE. Jedziemy na pierogi!
- Przymknij japę, Coma. Jedziemy na pizze!
- Jedziemy na Hamburgera!
- Pierogi, kurwa.
- Pizza!- W dalszym ciągu się darli. Zdziwiło mnie że Andy się nie mieszał w ich dyskusję.
- Pierogi!!
- Kurwa mać. Przymknijcie te wasze, krzywe japy! Pojedziemy tam gdzie jest wszystko co chcecie! I przymknąć te japy i się nie drzeć. Zachowujecie się gorzej niż dzieci. - Dlatego Andy się nie odzywał. Zauważyłam że Andy ma jakiś kiepski humor od kąt wyszliśmy z komisariatu. Wydaje mi się że przez tych policjantów, ale głowy uciąć nie dam. Mam nadzieje że nie jest zły na mnie. Ostatnio kiedy miał taki humor, mocno się pokłóciliśmy. Mam nadzieję że tym razem tak nie będzie. Spytała bym się go co jest, ale prowadził i nie chciałam go rozpraszać.
- Dobra, Andy weź się nie denerwuj. Złość piękności szkodzi.
- Jak mam się na Was nie wkurwiać, jeżeli zachowujecie się gorzej niż bylibyście nachlani?
- Dobra, dobra. Będzie już spokój. Jeju okres dostaniesz czy jak? Zwykle się tak nie zachowujesz. - Kontynuował CC.
- No i co? Ale teraz się tak zachowuję.
- Dobra, dajcie mu spokój. Przecież to dzięki niemu wyszliście, a teraz na nim psy wieszacie. No nie wiem jak wy, no ale ja już kasy prawie nie mam i czekam aż w przyszłym tygodniu Sammi prześle nam resztę naszej kasy. Strzelam że Andy teraz już kasy nie ma. Wy się weźcie cieszcie że mogliście wyjść. - Mówił Ash.
- Dobra no. - Odpowiedział Jinxx.
Dyskusja na tym się zakończyła. Wyszliśmy z auta i poszliśmy do knajpki, która nazywała się : Hard rock u Misia. Ciekawe kim jest ten miś. Weszliśmy do środka.
W środku panował taki klimat trochę łowiecki (?) tzn drewniane ławki, obrazy zwierząt. Ogólnie w około nas jasne drewno i trochę kamienia. Ciekawie.
Usiedliśmy do ławki. Wszyscy się pomieściliśmy. Każdy zamówił to co chciał. CC zamówił pierogi z kapustą i grzybami, Jinxx Hamburgera z serem i czymś tam jeszcze, Mery zamówiła jakąś sałatkę, Jake i Ash na pół wzięli dużą pizzę z serem, pieczarkami, ananasem i kukurydzą. Andy zamówił bezmięsną wersję Tortilli. Ja się zastanawiałam pomiędzy tym co Andy zamówił, a sałatką tysiąca smaków. Cokolwiek to znaczyło. Skończyło się na risotto z truskawkami.

W między czasie CC zaczął zarywać do kelnerki próbując przebłagać ją abyś my nie musieli płacić. Wyciągnął takie argumenty jak: Jesteśmy sławni, jeśli dacie nam jeść za darmo damy Wam rekomendację dobrego jedzenia. Kelnerka powiedziała że może jedynie zaproponować nam darmową colę. Christian nie był ucieszony. Przez cały czas kiedy jedliśmy miał focha na tą kelnerkę.
- A tak w ogóle jak to zrobiliście że położył Was jeden policjant?- Spytał Andy, który przez większość czasu się nie odzywał. Odezwał się chyba pierwszy raz od godziny. Tylko raz do mnie się odezwał. Spytał jak się czuję bo wyglądam blado. Nie ukrywam ucieszyło mnie że zadał to pytanie, bo to znaczy że nie jest na mnie zły. Ja również spytałam jak się czuje. Odpowiedział że bywało lepiej, ale źle nie jest. Należy też wspomnieć że nadal nie dostaliśmy swojego jedzenia, a mój żołądek domaga się jedzenia.
- No bo to było tak że... Tak że byliśmy nachlani. Porządnie. Podeszliśmy do niego bo Jake myślał że to Oliver i chciał się domagać swojej kasy którą mu pożyczył w 2010. Podszedł go od tyłu. - Skojarzenia? Jesteśmy!- Położył mu rękę na ramieniu i krzyknął '' Śmieciu oddaj mi kasę''. Policjant się przestraszył i przerzucił go przez plecy. Wtedy my się zaczęliśmy z nim kłócić. I tyle.- Zaczęła mówić mamusia-Jinxx,
- A jak Was powalił? - Spytał Andy bez jakiego kol wiek wyrazu twarzy.
- To ja powiem. - Odpowiedział Jake z zacieszem na mordzie. - Oni w pewnym sensie sami się powalili. Szli w jego stronę. On stanął z boku. Nie wiem jakim cudem tego nie zauważyli. I podłożył im nogę. Wyłożyli się strasznie. Lepiej niż ja. - Wszyscy wybuchli śmiechem. Przyszło nasze zamówienie. Zaczęliśmy jeść. W końcu Andy zaczął mówić:
- Co z naszą nową płytą? W jakim stylu ją robimy i kiedy?
- Nie wiem. Może zrobimy taką zwykłą płytę? To znaczy zwykłe piosenki nie historia?
- No spoko. Zgadzają się wszyscy?- Dokończył Andy?
- Zgadzają. - Odpowiedział Ash.
- Ok. Dacie radę na jutro przygotować piosenki? I je jutro omówimy? - Rozległ się głosy. Ja dam radę. Ja też i tak w kółko.- Dobra to na jutro.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Nasze porcje były bardzo duże. Chłopaki jakoś swoje pomieścili. Mery zostawiła część swojej sałatki. Ja również zostawiłam dość dużą część swojego jedzenia, chociaż było pyszne.
- Mała czemu nie jesz?- Spytał, szeptem Andy po czym chwycił lekko moją rękę.
- Nie mogę już. Jeśli chcesz to zjedz. Ja już na prawdę nie mogę.
- Ale strasznie mało zjadłaś. Będziesz głodna za chwilę.
- Nie będę. Ja na prawdę nie jestem głodna, nie zmieszczę więcej.
- Na prawdę?
- Na prawdę. Jeśli chcesz to możesz sobie zjeść. Dobre jest to. To... Dobra masz mnie. Zapomniałam jak się to nazywa.
- Aha. To fajnie że nie jestem sam. Też zapomniałem, ale głupio było się pytać. Może sobie to zjem?- Mówił patrząc w sufit. Nie wiem czemu, ale cały czas rozmawialiśmy szeptem. Prawdopodobnie nikt nawet nie wiedział że my tam rozmawiamy.
- Jak chcesz to jedz. Nie zaszkodzi Ci o ile nie masz uczulenia na truskawki?
- No nie mam. Ale ty na pewno nie chcesz? - Ile razy on jeszcze zada to pytanie zanim to zje?
- Na pewno.
- W takim razie, podasz?
- Podam. - Sięgnęłam po talerz. - Proszę.
- Dzięki. - Andy zaczął jeść, a ja zaczęłam przysłuchiwać się o czym gada reszta.Słuchałam ale i tak nic nie zrozumiałam. Zauważyłam że Andy'emu zasmakowało to, to. Inaczej. To co jadł.
- No i co dobre, prawda?
- No prawda.
- Andy, a ty co o tym myślisz?- Spytał Jinxx, całkowicie wybijając z rytmu Andy'ego. Kiedy Mamusia skierowała to pytanie do Biersack'a. Andy'ś dalej był jakiś smutny i przybity.
- Ale o czym co myślę? - Spytał z nieobecnym wyrazem twarzy.
- Weźcie dajcie mu spokój, widzicie że ma gorszy dzień, dziś. - Zaczął Ash. Wyrazie nie chciał żeby Andy odpowiedział na to pytanie.
- Ashley, nie mieszaj się łaskawie. My odpowiemy jeżeli ty odpowiesz. Stwierdziliśmy że poruszymy poważny temat jakim jest samobójstwo. A więc co myślisz o samobójstwie? My odpowiemy po Tobie.- Mówił dalej Jinxx.
- Czemu ja pierwszy? Wy zacznijcie. - Zauważyłam że Andy też próbuje od siebie to pytanie odsunąć.
- Dobra to ja zacznę. - Mówił Ash. - Moim zdaniem samobójstwo to na pewno nie tchórzostwo. Tchórzostwem jest wprowadzanie ludzi w taki stan że myślą że samobójstwo to jedyne wyjście.
- To teraz ja. - Powiedział Jinxx. - Samobójstwo to ostatni krzyk o pomoc.
- Ja mam takie samo zdanie jak Jinxx.- Odpowiedział Jake.
- Ja jak Ash. - Udzielił się CC.- Teraz Andy.
- Może dajcie mu spokój? Widzicie że nie ma nastroju. - Próbował Ash odgonić od niego pytanie.
- Niech odpowie, to tylko jedno pytanie. Nic mu się nie stanie. Zachowujecie się tak jakby temat samobójstwa był Wam aż za dobrze znany. No prawda Andy miał jeden wypadek i coś się mu w rękę stało, ale chyba nie podejrzewasz że nasz mały Andy ma zapędy samobójcze. - Jak dobrze że oni są niczego nie świadomi. Widziałam że to pytanie, nie poprawi mojego skarbowi nastroju. Wręcz go jeszcze bardziej zrujnuje. Andy siedział z rękoma zawiniętymi na piersi i nogą na nodze, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Co jakiś czas tylko spoglądał na mnie lub chwytał za rękę.
- To co Andy odpowiesz?- Spytał, dziwnie poważny, Coma.
- Skoro muszę. Jak nie odpowiem będziecie mnie męczyć dopóki nie odpowiem. No to tak, samobójstwo to jednocześnie największa odwaga na jaką mógł by się odważyć człowiek i największe głupstwo. Pomyślcie tylko, większość samobójstw jest popełniana pod wpływem czegoś, więc ludzie nie są na tyle odważni żeby zrobić to na trzeźwo. A z drugiej strony jest to głupstwo bo wychodzi się na egoistę. Zostawia się rodzinę, bliskie nam osoby - Spojrzał na mnie. - Bo nie możemy sobie poradzić. W każdym razie w moim przekonaniu przeważa to że jest to niebywale trudne i potrzeba odwagi, a osoby które to chcą zrobić nie są tchórzami. - Po minach zebranych wywnioskowałam, że nikt nie spodziewał się czegoś tak głębokiego. Zauważyłam że Andy znów wbił wzrok w podłogę. Stwierdziłam że musi mieć jeszcze gorszy humor przez to że tak go do tego zmuszali. Chciałam chwycić go za rękę. Zaraz kiedy moja ręka dotknęła jego, zabrał ją. Popatrzył na mnie chwilę, zapewne zastanawiając się co się dzieje.
- Widzę że się nie orientujesz co się wydarzyło. - Powiedziałam bezuczuciowym głosem. Wydawało mi się że wziął tą rękę bo coś mu przestało pasować czy coś. - Chciałam chwycić Cię za rękę żeby Cię pocieszyć. - Nie odpowiedział. Patrzył mi w oczy. W jego oczach malował się smutek, zaskoczenie i ból. Coś go bolało. Mocno. Wstałam. - Andy, pójdziesz ze mną? - Nie miałam zamiaru gdzieś daleko iść. Tylko na taką odległość by nas nie słyszeli. Poszliśmy przed restaurację. Andy wyjął papierosa. Jednego zaczął palić a drugim mnie poczęstował.
- No jesteśmy tu. Po co mieliśmy tu przyjść?- Spytał z ledwo wyczuwalną troską w głosie.
- Chciałam się Ciebie spytać, co Cię aż tak bardzo boli.
- Ale mnie nic nie boli. - Serio? Myślał że mnie okłamie?
- Andy, nie kłam. Pomimo że inni nie widzą tego, to ja widzę i wiem.
- W jaki sposób się dowiedziałaś?
- Po pierwsze. Właśnie mi powiedziałeś.
- Dobra jesteś. - Wyszeptał przez zęby.
- A po drugie, widzę w oczach Twoich że Cię coś okropnie boli, albo ewentualnie jest ci choro.
- Strzeliłaś.
- To znaczy co? Źle się czujesz?- Spojrzał na mnie. Wiedziałam już. - Czyli tak. Powiedzmy że Ci wierzę że to wszystko.
- Dobrze. - Chwycił moją rękę. - A tak może być.
- Może. Chcesz już wracać do domu?
- No przydało by się, ale skoro oni chcą siedzieć to wytrzymam.
- Już tutaj nie posiedzimy za długo. Mam nadzieję. Wracamy do środka?
- Dobra, chodźmy . - Zgasiliśmy papierosy i poszliśmy do reszty ekipy.
Kiedy weszliśmy do środka wszyscy się już zbierali, a CC płacił rachunek próbując utargować zniżkę. Jak zwykle się mu nie udało. Po jakieś pół godzinie byliśmy już w domciu. Była już godzina 22.24. Długo nam tam zeszło. Jako że było późno wszyscy poszli spać. Jak dobrze że większość ludu z domu kąpie się rano, Więcej gorącej wody dla mnie.
- Czekaj Andy'ś. - Krzyknęłam kiedy chciał już wchodzić do łazienki.
- Tak?- Wykonał pytający gest rękami.
- Poczekaj chwilkę. Przyniosę Ci Twój szampon.
- Dobrze. - Ja pobiegłam do swojej łazienki i wzięłam średnich rozmiarów, niebieską, pół przejrzystą, buteleczkę z szamponem i odniosłam Andy'emu. Andy dał mi jeszcze buzi i poszedł się kąpać. Zresztą ja tak samo. Kąpiel zajęła mi około 20 minut. Tym razem Andy był pierwszy w pokoju.
- Kochanie. Idę na dół po picie. Przynieść Ci jakieś leki?
- Jak są to proszę.
- Okay. To zaraz wracam. Gdy byłam w kuchni nalałam do dwóch szklanek soku pomarańczowego. W półce z lekami znalazłam coś na gorączkę i jakiś lek przeciw bólowy. Wzięłam to wszystko i udałam się z trudem na górę. Weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku.
- Proszę, tu masz na gorączkę, a tu taki ogólnie przeciw bólowy. - Powiedziałam wyciskając mu po jednej tabletce z każdego opakowania.
- Ale one są takie duże. - Zaczął marudzić jak małe dziecko.
- Andy'ś, połknij je. Pomogą Ci. Będziesz się lepiej czuł. - W końcu po kilku próbach namawiania połknął te tabletki i położyliśmy się.
- Miałaś rację. Trochę lepiej jest. - Powiedział po jakiś 10 minutach od zabrania tabletek.
- To dobrze. - Powiedziałam.
- Mogę mieć pytanko?
- Możesz.
- Nie jest Ci zimno? - Klasyczna sztuczka Andy'ego. Ale trzeba przyznać lubię tę sztuczkę.
- A nie chciałabyś?
- Chciałabyś. - Podsunęłam się do niego. Ułożyłam się wygodnie. Andy położył rękę na moich żebrach. - Auć, Skarbie mógłbyś rękę dać trochę niżej. Żebra mnie bolą.
- Przepraszam, nie wiedziałem. - Skąd miałeś wiedzieć?
- Dobrze, nie przepraszaj. Nie wiedziałeś o tym.
- A właśnie, jak Cię będę te miejsca bardziej boleć to mi powiedz dobrze?
- Dobrze. - Odpowiedziałam.
- Mała, a kiedy idziemy do Ash'a?
- Nie wiem, mówiłeś że Cię bardziej boli. Możemy iść teraz lub jutro? Lub kiedy będziesz chciał?
- Dobrze, To może jutro. Teraz już śpi. - Andy'ś wyraźnie się ucieszył że nie każe mu dzisiaj iść z tym do Ash'a.
- Okay. Jutro już nie możemy zapomnieć. A teraz powiesz mi prawdę? Tam w knajpce Cię bolało tylko nie chciałeś się przyznać?- Zapytałam z niepewnością w głosie,
- I tak o tym wiesz. Nawet jeżeli bym zaprzeczył ty byś wiedziała że tak nie jest. A więc tak bolało mnie i nadał boli. Nie chciałem się przyznać bo no wiesz... tak głupio się przyznać.
- Rozumiem, ale kochanie jak Cię boli coś aż tak bardzo musisz powiedzieć bo coś się może dziać.
- Dobrze. Mała przypomniałaś mi. My za jakiś miesiąc jedziemy w trasę.
- Andy, a ja mogłabym zostać tutaj kiedy wy byście byli w trasie?
- I wrócić do szkoły?
- Tak, skąd wiedziałeś?
- Zgadywałem.
- Dobrze. To mogłabym?
- Jeżeli chcesz to oczywiście tylko obiecaj że będziemy codziennie gadać?
- Obiecuję. - Dałam mu buziaka w policzek.
- A ile by Ci zajęło zdawanie tej matury?
- Nie wiem, w sumie ja mam już trzecią klasę w połowie skończoną, więc w szybszym tempie nauki 3 miesiące.
- To tak akurat. Chciałabyś po skończeniu matury przyjechać do nas w trasę. Jeździłabyś wtedy z nami.
- To znaczy, że zdałabym sobie to na spokojnie, a później do Was przyjechała?
- Tak.
- To dobrze, dwa miesiące nie móc się do Ciebie przytulić, a co dopiero 6 kiedy bylibyście w trasie.
- Też się cieszę. Te dwa miesiące będę okropne.
- Zgadzam się. Pójść z Tobą, do jakiejś szkoły Cię zapisać?
- Jeśli chcesz to oczywiście.
- To może jutro, jak skończymy z piosenkami pójdziemy pochodzić i poszukać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz