poniedziałek, 7 września 2015

Informacja

Nie ma rozdziału. Nie będzie. Postanowiłam że zacznę wszystko od nowa. Nowi bohaterzy. Nowe historie. Lepszy polski. Przepraszam Was że tak bez ostrzerzenia. Pod dołem jest link do nowego bloga. Mam nadzieję że lepszego.


Wiem że tu jest wszystko napisane bez większego ładu i składu ale dla mnie też to łatwe nie jest. Od początku istnienia tego bloga, co dziennie wieczorem ( albo prawie codziennie, w każdym razie często) siadałam i pisałam.  Bywało że jeden rozdział pisałam prawie miesiąc. Jednak chciałam go skończyć.


Przyznam się Wam do czegoś.Zakładając tego bloga nie wierzyłam że ten blog będzie miał chociaż 500 wyświetleń. Czy nawet 300. Jednak to się udało za co Wam dziękuje. Z początku pisałam tego bloga myśląc że to się nie rozwinie. Że nie będę tego pisać zbyt długo. Że nie napiszę chodźby 10 rozdziałów. Jednak okazało się że w pewien sposób to pokochałam. To jak wchodziłam na tego jebanego bloggera. Nawet to jak okazywało się że nawet jedna osoba nie weszła na bloga. Zwykle wtedy dostawałam niesamowite kopa i prałam się zza pisanie żeby jednak ta jedna osoba weszła. A kiedy okazywało się że już jedna osoba weszła to skakałam pod sufit a jeżeli ktoś skomentował to na prawdę byłam w siódmym niebie.

Dlatego dziękuję Wam wszystkim nawet jeśli się Wam moje wypociny nie podobały.

Do zabaczenia, lub czytania czy cokolwiek - ZmarłaBuntowniczka.


Jako że to ostatni wpis na tym blogu, możecie mi zadawać pytania a wszystko. Odpowiem. Może Wam to jakoś wynagrodzi, te rozdziały kompletnie bez składuu i zamknięcie bloga bez zapowiedzenia.


LINK DO NOWEGO BLOGA: 

http://allyourhatebvb.blogspot.com/

sobota, 5 września 2015

Rozdział 29

- Nawet na Femme?
- Nawet.
- Wierzę, ale to nie zmienia faktu że nie powinieneś w ogólne do mnie teraz przychodzić. Najlepiej zostaw mnie.
- Czemu?
- Wiesz jakoś nie mam ochoty słuchać ludzi którzy mają na mnie wyjebane.
- Ale... - Przerwała mi.
- Żadnego ale. Nie kłam już więcej. Już dość mnie skrzywdziłeś dając moją bransoletkę Juliet, całując się z nią albo ją tu sprowadzając. Szczerze to jedyne na co mam ochotę to... A zresztą nie ważne.
- Wiem że Cię to bolało.
- Nie bolało. Kurwa mać, boli cały czas!. Myślisz że ja jak co po niektórzy umiem pocieszyć się kimś innym chwilę po zerwaniu? Otóż nie. - Przybliżyłem moją rękę do jej dłoni. - Nie próbuj mnie dotykać.
- Ale czemu?
- Temu. Zostaw mnie. W szczególności że Ciebie pewnie nawet w jednej dziesiątej nie boli tak jak mnie.
- Boli. Boli mnie też, że Cię tak potraktowałem. Ja... Ja, Cię kocham.
- Nie było widać. Zostaw mnie w końcu w świętym spokoju. Proszę.- Naleciały jej łzy do oczu. Wybiegła z pokoju. Ja opadłem na łóżku i napłynęły mi do oczu łzy.


No i znowu doprowadziłem ją do płaczu. Czemu nie umiem z nią normalnie porozmawiać? Powiedzieć jej co czuję i jej tego udowodnić? Ale jak? Może w końcu mi wybaczy, te wszystkie wpadki. Z jednej strony chcę żeby do mnie wróciła, a z drugiej ją rozumiem. Zachowałem się jak prawdziwy palant. Zerwałem z nią w przypływie emocji, wróciłem do Juliet, a dzisiaj zamiast ją obronić stałem i gapiłem się w ścianę. Powinienem w tą ścianę jebnąć głową Julki, zresztą swoją też.


Leżałem na łóżku. Do oczu napływało mi coraz więcej łez. Co jakiś czas jedna spadała na policzek, a później na moją koszulkę. W takiej pozycji siedziałem jakieś 20. Po tym czasie zacząłem przysypać. Po 30 minutach już mnie nie było. Zasnąłem. Wtuliłem się w kołdrę i tak spałem. Nie spokojnie bo nie spokojnie, ale spałem. Obudził mnie Ash.
- Co jest?- Spytałem zaspany?
- Dwie sprawy. Po pierwsze strasznie źle spałeś, więc stwierdziłem że lepiej Cię obudzić.
- A po drugie?
- Dziś wtorek. Lekarz. Masz 15 minut żeby się ogarnął i zejść na dół do auta.
- Dobra, ja już jestem gotowy. Możemy iść. - Zeszliśmy na dół.- A co z Ann?
- Mercy po nią poszła. Do lekarza musi iść, czy jej się to podoba czy nie. Chcesz mieć z nią wspólną?
- Nawet jeśli to ona się nie zgodzi.
- Nie bój się, ja załatwię. Wejdziecie we dwójkę, ale jedno będzie siedzieć z boku. Po godzinie się zamienicie.

----------------------------------------------------Ann-----------------------------------------------------------------
Ostatnio chciałam pogadać z Andy'm o nas, no ale jak zwykle DUPA. Rozmawialiśmy i wtedy weszła Julka. Myślałam że się poryczę kiedy zobaczyła że chwyta Andy'ego za rękę, a on ją. Chciałam jej wykrzyczeć że Andy jest mój, ale nie jest, W każdym razie już nie. Boli mnie to cholernie, ale co ja mogę? Nic. Okłamywał mnie, a teraz próbuje mnie przepraszać. Nie wiem czy mu jeszcze uwierzę, że mnie kocha. Żeby jednak tak się stało musiał by się zajebiście bardzo się postarać. Kocham go. Jak nikogo innego, ale on nie umie tego uszanować i bawił się mną.Boli mnie to z chwili na chwilę coraz bardziej. Ale nic z tym nie mogę zrobić. On niby teraz udaje że mu na mnie zależy. Nie wiem, czy chce się mną znowu bawić bo mu tak dobrze było, czy dlatego chce wrócić bo kocha. Obie wersje są prawdopodobne, chociaż ta pierwsza bardziej. Powiedzmy że tej pierwszej daję 98 %, a tej drugiej 2%. Oczywiście że tą mniej prawdopodobną bym wolała.

Czuję się cholerne wykorzystana przez
niedoszłą miłość mojego życia.
Przyprowadził sobie do domu lasie, pomimo
że wiedział że go kocham i że mnie to 
zaboli. Do tego oddał jej moją bransoletkę. 
Chcę wrócić do moich dwóch ulubionych
nołogów. Cięcia i papierosów marki
L&M. Boli mnie dosłownie wszystko.
Po części dlatego że cierpię głównie
psychicznie, ale fizycznie też mnie boli. 
On wiedział o mnie wszystko. 
Zwierzałam mu się. A on tak po prostu
 mnie zostawił. Zresztą nie dziwię mu się. 
Kto by mnie chciał. Cierpiącą, główne przez Niego samego
Nie głownie.Tylko.Przez. Niego.  

Po spotkaniu i prawie kulturalnej rozmowie z krową, lepiej znaną jako Juliet Simms poleciałam do Mercy. Zasnęłam przytulona do niej. Po jakimś czasie poczułam że ona wstaje, a jeszcze później ktoś się koło mnie położył. To na 100 procent nie była Mercy. Ten ktoś to był Andy. Jego perfum nie pomylę z żadnymi innymi. Jak cudownie było poczuć ich zapach, znowu przy sobie. Ja wcale już wtedy nie spałam. Udawałam że tak żeby móc się nacieszyć jego dotykiem. Zaczynam się do niego przełamywać, ale to na pewno nie będzie szybko. On przytulił się również. Jednak cały czas bolało mnie to że, znając życie, tak samo leżał z Julką. Bolało mnie że w ogóle jeszcze mógł się z nią całować, po tym co mu zrobiła.


 Wiedziałam, że ta przyjemność leżenia z nim nie potrwa już za długo. Musiałam w końcu się ''obudzić'' i jakoś zareagować na to że miał czelność po czymś takim się do mnie przymilać. Chodź tego pragnęłam.  Obudziłam się, porozmawiał z nim. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem rozmowa z nim o związku powoduje u mnie płacz. Może dlatego że nie mogę z nim być? Z pokoju wyszłam z płaczem. Poszłam do siebie. W pokoju z płaczu przeszłam w sen.
- Mała, wstawaj. - Budziła mnie Mery.
- Po co?
- Psycholog. Za 5 minut na dole. Ogarnij się trochę.
- Ale ja nie chcę. Bez. To znaczy sama.
- Nie będziesz sama. Ja będę. Ash będzie. Po za tym Andy też z Tobą wejdzie. Macie wspólną sesję, tak jak zeszłym razem ustaliliście.
- Spoko. Tyle dobrze, Zejdę zaraz.

Po ogarnięciu się zeszłam. Na dole czekali na mnie już Ash, Mery i oczywiście Andy. Poszliśmy do auta. Jak zwykle wylądowałam z Andy'm na tylnym siedzeniu.

- Jesteś zła?- Usłyszałam szept Andy'ego.
- Na Ciebie? Nie. Jestem...
- Smutna? Rozczarowana mną? Rozumiem też jestem.
- Yhm. - Nie byłam zbyt rozmowna.
- Wiesz że mamy wspólną?
- Wiem. - Mówiłam a smutek nie schodził z mojej twarzy, Jak miał zejść skoro cały czas miałam go obściskującego się z Julką.
- Boisz się?
- Jak zawsze. A, a.... ty? - Jąkałam się.
- Też. Tak samo jak zawsze.
- Z, z, zrobi...zrobiłeś to znowu?- Strasznie się jąkałam.
- Przepraszam. - Wszystko jasne.
- Aha. Mnie już nie przepraszaj, Idź przepraszaj Julkę. Ze mną zerwałeś.
- Ania. Nie bądź wredna. - Powiedziała Mery.
- Nie jestem, stwierdzam fakty. - Odpowiedziałam.
- Ona ma rację. Nie musisz mnie bronić. Zasłużyłem. - Spojrzałam na niego bokiem. Nie wierzyłam w to co powiedział.


Po kilku minutach byliśmy na podjeździe, a po kolejnej usiłowaliśmy wejść. Jak zwykle długo stałam przez wejściem, wpychali mnie. Jednak koniec końców nareszcie weszłam.


- Andrew Biersack, Ann Rose. - Już? Tak szybko mamy wchodzić. Andy jak zwykle poszedł pierwszy. - I jak Wasz związek? - Nie odpowiedzieliśmy. Obydwoje rozeszliśmy się w inne strony. Ja poszłam na kanapę, nie wiedząc że skazuję się na to żeby być pierwszą, a Andy na krzesło. Założył słuchawki na uszy i włączył muzykę.
-Witam. - Powiedziałam.
- Dobry. Dlaczego nie odpowiedzieliście na tamto pytanie?
- Bo nie ma już związku.
- Przepraszam że spytam, ale czemu?
- Pokłóciliśmy się i poleciało kilka słów za dużo.
- A chcecie wrócić do siebie?
- Ja chcę, on nie wiem. Niby chce, ale nie wierzę.
- Dobrze. Rozumiem. - Miałam ochotę jej powiedzieć że nic nie rozumie. - Więc zaczynajmy. Jak się dziś czujesz?
- Źle. - Głupie pytanie, głupia odpowiedzieć.
- No tak. Głupie pytanie, głupia odpowiedź. - Czyta mi w myślach?- Jesteście przecież po zerwaniu. - Jeszcze raz wspomni o zerwaniu a szczelę ją w tą jej brzydką gębę.
- No tak. A czy ty nie walczysz o niego?
- Po co? On zerwał. On dobrze wie że go kocham. Jeżeli by się dość postarał to może jeszcze. Chciałam z nim wczoraj porozmawiać, ale sprowadził do domu swoją byłą.
- Rozumiem.
- Kurwa. Babo. Przestań powtarzać że rozumiesz! Kiedy nic nie rozumiesz!- Wykrzyczałam.
- Mała, uspokój się. - Powiedział Andy.
- Nie mów do mnie Mała. Zerwałeś ze mną, więc sobie odebrałeś to prawo.
- Możesz usiąść i czy możemy przeprowadzić normalną sesję?
- To niech Pani, do jasnej cholery, przestanie pytać o nasz związek.
-  Dobrze, niech Pani siądzie.- Po chwili ja się już uspokoiłam i przeprowadziliśmy normalną sesję. I tak nie dała rady NIE pytać o nasze rozstanie. Wtedy po prostu ją ignorowałam.


Po godzinie się zamieniliśmy. Włożyłam słuchawki na uszu, ale nie włączyłam muzyki. Chciałam słyszeć o czym rozmawiają. Andy próbował jej wciskać kit że mnie kocha, że on się zamierza starać jak może żebyśmy znowu byli parą itp. To było żałosne. Andy też w końcu nie wytrzymał tych ciągłych pytań o związek. Też na nią nakrzyczał.
- Ale to dla Was bolesny temat. - Tym wkurwiła również mnie.


Andy chyba stwierdził że zrobi tak jak ja i będzie ją ignorował.


Po skończonych sesjach wróciliśmy do domu. Usiedliśmy na kanapę i oglądaliśmy telewizor. Andy chciał horror. Prawdopodobnie dlatego żebym się bala i poszła do niego. Nie udane podejście. Co prawda, wybrali horror, ale zupełnie nie straszny. Bardziej śmieszny niż straszny. Zadzwonił listonosz. Otwieranie drzwi padło na CC'ego. Poszedł i z jednym listem wpadł do pokoju.
Skakał jak mała dziewczynka.
- Pokaż, co to jest? - Podeszłam i zapytała, Podał mi. - Mogę otworzyć?
- Jasne. Otwieraj szybko.
- Jesteście nominowani do Kerrang, W 2 kategoriach. Za najlepszy album i na najlepszy zespół roku.
- A kiedy jest gala?- Spytał Jinxx.
- 25. Za 5 dni.
- Okay. Macie wasze stroje wyjściowe. To znaczy te na scenę. - Wszyscy pokiwali głowami w odpowiedzi na pytanie Andy'ego.
- Mercy, idziesz ze mną? - Spytał Ash.
- Idę, akurat mam nową sukienkę. I buty.
- To dobrze,
- Dobra, chłopaki pora spać. Rozchodzimy się. - Zarządziła mama Jinxx.
- Jutro robimy imprezę, trzeba to opić. - Zaproponował CC.
- Spoko. Zadzwonię jutro do paru osób. Zrobimy imprezę. A i CC jako że Twój pomysł zapierdalasz po alkohol i jedzenie.
- Dobra, dobra. Mamo. Chodźcie już lepiej spać. Bo reszta zadań poleci. - Faktycznie wszyscy się rozeszli.


Stwierdziłam że nie idę się kąpać, rano pójdę. Położyłam się do łóżka i wzięłam zeszyt. Rysowałam sobie.



Usłyszałam pukanie do drzwi.


----------------------------------------------------------Andy---------------------------------------------------------
- Wejść. - Usłyszałem, po czym nacisnąłem klamkę i wszedłem.
- Możemy porozmawiać?- Powiedziałem przygnębionym głosem.
- No jeżeli chcesz.
- No chcę.
- O czym?- Zapytała kiedy siadałem koło niej. Nerwowo zamknęła zeszyt i schowała pod pościel.
- Chciała być ze mną pójść ze mną na galę? - Powiedziałam cicho patrząc jej w oczy.
- Czemu mnie pytasz?
- Bo chciałem z Tobą iść. - Chyba oczywiste.
- Nie z Julka, dziwne. No załóżmy że pójdę z Tobą i co po dwóch dniach znowu ją do domu przyprowadzisz?
- Nie. nie przyprowadzę. Tamto to był wielki błąd. Przepraszam Cię. Zrobię Ci jeszcze jedną bransoletkę.
- Nie musisz. Nie potrzeba mi. - Wymusiła na sobie żeby to powiedzieć.
- To pójdziesz?
- Mogę pójść.
- Jaki jest haczyk?
- Idziemy jako przyjaciele nie para.
- Ale idziemy?
- Tak. - Przynajmniej tyle. Widzę że ona już zaczyna się co do mnie przełamywać.
- To dzięki. Mam jeszcze jedno pytanie.
- No, jakie?
- Mogę Cię przytulić?- Ciekawe czy się zgodzi?
- Gdzie?
- Tutaj, teraz.
- Bardzo chcesz?- No jasne, widzę że ty też.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- To ok. Ale szybko i krótko. - Zbliżyłem się do niej. Objąłem ją. Ona mnie też. W sposobie w jaki to zrobiła poznałem że chciała tego. Przytuliła mnie nie tak jak by miała  focha, tylko tak z, nie wiem czym. Może z uczuciem? Puściłem ją.
- Dzięki mała.
- Nie jestem Twoja mała.
- Przepraszam.
- No dobra.
- Branoc.- Rozumiem ją.
- Pa. - Powiedziała bez uczuciowo.


Wróciłem do pokoju równocześnie załamany i prze szczęśliwy. Szczęśliwy bo zgodziła się ze mną iść i mnie przytuliła, a załamany bo idziemy tylko jako przyjaciele i dlatego że zjebała mnie za mówienie do niej Mała. Mam nadzieję, że moja obserwacja że się Ania przełamuje do mnie jest słuszna. Że to nie jest wymysł tylko mojej głowy i że nie widzę tylko tego co akurat mam ochotę widzieć.
- I jak?- Usłyszałem głos Ash'a. Tylko gdzie on jest? Nie ma za drzwiami. Sprawdziłem. W pokoju też go nie ma.
- Gdzie jesteś?- Zapytałem.
- Okno, ułomie. Pomóż. - Podszedłem do okna. Faktycznie. Dyndał tam Ashley Purdy. Tylko jak on się tam dostał?
- Jak?
- Drabina uciekła. Pomóż kurwa mać!
- Już.- Podałem mu rękę. Mało brakowało, a ja też bym wisiał za oknem, uwieszony Ash'a. Ciekawie by było. Jednak po jakichś dziesięciu minutach śmiania się z niego, udawania że lecę z nim i jeszcze raz śmiania, w końcu mu pomogłem.
- Dzięki. No i gadaj jak poszło? - Zapytał , dość mocno, a nawet bardzo mocno zdyszany Ashley. To chyba ja powinienem być zmęczony?
- Zgodziła się. Ale jako przyjaciele.
- Przynajmniej tyle.
- No przynajmniej.
- Ale wiesz co?
- No co?- Powiedział głośni wydychając powietrze.
- Dała się mi przytulić.
- Taa? - Pokiwałem głową. - To zajebiście, może wreszcie Ci wybaczy?- Zapytał i popatrzył na mnie jakbym mu co najmniej pół rodziny zabił.'
- Nie wiem, może.
- Jak może, jak może? ! Przecież dała Ci się przytulić. Myślisz że by Ci pozwoliła gdyby dalej miała na Ciebie takiego focha?
- Nie wiem, ale chwilę ją musiałem prosić żeby pozwoliła.
- No, ale pozwoliła.- Zaczął się śmiać jak opętany. Później gadaliśmy chwilę o niczym i wszystkim równocześnie. Zauważyłem już na początku rozmowy pewną rzecz, ale chciałem się upewnić.
- Ash! Kurwa! Nie chuchaj mi ty. Przecież ty jesteś pijany w trzy dupy.
- Ne, Ne jestem.
- No kurwa wcale. Uwierzę jak zrobisz jedną rzecz. - Wziąłem białą taśmę i zrobiłem nią kreskę na środku pokoju. - Przejdzie po tym, bez zawahania. To nie jesteś pijany. Spadniesz? Jesteś pijany i wisisz mi Daniels'a.
- Spoko.
- No to WIO!- Powiedziałem. Ruszył. Już po pierwszych 10 centymetrach spadł, ale szedł dalej. Podczas około metrowego kawałka taśmy prawie wywrócił się 3 razy, - Jesteś pijany, a mi nie pozwalasz pić.
- Boś ty Młody, człeku.
- A ty też. Po za tym dobrze wiesz że w takim stanie Mery nawet dotknąć Ci się nie pozwoli.
- Pozwoli, pozwoli. Idź ty się lepiej Anką zajmij, a nie Mercy.
- Ta, lecę. Jak byś nie pamiętał każda rozmowa z nią schodzi na związek i ona płacze. A dobrze wiesz że nie chcę jej tak przygnębiać. - Krzyknąłem.
- A weź się zamknij. Idę spać.
- No to idź. Uważaj żeby Ci się nogi nie poplątały.
- Nie pop. Polplotajom. Niegdy. Me się nie poplątajom. O tak. - Alkohol już do końca w niego uderzył. Już nawet nie potrafił normalnie mówić. Poszedł. Slalomem, ale poszedł. Specjalnie żeby to zobaczyć wyszedłem przed pokój. Stała tam już Ann oparta ramieniem o framugę drzwi. Śmiała, nie. Napierdalała się z tego co Ash wyrabiał próbując nie dać się pokonać grawitacji. W pierwszej chwili też stanąłem i się śmiałem. Po chwili zajarzyłem, że przydało by się mu trochę pomóc. Podszedłem do niego i chwyciłem pod ramię.
- Ann? Mogłabyś?- Pokazałem głową na drzwi.
- Taa. Jasne. - Powiedziała, dalej śmiejąc się jak opętana. Zanim otworzyła oparła się na chwilę ramieniem i przystawiła ucho. To była standardowa procedura przed wejściem do tego pokoju. Jeżeli słyszało się ciszę można bezpiecznie wejść, a jeżeli nie trzeba zapukać. Nie udało jej się oprzeć o drzwi. Były uchylone. Drzwi się otworzyły, a ona poleciała razem z nimi. Natychmiast położyłem Ash'a na łóżku i podbiegłem do niej.
- Nic Ci nie jest?- Spytałem bojąc się jej spojrzeć w oczy.
- Nie, chyba nie. - Odpowiedziała patrząc się w ziemię.
- Dobra, to posiedź tak chwilę. Dla pewności.
- Dobra. Lubię siedzieć. - Uśmiechnęła się widząc jak Ashley próbuje pocałować Mercy, a ona do pocałowania dała jakąś figurkę. Też tam patrzyłem.
- Ejj. Czemu? - Powiedział z mina trzylatka któremu mama nie dała cukierków.
- Wymienić wszystkie powody czy tylko niektóre?
-Wszystkie.
- Śmierdzisz alkoholem, jedzie Ci z gęby alkoholem, zachowujesz się jak naćpany, i najważniejsze. Jesteś pijany!
- Nie jestem.
- Jesteś. I nie kłóć się nawet, bo się wyniosę do Ann. - Powiedziała na co Ann pokiwała głową.
- No dobra.
- A teraz marsz pod prysznic!
- Zaraz.
- Dobra. Masz 2 minuty.- I on mówił że Ann mną rządzi.
- Dobra. - Powiedział ze zwieszoną głową. Popatrzyłem na Ann. Dalej siedziała na podłodze, tak jak ją prosiłem.
- Chcesz wstać?- Podałem jej rękę.
- Chętnie. - Podała mi swoją. Zaczęła się podnosić. W następnej chwili stała.
- Cholera. - Powiedziała. Zaczęła lecieć. Nie mogła się utrzymać na jednej nodze. W jej oczach wymalował się grymas bólu.
- Kostka?
- Tak. Puść. Chcę sprawdzić czy stanę. - Puściłem. Od razu kiedy stanęła na tej nodze, poleciała do przodu. Złapałem ją tuż nas ziemią. - Dzięki.
- Nie ma sprawy. Zanieść Cię do pokoju?- Nawet nie proponowałem żeby pojechać do szpitala. Było to wiadome że za nic się nie zgodzi.
- Jak być mógł.
- Mógł. Mógł. - Tylko był jeden problem. A mianowicie schody dzielące jeden pokój od drugiego, a później dość długi kawałem do pokoju. Wziąłem ja ''pod ramię'' tak jak Ash'a wcześniej, ale z zupełnie innych powodów. Doszliśmy do schodów.
- Jak to zrobimy?- Spytała patrząc na dość wysokie schody.
- Nie wiem, ale przecież nie będziesz spać na kanapie.
- Też nie wiem.
- Może wezmę Cię na ręce?
- Nie, nie trzeba, prześpię się na kanapie.
- Nie, na pewno nie. Chodź - Nie udane dobranie słów. - Wezmę Cię na ręce. - Z grymasem zgodziła się. Wiedziała że ja i tak jakoś ją tak zaniosę.
- Dobra. - Chwyciłem ją i podniosłem.
- Schudłaś?
- Nie.- Odpowiedziała odwracając wzrok.
- Jak nie, jak tak. Już nie ważysz 50 kilo tylko 40. Zacznij coś jeść więcej.
- Co mam poradzić kiedy nie jestem głodna? Przecież nie będę w siebie pchać na siłę.
- Ale proszę, jedz coś więcej, Za niedługo zamiast leczyć Cię na cięcie będziemy musieli leczyć Cię na anoreksję.
- Yhym. - Chyba za mocno zareagowałem. Znowu jej mina zesmutniała.
- Przepraszam, nie chciałem na Ciebie nawrzeszczeć. Po prostu się boję że coś Ci się jeszcze stanie.
- Okay. - Popchnąłem drzwi do jej pokoju. Położyłem ją na łóżku.
- Jak coś to dzwoń.
- Dobra, pa. Dzięki.
- Spoko, dobranoc. - Zawinęła się w kokonik i poszła spać. Ja też poszedłem do siebie chociaż było mi głupio że tak ją skrzyczałem. Teraz pewnie zamiast mieć u niej krok do przodu zrobiłem 3 do tyłu. Poszedłem spać. Przed zaśnięciem myślałem co ona ma zrobione w tą nogę i czy to poważne. Przydało by się jutro odwiedzić szpital i zasięgnąć opinii lekarza. Jakoś ją spróbuję zawieść tam, chociaż to łatwe na pewno nie będzie.


Obudziłem się koło godziny 9 i od razu poszedłem do pokoju Ann.Usiadłem przed drzwiami, nie wchodziłem żeby jej nie obudzić. Nie chciałem tego zrobić. Czekałem aż się obudzi.  W końcu usłyszałem coś.
- Kurwa, już 9. - Chyba chciała wstać. Usłyszałem głuchy huk. Od razu byłem w pokoju i pomagałem jej wstać. - Co ty tutaj robisz?- Spytała kiedy usiedliśmy na łóżku.
- Byłem u Jake'a. - Ma pokój na przeciwko. - Wychodziłem i usłyszałem że coś leci. A to coś to ty.
- Spoko.
- Pokażesz kostkę?
- No. - Uklęknąłem przed jej nogą a ona podciągnęła spodnie. Była opuchnięta w porównaniu do drugiej. I bolała.
- Może zabrać Cię do szpitala?
- W sumie to nie wiem.
- To może tak. - Bardziej stwierdziłem niż zapytałem. - Dobra?
- No dobra. Daj mi 10 minut.
- Przyjść po Ciebie?
- No raczej sama nie zejdę.
- Dobra.


Wyszedłem z pokoju. Na dale byli Ash i Mercy. Nie odzywali się do siebie. Prawdopodobnie przez wczorajsze zachowanie Ash'a. Poinformowałem ich tylko że jadę zawieść Ann do szpitala na co oni OK. Kiedy dotarliśmy do szpitala i zostaliśmy przyjęci była godzina prawie 16. Straszne mają ruchy w tym szpitalu.

Rozdział 28

Modlił się aby wróciła do domu przed zmrokiem. Niestety z każdą chwilą noc się zbliżała, a nic nie zapowiadało żeby Ania wróciła. Była już 21 a jej dalej nie było. Andy chciał już wstawać i iść jej szukać kiedy zrozumiał, że jeżeli ona by go zobaczyła po tej kłótni prędzej zaczęła by uciekać przed nim niż zabrać się do domu.
- No i co Młody? Odezwała się? - Zapytał Ash wchodząc do pokoju.
- Dupa, a nie odezwała.
- Szkoda. Nie bój się, wróci. - Powiedział Ashley siadając na łóżko.
- Jak mam się, kurwa, nie martwić? Ona sama chodzi po mieście w którym nawet w sklepie dla dzieci ktoś może ją zgwałcić. W dodatku nie wiadomo czy sama sobie niczego nie zrobi.
- W sumie masz rację, ale wydaje mi się że teraz to będzie palić papierosa za papierosem gdzieś w parku, zamiast się po mieście szlajać.
- Może i masz rację, ale czuję się na prawdę jak ostatni sukinkot. Przeze mnie może się jej coś stać. A do tego nawet jeśli wróci to nie będzie chcieć ze mną spać, ani przebywać chociaż w jednym pomieszczeniu. Szczególnie po tym co sobie powiedzieliśmy.
- A kochacie wy się jeszcze? Ona Ciebie też?
- Ja ją bardziej niż kogo kol wiek. Ona mnie też sama mi to powiedziała.
- A jak myślisz wybaczy Ci?
- Nie wiem, ale żeby mieć chociaż małe szanse muszę się bardzo postarać.
- To znaczy?
- Dużo przepraszania, te takie gesty - Andy zrobił minę jak by mu istnienie słowa ''gesty'' nie pasowało.- Np. zrobienie herbaty, podawanie papierosa.
- Ale najpierw mi się w ogóle wydaje że przydało by się parę dni przerwy żeby też ochłonęła. Ty też do końca. Może wtedy będzie łatwiej.
- Nie wiem, może. Wiem tylko to że jeżeli coś jej się stało to sobie nie wybaczę. Przecież to by było przeze mnie.
- Młody. Nie dramatyzuj. Wróci to jutra.
- Jak mam kurwa mać nie dramatyzować? - Uniósł się Andy. - Najlepsza dziewczyna jaką miałem najprawdopodobniej próbuję palić papierosa za papierosem w jakiś ohydnym miejscu, gdzie pewnie jest jej zimno itp.  Do tego myśli że nasz cały związek to była jebana fikcja. Że jej nie kocham. Do tego pewnie nie będzie nawet słowem odzywać.
- Andy.
- Nie Andy, jaki Andy?!- Mówił głośno Biersack. -Pomyśl jak byś się martwił jeżeli chodziło by o Mercy.
-Chciałem powiedzieć że masz rację. Moim zdaniem i tak to dobrze znosisz jak na Twoje problemy, tylko mam jedną prośbę?
- No, jaką?- Mówił już spokojnie.
- Kiedy wróci, nie rób jej wyrzutów. Po prostu ona potrzebowała chwili długiej żeby to wszystko przemyśleć.
- Dobra, nie będę.
- Ja idę, a ty się najlepiej chociaż chwilę prześpij.
- Spróbuję. Pa

Andy znów był sam w pokoju. Nawet mu to odpowiadało. Chociaż wolał by nie być tam sam. Chciał by tam być z dziewczyną. Ze swoją byłą dziewczyną. Chciałby być z Ann. Czekał tak już parę godzin i był zmęczony. Zasnął. Prawie że na siedząco. Obudził go trzask drzwi, koło 5 rano. Natychmiast zszedł na dół. W kuchni wpadł na... No na nikogo innego niż Ann.
- Uważaj jak łazisz. - Powiedziała z wyrzutem w głosie.
- Przepraszam, nie chciałem. - Coś nie pasowało Ani.
- Co chcesz? Ode mnie?
- Ale jak? O co chodzi z tym co ja chce?
- Nie pasuje do ciebie że jesteś taki miły. Nie musisz udawać, ani kłamać że mnie tolerujesz. - Wszystko w Andy'm buzowało. Nie ze złości, chodź niej odrobinę też było. Buzowało ze smutku.
- Ale ja nie udaję.
- Taa, było widać. - Ani było nie by wale smutno. - Szczególnie kiedy powiedziałeś że do Juliet wrócisz.
- Ja nie chcę do niej wracać.
- Wali mnie to. Co mi z tego że nie chcesz. - Mówiła ze łzami w oczach. - Skoro mnie nie kochasz, tylko chciałeś się pobawić. - Nie dała prorokowi szansy odpowiedzieć. Uciekła do swojego wspólnego pokoju z Mercy.


Biegnąc starała się nie płakać. Nie wychodziło jej to. Łza za łzą leciały po policzkach rozmazując makijaż, która i tak już nie był pierwszej świeżości. Biersack chciał za nią wejść do pokoju, ale jednak się opamiętał. Zdecydował że pójdzie za radą Ash'a i da jej kilka dni  na przemyślenia.


Ann tak na prawdę chciała żeby Andy do niej wszedł i z nią na spokojnie porozmawiał. Chciała tylko usłyszeć jego głos, pomimo że wierzyła że on już jej nie kocha.Była ciekawa czy Dana i jej kumple wpadną na jej dom? Z jednej strony chciała się na nim zemścić i żeby zniszczyli dom, a z drugiej strony ona go bardzo kocha.

----------------------------------------------Andy------------------------------------------------------------------
- Ann. - Wymsknęło mi się, kiedy Ann uciekała. Nie odwróciła się. Zabolało mnie to. Niech ona ze mną porozmawia.


Po rozmowie z Anią poszedłem do swojego pokoju. Myślałem o wszystkim. O tym czemu potraktowałem ją tak? Albo gdzie była przez ten cały czas? Mam nadzieję że więcej tak uciekać nie będzie. Moje rozmyślania skończyły się kiedy moje oczy się zamknęły. Nie wiedziałem kiedy.


Obudziłem się koło godziny 10.30. Ubrałem się i poszedłem na dół. Nikt już nie spał, wszyscy siedzieli w kuchni. Ania i Mercy przygotowywały śniadanie. Robiły jajecznicę z pieczarkami i do tego herbatę. Przyszedłem w idealną porą bo już nakładały. Wszyscy przenieśli się do salonu.
- Może by ktoś pomógł? Same Wam tego nie zaniesiemy!- Krzyknęła Ann. Postanowiłem iść im pomóc. Wszedłem do kuchni a na buzi Ann od razu zagościł smutek. Nie chcę żeby tak dłużej było. No właśnie, nie chcę. Ale z tym nic nie zrobię. Czemu? Bo się boję jak ona zareaguje. Jestem tchórz i tyle.
- To weź picie. - Powiedziała Mercy, widząc że Ann raczej nie zamierza się odzywać. Wzięliśmy wszystko. Ponalewałem picia, a dziewczyny porozdawały talerze.
- Mary, możemy zjeść w kuchni? - Zapytała, biorąc swój kubek, a drugi podając Mercy.
- Możemy, weź mi picie. Ja zaraz przyjdę.
- Dobra. - Wzięła picie i poszła.
- Andy, chodź na chwilę. - Powiedziała kiedy Ann wyszła. Poszliśmy na korytarz.- Co się dzieje między Wami. Ann Cię unika. Od razu schodzi jej uśmiech, którego i tak prawie niema. z gęby. Nie chce na Ciebie patrzeć, jakby ją to bolało.
- Nie jesteśmy razem. Zerwaliśmy. Mnie też to boli. Bo ją nadal kocham, a ona mnie. Ale po tym co sobie powiedzieliśmy potrzebna nam jest przerwa. - Popatrzyła się na mnie głupio. - Nie chcę o tym mówić. Za bardzo ją kocham żeby się przyznać co jej powiedziałem i żeby rozpamiętywać to co ona mi powiedziała.
- Rozumiem, dobra spadaj do chłopaków. Ja spróbuję z Ann porozmawiać.- Mrugnęła do mnie. Rozeszliśmy się w swoje strony.


Wróciłem do salonu. Wszyscy już wiedzieli co się podziało między mną i Anią.
- Młody, no i co jest?- Zapytał Jake.
- Nic nie jest, a co ma być? Ja ją kocham, a ona za moją sprawą myśli że nie. Po prostu super. - Miałem łzy w oczach, opuściłem głowę.
- I co z tym zrobisz? - Kontynuował Jake.
- Nie wiem, będę się o nią starać, może to coś da. - Zachwiał mi się głos.
- Aha, a jak zamierzasz to robić? - Spytał CC. Jinxx najwyraźniej wiedział że lepiej się nie odzywać.
- Chłopaki, dajcie mu spokój. Przecież widzicie że ją kocha, że będzie się starał. Zostawcie go w spokoju. Zajmijcie się brakiem swoich związków. Widzicie jak to przeżywa, a wy mu jeszcze dokładacie. - Mówił Ash.
- No ale...- Zaczął CC.
-  No ale! Kurwa! Mać. Dajcie mi wreszcie święty spokój. - Wykrzyczałem. Wstałem odłożyłem talerz. Poszedłem do kuchni. Wyjąłem z lodówki Jack'a i poleciałem z wyraźnym, ukrywanym płaczem do swojego pokoju. Ann go na pewno zauważyła. Pewnie teraz wszyscy myślą że zachowuję się jak jakaś panienka z okresem.


Kiedy byłem w pokoju, stwierdziłem że podczas kąpieli trochę ochłonę. Oczywiście wziąłem alkohol. Odkręciłem wodę, nalałem płynu do bąbelek i wrzuciłem kaczuszkę.

Wszedłem do wanny i tak leżałem popijając mój napój. Po jakiś 30 minutach wyszedłem. Jedynym tego powodem było to że skończyło mi się piciu, a w łazience zapasu już nie miałem. Ubrałem się i zszedłem na dół. Miałem tylko nadzieję że kuchnia już będzie pusta.


Dupa. Nie jest pusta. Jest Ania. Nie chciałem żeby widziała ile alkoholu chcę zabrać. Chociaż z drugiej strony lepiej że to Ann niż Ashley. Ash zabrał by mi cały alkohol i zabronił by mi  się najebać. I jeszcze dostałbym kazanie że to mnie wcale nie rozluźni, co najwyżej będzie mnie łeb boleć. Zabrałem z 5 butelek Jack'a Daniels'a. Już chciałem iść na górę.
- Możemy pogadać?- Czy to powiedziała Ann? Nie przesłyszało mi się?
- Ty to powiedziałaś? Czy się mi przesłyszało?-  Tym pytaniem chyba nie poprawiłem jej humoru.
- Tak ja. Skoro nie chcesz ze mną rozmawiać to śmiało idź. Nie udawaj że masz ochotę ze mną gadać, że nie zostajesz bo '' tak wypada''. - Z jednej strony zaskoczyło mnie to co powiedziała, a z drugiej zupełnie nie. Od naszej kłótni ma takie podejście do mnie. A jeszcze z 3 strony zasmuciło mnie to bardziej niż wcześniej kiedy tak mówiła. Tym razem powiedziała to jeszcze bardziej smutnym i poważnym tonem, patrząc mi się w oczy. Tym swoim... swoim smutnym spojrzeniem. Przez zaszklone oczy. - To może zacznę jeszcze raz. Możemy porozmawiać?-
- Jasne, tak.- Usiedliśmy. -  Chcesz jedną? - Podniosłem rękę z Daniels'em. - Nie chcę mi się po szklankę wstawać, więc proponuję od razu całą butelkę.
- Wstanę po szklanki. Widzę że zamierzasz całkiem porządnie się upić. Ale nie zrobisz tego przy mnie. Po pierwsze, że chcę z Tobą porozmawiać na miarę trzeźwo, a po drugie no wiesz.
- Co po drugie? - Dalej była bardzo smutna. Humor się jej nie poprawił odkąd usiedliśmy. Wręcz przeciwnie.
- Doskonale wiesz, że nie cierpię pijanych ludzi.
- Wiem.
- Nie zbierałam się tyle czasu, żeby z Tobą porozmawiać, aby z Tobą gadać o alkoholu. - Wbiła wzrok w swoją szklankę z alkoholem.
- No to o co chodzi?
- Spotkałam pewną osobę na mieście. Jest Ci dobrze znana.
- Kto? - Zasmuciło ją to pytanie.
- Julkę. I teraz mam trzy pytania. Pierwsze jest takie, czemu miała moją bransoletkę na ręce?
- Bo... bo.
- Bo co? Bo jej ją dałeś prawda?
- Sama sobie wzięła. Spotkałem się z nią, a jak zobaczyła tą bransoletkę to ją wzięła.
- Nawet jej nie próbowałeś powstrzymać?
- Nie. Nie wiedziałem że Cię to aż tak zaboli. - Czemu ja taki jestem? Czemu znowu przed nią udaję zjebanego chuja?
- To drugie pytanie. A czemu ty chodząc z nią za rękę miałeś moje nazwisko na ręce?
- Bo Cię kocham. - Brawo. Powiedziałeś Andy wreszcie coś sensownego.
- Taa. Było widać jak się z nią obściskiwałeś. I wiesz co? Daj mi jednak tą butelkę. - Podałem jej ją. Musiało ją to bardzo boleć, skoro chciała się opić żeby nie pamiętać. A ty Andy znowu nic nie robisz żeby ją przestało boleć.
- Czemu mnie okłamywałeś? - To pytanie przyszło jej z największym trudem.
- Kiedy?
- Większość naszego. - Pociągła łyka z butelki, ja również.- Związku. Przez cały czas mówiłeś że jej nie kochasz. Nie kochałeś od dłuższego czasu. Że jeżeli by Cię dotknęła to byś poszedł sobie spalić tą część. A ty wczoraj się z nią całowałeś.
- Szczerze? Nie wiem co odpowiedzieć. Znaczy wiem, ale wyjdę na większego debila niż jestem. Chciałem zakleić i chcę zakleić dziurę po Tobie. - Powiedziałem szeptem.
- Możesz mi przestać kity wciskać? Nie kochasz mnie, tylko ją. Nigdy mnie nie kochałeś. Ja byłam na tyle głupia, że co wieczór zasypiałam przy Tobie. Zwierzałam Ci się z rzeczy którym nawet Mercy nie wie. A ty w zamian przez cały nasz związek mówiłeś że mnie kochasz tylko po to. A zresztą nie wiem po co. W tej chwili można powiedzieć że w dużej mierze dzięki mnie teraz tu siedzisz. Gdyby nie moja krew która płynie w Twoich żyłach nie mógłbyś tutaj teraz siedzieć. Ja się wtedy tak o Ciebie martwiłam. A ty co? Nic. Ciągłe kłamstwa. Żeby na koniec powiedzieć że mógłbyś do niej wrócić. I co? Pomimo że powiedziałeś że nie wrócisz, wróciłeś. I jeszcze mi teraz że ona w Twojej sypialni zajmie moje miejsce? Że się tutaj wprowadzi?
- A żebyś wiedziała kochanie. - Wtedy  weszła ona. Powiedział to nikt inny niż Juliet. Łzy zaczęły jej płynąc po policzkach. Kocham Ann. Co ja tutaj w ogóle z Julką robię. Powinienem stać przy Ani, kiedy płacze. A teraz muszę stać przy Simms i udawać że nie rusza mnie płacz Ani.
- A pierdol się. Najlepiej obydwaj się pierdolcie. Jesteście siebie warci.
- Ale i tak cały czas więcej od Ciebie słonko.
- Jeszcze raz powiesz do mnie słonko,a moje kilka lat nauki kick-box'ingu się ukaże. Na Twojej gębie.
- Grozisz mi?
- Nie. Obiecuję. A teraz. Suń dupę. - Powiedziała do Julki. Posunęła się. Ann otworzyła lodówkę i zabrała sobie papierosy. Schowała je tam, tak żebym ich nie znalazł i pobiegła na górę.


Ja stałem jak debil z Julką szczerzącą się sama do siebie. Jak mogłem Ann tak potraktować? Przecież ja ją kocham, a teraz stoję tu z Julką której z każdą sekundą coraz bardziej nie trawię.


----------------------------------------------------------Ann-----------------------------------------------------------
Juliet. Juliet Simms. Zajęła moje miejsce u boku Andy'ego. Szybko się pocieszył. A zresztą. W dupie to mam, Nie ma to jak oszukiwać sama siebie. Wzięłam paczkę papierosów i poleciałam z płaczem na górę. Wpadłam do pokoju Mercy i Ash' a jak burza. Obydwoje byli w pokoju. Mery akurat stała.  Rzuciłam jej się na szyję. Przytuliłam się do niej najmocniej jak mogłam. Wtedy ona wykonała jakiejś ruchy rękami i Ash przytulił się do niej od tyłu, oplatając i przytulając również mnie. Zmienił pozycję. Teraz przytulaliśmy się w trójkę. Ktoś otworzył drzwi. Była to Julka. Ash natychmiast do niej podszedł i niemal na szmaty wyrzucił z pokoju i poszedł na dół. Ja i Mercy położyłyśmy się na łóżku. Przytuliłam się do niej.
- Prześpij się chwilę. Później mi wszystko wyjaśnisz. - Nie odpowiedziałam pomruczałam tylko. - Okay.- Nie wiem jak mnie zrozumiała.


-------------------------------------------------------Ash------------------------------------------------------------
Co Julka robi w tym domu? Kto ją tu wpuścił? Przez nią Ann płacze? Wpuścił ją pewnie Andy. Znowu chciał zakleić dziurę po jedwabiu szmatą. Z pokoju wyprowadziłem ją prawie za szmaty. Zeszliśmy na dół. Stał tam Andy, próbując zapić się. Na stole stała już jedna pusta butelka i zabierał się za drugą.
- Co ona tutaj KURWA MAĆ robi?  Chyba już raz ją z tego domu wykopałem!- Popatrzyłem na Andy'ego z wyrzutem.- Julka wyjdź z kuchni. Już. - Posłuchała.
- Ty wiesz co ona tutaj robi. Kocham Ann, ale nie wyrabiam cały czas myśląc że ona ma mnie za sukinkota. Myślałem że jeżeli ona wróci będzie łatwiej.
- A jest wręcz przeciwnie.
- Tak. Nie bój się. Daj mi tydzień. Wykopię ją stąd,
- Masz równo siedem dni. A żeby Ci było łatwiej ją wykopać idź sobie zobacz co zrobiłeś te którą kochasz. -Poszliśmy w stronę schodów.- Julka poczekaj na nas.- Krzyknąłem.


Kiedy byliśmy już na górze słyszałem że ona już nie płacze.
- No proszę, wejdź i zobacz. - Otworzył lekko drzwi. Popatrzył na łóżko. Leżały tam Ann i Mercy. Ania spała. Widać było dokładnie linie po której biegła każda łza, rozmazany tusz i świeże rany które najprawdopodobniej zrobiła zanim przyszła tutaj.- Widzisz, w jakim ona jest stanie?
- Widzę. - Mówił ze łzami w oczach. Mercy podeszła do nas z wrogim spojrzeniem na Andy'ego.
- Radzę Ci ją szybko stąd wyrzucić i niech lepiej niech tutaj nie wraca, bo inaczej sama ją wyrzucę. - Powiedziała groźnym głosem, prosto w oczy Młodego. - Lepiej żeby jej tu nie było do jutra. Jeśli nie będzie jej i z nią nie będziesz już uwierzę że kochasz Anie. Jeśli będzie ja i Ann się wyprowadzamy. I nie wiem czy kiedyś byś ją jeszcze zobaczył. - Prawdopodobnie nie panowała już nad swoimi łowami. Gdy skończyła wypowiedź, zauważyłem że trochę jej jest głupio że tak nakrzyczała na niego, ale nie miała zamiaru przepraszać.
- Wyrzucę. Obiecuję. - Mówił prawie przez łzy. - Ona więcej się tu nie pojawi. Matko, w jakim stanie ona jest przeze mnie. - Mówił osuwając się po ścianie. Zaczął płakać. Mery uklęknęła przy nim i poklepała po ramieniu. - Nie powinienem dopuścić do tej kłótni. Teraz ona nie musiała by tak cierpieć. Chuj ze mną, ale ona.
- Wierzę Ci, że ją kochasz. - Powiedziała Mery.
- Proszę, pilnujcie ją żeby nic więcej sobie nie zrobiła. Proszę. - Popatrzył na nas czerwonymi oczami.
- Będziemy pilnować.
- Ash, pójdziesz ze mną?
- To chodź. -Powiedział Ashley. - Andy, jestem z Ciebie w pewnym sensie dumny, że walczysz o nią.
- Przynajmniej ty. Dzięki. Ja raczej teraz za dużo powodów do dumy nie daję. - Po chwili byliśmy już na dole. - Juliet. Nie rozpakowuj się. Wyjdź. Nie chcę Cię tu widzieć. Nigdy więcej.
- Nie wyjdę.
- Julka. - Podniósł głos Andy. - Wypad mi stąd. Nie Twój dom, a ponowny związek z Tobą to była najgorsza decyzja jaką mogłem podjąć. Więc albo stąd wyjdziesz albo Ash Ci pomoże.
- Nie strasz mnie Ash'em. To już nie działa kotku.
- Juliet. Wyjdź z tego domu! Nie chcę mieć nic wspólnego z taką szmatą jak ty. - No wreszcie gada do rzeczy.
- Sam jesteś szmata.
- Dobra, koniec. Wypierdalaj mi stąd, albo Ci pomogę. - Wykrzyczałem prawie.
- Dobra idę. Bo walizki wrócę później.
- Nie. - Powiedział Andy, po czym wziął walizki, podszedł do drzwi i wyjebał je przez nie. Julka za nimi poleciała. Kiedy wyszła zamknąłem drzwi na klucz żeby ponownie się nie dostała.
- A teraz mi obiecaj że nigdy nie sprowadzisz jej tu z powrotem i że będziesz walczył o Anie?
- Obiecuję. Ash, a pomożesz mi coś wymyślić żeby ją przeprosić?
- Pomogę, ale to później. Teraz ją przepraszaj. To znaczy, jak się obudzi. - Poszliśmy na górę. Otworzyliśmy drzwi. Od razu stała przy nas Mercy.
- Wypierdoliłeś ją stąd?
- Tak. Razem z walizkami. A Ann bardzo mnie wyklina?
- Jeszcze nic nie mówiła. Na razie, bardzo nie spokojnie śpi. Zresztą tak jest od paru dni, nawet więcej. Tak jakby czegoś szukała. - Wtedy usłyszeliśmy płacz Ani. Ash uchylił lekko drzwi. Ona spała i równocześnie łezka leciała jej po policzku. Zauważyłem że dla Andy'ego było to cholernie bolesne. Jedna mała łza. a potrafi strawić tyle bólu.
- Może połóż się koło niej? - Spytałem. Andy spojrzał na Mercy.
- Można spróbować. - Odpowiedziała.


Andy wtedy podszedł do łóżka na którym spała. Usiadł, a później delikatnie się położył.


----------------------------------------------------------Andy---------------------------------------------------------
Ash zaproponował żebym położył się koło Ani. Może mnie nie zabije, kiedy się obudzi i zobaczy że to ja. Nie Mercy.


Podszedłem do łóżka i położyłem się koło niej. Podsunąłem się koło niej i objąłem ramieniem. Spała dalej. Po paru minutach wtuliła się we mnie, jak to miała w zwyczaju kiedy razem spaliśmy. Wtuliła się nawet mocniej. Jakby wiedziała że to ja i że świadomie tego zrobić jej zdaniem, nie może. Ash i Mery zniknęli za zamkniętymi drzwiami. Ja również zasnąłem. Spaliśmy wtuleni w siebie, ona co jakiś czas przejeżdżała nie świadomie, po moim torsie. Było to takie przyjemne. Od dawna nie czułem tego przyjemnego dreszczy jaki temu towarzyszy. Chciałem, żeby jak najdłużej się nie budziła.


Jednak bo kilku minutach od mojego zaśnięcia, zaczęła się gwałtownie odsuwać.
- Co ty tutaj robisz?! Nie powinieneś być ze swoją dziw... znaczy Julką?
- Nie. Wyrzuciłem ją stąd. Nie jestem w nią i nie będę. Nie kocham jej. Przysięgam na wszystko co jest dla mnie najważniejsze.
- Nawet na Femme?
- Nawet.
- Wierzę, ale to nie zmienia faktu że nie powinieneś w ogólne do mnie teraz przychodzić.

Rozdział 27

- Zgadzam się. Pójść z Tobą, do jakiejś szkoły Cię zapisać?
- Jeśli chcesz to oczywiście.
- To może jutro, jak skończymy z piosenkami pójdziemy pochodzić i poszukać?
- Pójdę.- Później jeszcze chwilę rozmawialiśmy i poszliśmy spać.

--------------------------------------------------------Andy----------------------------------------------------------
Obudziłem się kiedy Ania jeszcze spała. Stwierdziłem że pójdę się wykąpać. Udało mi się wstać i dojść do łazienki i nie obudzić Ann. Sukces!

Wszedłem pod prysznic, oczywiście ze swoją poranną, ukochaną porcją whiskey. Obracając się zaczepiłem ręką o baterię od kranu. Cholernie zabolało, a nie powinno. Tylko dotknąłem tego lekko i do tego mam opatrunek na ręce. Zobaczyłem że bandaż od dołu przemaka. Z pewnością nie była to krew. Zaniepokoiło mnie to. Powili postanowiłem odwinąć opatrunek. Z każdą warstwą ściągniętą przybywało na bandażu tej ropy czy jak kolwiek się to nazywa. Wreszcie dotarłem do końca. Nie wyglądało to dobrze. Już wiem czemu mnie tak cholernie ręka bolała w restauracji.

Z większości cięć wyciekała ta substancja. Porządnie się wystraszyłem. Wyszedłem spod prysznica, ubrałem się i pobiegłem do łóżka. Zacząłem budzić Ann.

-----------------------------------------------------------Ann---------------------------------------------------------
- Mała. Kochanie. Obudź się. - Obudziłam, żyję. Co się stanęło że mnie budzi?
- Tak, ja pierdolę już rano?
- Usiądź, muszę Ci pokazać. - Usiadłam,już troszeczkę bardziej rozbudzona całą sprawą. Bez jakiegoś poważniejszego powodu by mnie nie budził. Popatrzyłam na jego rękę którą wyciągnął do przodu.  Spojrzałam na niego ze strachem i niepewnością w oczach. Widziałam że z każdą chwilą boli go coraz bardziej.
- Nie ruszaj się stąd.- Powiedziałam.
- Ale...
- Żadnego ale, Idę po Ash'a. - Powiedziałam szybko stając w drzwiach. Andy już nawet nie próbował protestować. Najwyraźniej wiedział że jest źle.

Poleciałam do pokoju Ash'a i Mery, prawie jak na skrzydłach. Weszłam. Mercy spała, a Ashley przeglądał coś na telefonie. Weszłam z dużym hukiem. Spojrzał na mnie pytająco. Wszystko się we mnie gotowało. Bałam się że Andy'siowi może się coś stać. O ile już nie stało.
- Nie pytaj, chodź.
- Młody?- Miał iść nie pytać!
- Tak, miałeś nie pytać. - Po minie Purdy'ego wnioskowałam że wiedział że sprawa jest poważna, a nawet bardzo poważna. Biegliśmy do pokoju.

Kiedy znaleźliśmy się już w środku, zastaliśmy Andy'ego siedzącego na łóżku z przerażoną miną. Teraz już prawie krzyczał w duchu.
- Andy, wiem że nie chcesz, ale musiałam. Przepraszam. - Widziałam że popatrzył na mnie krzywo kiedy wchodziliśmy. Dlatego to powiedziałam. Uśmiechnął się do mnie. Najwyraźniej teraz twierdził że to dobry pomysł. Szybko się mu nastrój zmienia. - Pokażesz mu?
- Zamknijcie drzwi. - Powiedział z bólem w głosie. Ash podszedł do nich trzasnął i zamknął na klucz.
- A teraz pokaż. To musi być poważne jeżeli się tak zerwałaś. - Spojrzał na mnie. Andy pokazał Ash'owi rękę, którą z trudem podniósł.
- Woo kurwa. Ania daj apteczkę. Albo nie. Ubieraj się jedziemy do szpitala. Teraz. - Andy popatrzył na niego krzywo.
- Nie chcę.
- Czemu nie chcesz? Nie widzisz jak to wygląda?
- Widzę, a wiesz czemu nie chcę? - Spojrzał pytająco Ash na niego. - Nie chcę, bo to nie będzie mój pierwszy raz z tym kiedy tam wyląduję. Teraz wyślą mnie do wariatkowa. Nie będę widział ani Ciebie. Ani Ann. - Powiedział lekko drżącym głosem. Mówił prosto w oczy Deviant'owi. - Nie chcę tego. Ann i Mery są tu od porwania jakieś 4 dni. Chcę się nią nacieszyć przed trasą. A kiedy mnie zamknął tam, nie będzie ani trasy, ani płyty. I nie będę jej widywać częściej niż raz na miesiąc.
- Mogę to teraz oczyścić. - Mówił z niechęcią Ash. - A jeśli do wieczora się nie poprawi powiemy że idziemy na imprezę,a pojedziemy do lekarza.
- Niech będzie. Jeżeli musi.
- No musi. Wiesz ja jakoś nie chcę żebyś później rękę stracił przez zakażenie. Ann też nie. Ty też nie. - Pokiwał głową.- Ania podaj apteczkę. - Podałam i przysięgam że jeżeli jeszcze raz mnie nazwie Ania, a nie Ann czy jak kol wiek łeb mu upierdolę. Andy się uśmiechnął. Najwyraźniej zobaczył jak we mnie nabuzowało kiedy nazwał mnie tak.
- Czyli tylko ja Cię mogę tak nazywać?- Zapytał. Jego twarz skrzywiła się w grymas bólu, gdy Ash dotknął jego ręki.
- Mówiłeś do mnie Ania?. - Syknął lekko przez zęby.
- Nawet kilka razy, a ty ze mną normalnie rozmawiałaś.
- To na to wychodzi że tak.
- Kurwa Młody. Coś ty narobił?
- No przyzwyczaiłem się, że cały czas ktoś mnie jebie. No dawaj, miejmy to za sobą.
- Skąd Ci przyszło do głowy że chcę Cię zjebać. Co jak co, ale za to Cię zjebać nie mogę. Nie Twoja wina. Co najwyżej mogę Cię do lekarza zaprowadzić.
- Dobra. Rozumiem. Fajnie że mnie nie zjebiesz. - Miał dziwnie wyjebane.
- Teraz jedna, a raczej dwie sprawy. Jedna taka o której wiesz, czyli godzina dwudziesta pierwsza się tu stawiacie. Druga taka że jeżeli z tego rozwinie się coś poważniejszego to trasa zostaje wstrzymana.
- Ale nie, fani czekają. Nie chcę ich zawieść.
- Andy nikt nie chce, ale Twoje zdrowie jest ważniejsze.
- Dobra, rozumiem. Jak na razie. -Powiedział porządnie zgaszony Andy.
- Teraz Ann, jeszcze ty. - Spojrzał na mnie. Ani ja, ani Andy nie wiedzieliśmy o co chodzi.
- Ale co?- Spytał Andy, bo mnie lekko wmurowało że do mnie też coś ma.
- Zwykle jak jeden zaliczy wpadkę i sobie coś zrobi, to drugie też to robi. Nie mówię że specjalnie czy coś. No już Ann, ściągnij bluzę. - Zaczęłam ściągać. Cieszyłam się że tego dni ubrałam top a nie zwykły stanik, który zwykle zakładałam kiedy ubierałam kiedy chodziłam w bluzie, a nigdzie nie wychodziłam.Z drugiej strony byłam bardzo wystraszona jak Andy i Ash zareagują.
- A teraz chcesz żebym to zrobił ja, czy Twój Andy?- Zapytał najczulej jak potrafił.
- Andy? - Widziałam że nie był moim wyborem zaskoczony.
- Ash, nie weź tego do siebie czy coś, ale czy mógłbyś?
- Spoko nie wezmę. Zaraz wrócę.
- Dobra, dzięki. - Ash wziął stary opatrunek Andy'ego i wyszedł. Wtedy Andy odsunął się na środek łóżka i pokazał żebym mu usiadła na nogach.

Stwierdziłam że najwygodniej mi i jemu będzie jeżeli usiądę na jago udach okrakiem. Zresztą on sam mnie tak nakierował. Kiedy siedzieliśmy tak, wyciągnęłam jedną, lewą rękę. Popatrzył na nią, później mi w oczu. Wiedziałam co chcę się mnie spytać.
- Przed wczoraj, wieczorem. Dlatego że to wszystko mnie przytłoczyło. Chciałam Ci dzisiaj wieczorem powiedzieć, ale powiem teraz. - Napłynęły mi do oczu łzy. Popatrzył na mnie z przerażeniem.
- Czy ty chcesz...
- Nie no, coś ty. W życie nigdy. Nie chcę z Tobą zerwać.
- To co chcesz mi powiedzieć?
- Napisał do mnie mój były.
- Chcesz do niego wrócić?- Spojrzał w ziemię, przez moje ramię.
- Nie, nie chcę.- Rozpłakałam się zupełnie jak dziecko. Nie wiem dlaczego, najwyraźniej dalej boli mnie fakt że tak mnie potraktował. Pomimo że Andy'ego kocham ponad życie. Andy przytulił mnie mocno do siebie. Objęłam go, równie mocno jak on mnie i wtuliłem się w niego. Ciągnęłam, co chwilę, nosem. Siedzieliśmy tak chwilę do siebie wtuleni. - Przepraszam, nie chciałam tak zareagować. Tak wyszło. Pewnie masz mnie już dość. Mnie, mojej obecności, kłopotów z matką, moje cięcia i mojego ciągłego płaczu. A i tego że pewnie niektórych wymagam całodobowej opieki.
- Nie przeszkadza mi ani jedna z tych rzeczy, no może cięcia się, ale to zrozumiałe. Ty u mnie też tego nie lubisz. Nie mam Cię ani trochę dość. A gdybyś potrzebowała tej opieki z chęcią bym tą pracę przyjął. Nie męczysz mnie. Jak może mnie męczyć osoba którą kocham ponad wszystko?
- No nie wiem.
- A wracając do sprawy, co Ci napisał w tym SMS?
- Że przyjeżdża do LA. Chce znaleźć mojego ojca i ze mną pogadać. Zgodziła bym się, ale...
- Ale co?! - Przerwał mi. - Przeszkadzam Ci? Chcesz się iść z nim spotkać, to idź. Wali mnie to. - Patrzyłam na niego z zaskoczeniem w oczach. Już nie siedziałam na jego kolanach.

-------------------------------------------Andy------------------------------------------------------------------------
Ania stała przy drzwiach. Byłem wściekły. Mówiła o swoim byłym co najmniej jak by chciała do niego wrócić.
- No powiesz coś?! Zgodziła byś się ale co? Biersack Ci przeszkadza?
- Nie, nie przeszkadzasz mi.
- To co?!
- Chciałam żebyś poszedł ze mną. Bo się go boje. Jak byś mnie słuchał wiedział byś że on już zdążył mnie pobić. - Mówiła dziwnie spokojnie. - Chciałam mu dobitnie powiedzieć że mam chłopaka. Żeby się odpierdolił.
- Już nie musisz mu nic mówić. Skoro chcesz się z nim spotkać to idź. Nic Cię już nie powstrzymuje. Skoro musiałaś mnie o wszystko pytać to już nie musisz. Później przeniosę Twoje rzeczy to Waszego pokoju. - Mówiłem z bezuczuciową miną, chociaż cholernie bolało mnie to co mówiłem. Właściwie nie wiem po co ja to mówiłem. Kocham ją, ale skoro ona woli jego to droga wolna. Nic jej nie powstrzymuje. Niech idzie.
- Zrywasz ze mną?
- Tak.
- Nie sądziłam że z Ciebie taki dupek. Ja głupia myślałam że mnie kochasz. A swoją drogą. Masz. - Rzuciłam mu telefon. - Sprawdź sobie co mu odpisałam. - Sprawdził.
- No i co to ma do rzeczy? Napisałaś tylko że mnie kochasz. Równie mogłoby być to kłamstwo.
- Ale nie jest. - Mówiła ze łzami w oczach, które za wszelką cenę chciała zatrzymać. - I jeszcze jedno, skoro to wszystko to było kłamstwo, cały ten związek, weź sobie to. - Zdjęłam z ręki złotą bransoletkę, i z szyi wisiorek i rzuciłam mu. - Daj Juliet, czy jakiejś innej którą nabierzesz. -  Tym razem już mówiła płacząc. Andy stał jak wryty, nie wiedział że Ann tak zareaguje.
- Dobra, skoro chcesz to jej to dam.
- Wiesz co? - Podeszła bliżej i wpatrując mi się w oczy, mówiła wściekłym głosem. - Szczerze tak jak Ciebie, wali mnie co z tym zrobisz. I jak byś mógł zdejmij moje nazwisko z ręki jeżeli zamierzasz iść do Julki.
- Nie zdejmę.
- Twój interes. Ciebie zabije, a nie mnie.
- Coś jeszcze?
- Wiesz? Tak. Kocham Cię dalej. Zrobisz z tą informacją co Ci się będzie podobać. Szkoda że ty mnie nie. - Jak to nie. Po raz kolejny stałem jak wryty. Jak ona może myśleć że cały nasz związek to była fikcja i jej nie kocham?


                                                                         ***
Ann wybiegła z pokoju Andy'ego. Śpieszyła się do drzwi wyjściowych z domu. Po drodze wpadła Deviant'a.
- Ej, gdzie lecisz?- Zobaczył jej zapłakaną twarz. Momentalnie jego uśmieszek zniknął. - Co się między Wami podziało?
- Powiem tyle. Twój przyjaciel to skończony dupek, niech sobie wraca do Juliet. - Posłała mu uśmiech mordercy. - A teraz mnie puść. - Puścił.
- Gdzie idziesz i kiedy wrócisz?
- Nie wiem, - Rozległ się jej krzyk, później tylko tupoty jej butów i trzask drzwi. Już w tam tej chwili Ash wiedział że kłótnia nie mogła powstać z winy dziewczyny. Wtedy Andy by wychodził, nie ona.
Postanowił pójść do niego.  Zanim doszedł do pokoju zahaczył jeszcze o własny pokój w którym siedziała Mercy. Ashley szybko ją poinformował o całej sytuacji, a ta równie szybko ruszyła w stronę drzwi. Ash pewnie miał coś takiego namyśli, kiedy to usłyszał:

- Młody, czemu Ania płacze i nazywa Cię dupkiem?- Zapytał wchodząc do pokoju. Andy pokazał Ash'owi dwa złote wisiorki. Jeden to była bransoletka, a drugi to naszyjnik Ann. - Zerwaliście?
- Tak, rzuciła nimi we mnie. - Mówił Andy dalej zmieszany całą sytuacją. Nie do końca dotarło do niego jeszcze do niego co właśnie zrobił.
- Jak się kłótnia zaczęła?
- Powiedziała że były do niej napisał. Później powiedziała że prosił żeby się z nim spotkała. Powiedziała że spotkała by się z nim ale. Wtedy się wydarłem na nią. Później ona, i ja i ona, i tak na zmianę. W końcu powiedziałem że już nic jej nie powstrzymuje. Zerwałem. - Nie wiedział co mówił. Prawdę mówiąc dalej nie wie, Rzuciła bransoletkami zaczęła mówić że jestem dupkiem. Stwierdziła że cały związek to było kłamstwo. Powiedziała żebym wracał do Juliet. Odpowiedziałem że skoro chce. Stwierdziła wtedy że jeżeli chcę tam iść do mam ściągnąć jej nazwisko z ręki.
- Ściągnąłeś?
- Nie. Dalej tylko powiedziała że dalej mnie kocha i szkoda że ja jej nie. - Dalej mówił ze stoickim spokojem.
- A kochasz ją?
- Dobrze wiesz że jak kogo innego.
- To kurwa czemu z nią zerwałeś?- Uniósł się Ash.
- Bo skoro woli się spotkać z tamtym to już nic jej nie powstrzymuje. - Andy sam nie wierzył w to co mówi. Ashley również nie.
- Z tego co wiem. - Powiedział. - I słyszałem. - Dodał szeptem. Tak, Ash stał jakiś czas za drzwiami i podsłuchiwał. - To ona chciała mu tylko udowodnić że ma chłopaka i żeby tam ten się ODPIERDOLIŁ RAZ NA ZAWSZĘ. Bo ona kocha Ciebie. A po Tobie na prawdę nie widać że Ci na niej zależy.
- A co nie wierzysz?
- Wierzę, wierzę. Tylko weź to przemyśl na spokojnie. Przyjdź do mnie jak zrozumiesz co właśnie zrobiłeś.
- Dobra, a gdzie jest Anka?
- Nie wiem, wybiegła z domu i krzyknęła tylko że nie wie gdzie idzie i że nie wiem o której wróci. Miej nadzieję że w ogóle wróci. - Deviant wstał z łóżka i zostawił Młodego sam na sam z jego myślami. I z tym że nie wiadomo gdzie Ania pobiegła. Nie wiadomo czy coś jej nie potrąciło, czy znowu ktoś nie porwał. Biorąc pod uwagę, że po mieście może chodzić jej były chłopak, który pewnie coś na nią szykuje.


Ann wybiegła z domu. Wszyscy w salonie patrzyli na nią jak na co najmniej lekko podćpaną lub nawiedzoną. Ona sama nie widziała gdzie biegnie, ale jedno było pewne. Nie biegła do Roberta. Nie chciała się z nim spotykać sam na sam. Był zbyt niebezpieczny,szczególnie dla dziewczyny której prawie nikt w mieście nie zna, nawet z widzenia, czy imienia. W Mieście Aniołów znała tylko chłopaków z zespołu i paru ich znajomych. Idąc miała na uszach słuchawki i słuchała jak najgłośniejszych piosenek jakie miała w spisie utworów. Omijała tylko piosenki Black Veil Brides. Nie chciała słyszeć głosu Andy'ego, który tylko odnawiał, i tak świeżą, kłótnie z byłym ukochanym.


Szła usiłując w nikogo nie wejść, co było trudne o godzinie 21 w piątek, w ciągu wakacji. Wszędzie pomimo młodej godziny stali walczący z silną nadzwyczaj grawitacją młodzi, starzy, kobiety i mężczyźni. Na chodnikach leżało już nawet kilka nie przytomnych, a na około nich ich kolacja i alkohol. Oczywiście starała się w to nie wdepnąć. Niestety było trudno. Z każdą minutą przybywało nieprzytomnych i ich wymiocin na chodnikach.


W końcu stwierdziła że idzie do parku. Znajdowały się tam ruiny po których chodziły razem z Mercy kiedy przyjeżdżała do niej w odwiedziny. Znała je na pamięć. Ludzi przebywających tam też znała i o dziwo tolerowała, a niektóre dziewczyny nawet lubiła.


Kiedy dotarła na miejscu było pusto. Tym dla niej lepiej. Mogła puścić muzykę na cały regulator. Palić papierosa za papierosem i drzeć pysk jak tylko umiała by wykrzyczeć wszystko co ją teraz trapiło.


Kłótnia z Andy'm nie dawała jej chwili wytchnienia. Tylko kiedy w jej głowie pojawiło się imię Andy Biersack przypominały się jej wszystkie słowa jakie wypowiedział. Najbardziej bolało ją to że powiedział, a raczej wykrzyczał że jeżeli chce to może wrócić do Juliet Simms. Julka była numerem jeden na liście ludzi znienawidzonych przez Ann.


Ania puściła muzykę na full'a i paliła papierosa kolejnego,i kolejnego. Na chwilę jej się nawet przysnęło. Obudziła się o godzinie 3.04  w nocy, znalazła ją koleżanka z ruin. Była to Dana. Dziewczyny spotykały się kiedy Ania była w Los Angeles.
- Hej, Kurdupel. Pijesz bez ekipy? Oj nie ładnie. - Powiedziała Dana.
- Nie piję, usiłuję się zaryczeć na śmierć i wypalić trzecią paczkę papierosów pod rząd. No ale widzisz przysnęło mi się.
- Co ty robisz W L.A. ?
- W chwili obecnej? Palę papierosa, a tak ogólnie to ja i Mercia mieszkamy tu. Przeprowadziłam się do Los Angeles i sobie tak tu mieszkamy.
- To zajebiście, ekipa nam się powiększy. W środę robimy rozwałkę. - Ania zastanawiała się czemu dziewczyna ciągle mówi w liczbie mnogiej. Pewnie jak zwykle jej kumple czekają za krzakami aż pozwoli im wyjść.
- A gdzie? - Powiedziała wydychając dym z płuc.
- Powinnaś wiedzieć gdzie jest dom Biersack'a. Tutaj wszyscy wiedzą. Chcemy im wleźć do domu, trochę porozwalać i wyjechać zanim policja się zleci.
- No zgodziła bym się.
- Ale?
-  Się nie zgodzę.
- Co ty nagle taka poważna? Coś Cię łączy z tamtym zespołem, że nie chcesz rozwałki? - Spytała dziewczyna z niedowierzaniem. Ann spojrzała na nią bokiem. - Niiieee.- Przeciągnęła wyraz. - Powiedz że to nie prawda? Wynajmujecie z nimi?
- Nie do końca. Mieszkamy tam za darmo. Mery jest dziewczyną Ashley'a Purdy'ego.
- To o tego jej chodziło, kiedy mówiła że poznała ''takiego jednego''.
- Tak o tego.
- Chwila ty też tak mówiłaś. Kto jest Twoim chłopakiem?
- Raczej kto był? Powinnaś zapytać.
- No to kto był?
- Biersack.
- Pierdolisz?- Powiedziała z zacieszem na mordzie.
- Nie pierdolę, wiesz że dzieci nie cierpię. Nie pierdolę, mówię.
- Czemu zerwaliście?
- Poprawka. On zerwał. Pokłóciliśmy się, on się zaczął drzeć, ja też i skończyło się tak że nie jesteśmy razem. Prawdopodobnie zdążył wynieść moje rzeczy ze swojego pokoju do jakiegoś innego, którego jutro będę szukać dopóki ktoś mi nie pokaże.
- A nie wyrzuci Cię z domu?
- Raczej nie. Ash jest z Mery, a jeżeli wyrzuci mnie to Mercy też pójdzie,a jak pójdzie Mery to za nią Ash. I tak się cały zespół rozleci.
- A jak myślisz kocha Cię jeszcze?
- Pewnie kocha.- Sama w to nie wierzyła.-  Jak zrywał widziałam że tego nie chce. Więc za parę dni znowu będziemy razem.Za bardzo się nie przejęłam zerwaniem. - Kłamała, Myślała że ona i Andy już nigdy nie będą razem, pomimo że bardzo by chciała żeby znowu byli parą i było jak wcześnie.
- To dobrze. Każdy związek potrzebuje przerwy.
- Dobra Danka. Ja muszę spadać bo mi głowę Merucha upierdoli.- Wcale nie chciała wracać.- Zresztą i tak to pewnie zrobi. Chcecie piwo? Wzięłam ze sobą, ale nie miałam ochoty.
- Pewnie. Jak masz to daj. - Zaczęła wyjmować z torby z 7 piw, jedno po drugim.
- To macie, na zdrowie. Ja spadam pa.- Krzyknęła.
- Pa.- Od krzyczała.


Chłopaki w ciągu dnia zdążyli wybrać 11 piosenek na krążek. Mieli je napisane. Wystarczyło wybrać. Na płytę trafiło 9 nowych, zupełnie nieznanych piosenek i 2 już doskonale znane i ograne.


Rany Andy'ego zaczęły się sklepiać. W ciągu dnia Ash tylko jeszcze raz je oczyścił. Okazało się jedynym problemem w tym że nie chcą się zrosnąć jest nie odpowiednia ich higiena.


Andy koło godziny 15, kiedy mijało kilka godzin od zginięcia Ann, wreszcie zrozumiał co zrobił. Zerwał z najlepszą dziewczyną jaką miał. Którą kochał bardziej niż kogo kol wiek innego na tym świecie. Z najpiękniejszą jaką widział. I w dodatku powiedział że wróci do najgorszej jaką miał.


Poszedł do Ash'a. Wyznał że popełnił największy błąd swojego życia. Że się o nią martwi. Ich rozmowa nie była długa. Porozmawiali chwilę i Andy poszedł z powrotem do swojego pokoju. Wpakował się pod kąłdrę i wysłuchiwał czy drzwi na dole nie trzaskają. Każda minuta ciągnęła się nie miłosiernie. Przez cały czas trzymał przy sobie telefon, jakby miała zadzwonić. Sam w to nie wierzył. W końcu byli parę godzin po kłótni, podczas której zachował się jak ostatni skurwysyn.


Wiedział że to on zawinił. Ona chciała tylko przedstawić mu całą sytuację, nie zaczynać kłótni. Chciała tamtemu tylko powiedzieć że ma kogoś innego, a nie tak jak Andy sądził wracać do niego.
Coraz bardziej uświadamiał sobie że zachował się jak dupek. Ann miała rację, ale jego zdaniem i tak to było za lekkie określenie jak na jego zachowanie.


Martwił się coraz bardziej. Bał się że nawet jeśli nie spotkała się z tamtym chłopakiem, to on ją znalazł i coś jej zrobił.
- Cholera, co ja zrobiłem. - Zaklął. Zrozumiał co może jej grozić, kiedy sama krąży po mieście, którego nie zna, wśród ludzi których nie zna. Szczególnie że to nie było normalne miasto. To było Los Angeles. Miasto w którym, nawet przed zmrokiem, kręci się wielu niebezpiecznych ludzi. Wielu którzy chcieli by ją zgwałcić, zabić czy chociażby pobić. Szczególnie że brzydka nie jest, a jest wręcz piękna i nie jeden chciałby ją zobaczyć nago. Czy chociaż w bieliźnie. Andy widział ją już w takim stroju i wie że nie jeden połasił by się na to.

Modlił się aby wróciła do domu przed zmrokiem. Niestety z każdą chwilą noc się zbliżała, a nic nie zapowiadało żeby Ania wróciła.

Rozdział 26

- Ale obiecujesz?
- Muszę?- Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. - No dobrze. Obiecuję.
- Dziękuję. - Przytuliła się. Mocno. - Kocham Cię. - Podniosłem ją i przeniosłem na łóżko. Położyliśmy się.
- Ja ciebie też Myszko. Mam jeszcze jedną prośbę.
- No mów. Nie musisz się pytać, mówiłam Ci już.
-No dobrze. Pokażesz mi to co matka Ci zrobiła?
- Pokażę. W końcu obiecałam.
- Nie musisz.
- Ale chcę. - Wstała i zaczęła się rozbierać. Byłaby to dla mnie- Andy'ego Biersack'a- najlepsza chwila, gdyby nie okoliczności tego. Stanęła przede mną w w krótkich spodenkach i staniku. - Na plecach i brzuchu jest najwięcej.
- Odwrócisz się?- Odwróciła. Ja delikatnie odsunąłem jej włosy z placów i przerzuciłem przez ramię.
Moim oczom ukazało się morze siniaków i rozcięć. Zacząłem tego delikatnie dotykać. Syknęła. - Przepraszam. Nie chciałem.- Odwróciła się. Na jej brzuchu było równie wiele siniaków. - Nie powinienem pozwolić żeby Cię zabrali. - Wyszeptałem.
- Andy, nie zadręczaj się. Nie mogłeś nic zrobić, byłeś zamknięty w celi do tego jeżeli byś im przeszkadzał to dostałbyś wyrok.
- Przepraszam.  - Wziąłem ją w swoje ramiona. Miałem ochotę płakać. Kilka łez poleciało po moim policzku. Ania również uroniła kilka łez. - Nie płacz. Proszę.
- Postaram się. Andy kocham Cię. Dziękuję że się tak o mnie martwisz.
- Nie dziękuj. Kocham Cię. Chodźmy już spać.
- Dobra. - I położyliśmy się.
- Mała, ja idę na chwilę na dół. Coś zjeść. Przynieść Ci coś?
- Nie dzięki. Idę spać.- Dałem jej buzi i wyszedłem.

Tak na prawdę nie poszedłem do kuchni. Napisałem do Ashley'a.

Chodź do pokoju dziewczyn. Jest mi
źle. Chcę pogadać tak jak prosiłeś. 
Nie mów nikomu.

Ash odpisał po jakiś kilku minutach że idzie. Ja siedziałem na kozetce u dziewczyn w pokoju i prawie płakałem. Kiedy wszedł Ash, już płakałem. Lekko, bo lekko ale jednak.
- Matko, Andy co się dzieje? - Zapytał siadając przy mnie. 
- Czuję się jak debil. Ostatni idiota. 
- Czemu? Co się stało?
- Nie powiesz nikomu że Ci powiedziałem?
- Znasz mnie. Nie wygadam. 
- Źle mi się o tym mówi. 
- Młody, jesteś dla mnie bratem. Wiesz że możesz mi ufać. I wiesz że mówię to na serio bo nie jestem w Cycko-landii. 
- Wiem. Chodzi o to że kiedy zabierali dziewczyny ja byłem w tym samym miejscu. Tyle że za kratami. Sam wiesz. Nie mogłem nic zrobić. A teraz sam wiesz jak wyglądają. Ann ma całe plecy i brzuch w siniakach. Nogi też. Nie mogę jej nawet normalnie przytulić. 
- Czemu nie możesz?- Spytał ze zdziwieniem w oczach. 
- No nie mogę bo ją wszystko boli. Nawet nie może spać normalnie czy się do mnie przytulić bo ją to boli. 
- Jest aż tak źle? Z nią?
- Tak. To jest moja wina. Nie powinienem jej pozwolić zabrać od nas z domu. Zadzwonić do Ciebie, czy któregoś z chłopaków. Ale nic z tego nie zrobiłem. Po prostu je zabrali, a skutek tego jest taki że ona ledwo chodzi i się okaleczała. Przeze mnie. 
- Jak to przez Ciebie?
- Zrobiła to po naszej kłótni. Chciała mi powiedzieć co jest, ale byłem zbyt zajęty czubkiem swojego nosa. To moja wina. 
- To nie jest ani Twoja, ani jej wina. To jest wina niczyja. Obydwoje jesteście chorzy. Nie panujecie nad tym. To jest wina Waszej psychiki. Wy macie trochę słabszą psychikę i dlatego to robicie. To nie jest Twoja wina. Nie przez Ciebie to zrobiła. 
- Dobrze że ty tak mówisz.
- A co? Ann Cię obwiniała?
- Nie. Mówiła to samo co ty. 
- No widzisz. Na pewno mamy rację. 
- Widzę. Dzięki. - Ash położył się na kozetce. Ja koło niego. 
- Na pewno nie chcesz jeszcze o czymś pogadać?
- Na pewno. - Ash mnie przytulił na leżąco. Musiało to na prawdę dwuznacznie wyglądać. Ale trudno. Ja i Ash możemy. Mamy dziewczyny, a siebie traktujemy jak braci. Leżeliśmy przytuleni do siebie. Wygodnie nam było. - Dzięki Ash. 
- Spoko Młody. A teraz spać bo jeszcze ktoś nas w takiej pozycji znajdzie. - Poczochrał mi włosy. 
- Chwila, jeszcze jedno. Jak jest z Mercy?- Zauważyłem że zaskoczyło go to pytanie.
- Z nią? Sam widziałeś że jest całkiem okay. Może robić prawie wszystko, widziałeś. Obydwoje widzieliście.
- Nawet za dobrze.
- Z Ann jest dużo gorzej. Młody patrz na nią co jakiś czas czy te rany się goją. Jeżeli nie to będzie trzeba ją jakoś do szpitala zawieźć.
- Spoko. Będę patrzyć.- Obydwoje usiedliśmy. - Jak myślisz, co zrobi Julka kiedy się dowie że jestem z Anią?
- Nie wiem co zrobi. Raczej nie powinna nic robić. W końcu to ona zerwała, nie ty. Miałeś prawo być z kimś innym.
- Mam nadzieje że masz rację.
- Ja też. Dobra, trzeba iść spać. Do rana Młody.
- Do rana. - I obydwoje wróciliśmy do pokoi. 

Wróciłem do pokoju i się położyłem. Jak co noc Ann chciała się do mnie przytulić. Po jakimś czasie znaleźliśmy pozycję która była dla nas wygodna i Ann nic nie bolało. 

Obudził mnie telefon. Szybko odebrałem. Dzwonił Coma. 
- No co jest? Nie wiesz że ja o tej porze śpię?
- Wiem, ale to jest ważne. Jesteśmy na komisariacie. Tak dokładniej za kratkami. Od kilku dni. Fajnie że nas szukacie. 
- Aa to dlatego nie było Was tyle czasu w domu. Co narobiliście?
- Napaść na policjanta. Nie pytaj. Żaden z nas nic nie pamięta. Weź przyjedź z kaucją. 
- Spoko, przyjadę. - I CC się rozłączył. - Jeśli mamy jeszcze kasę. - Wyszeptałem. 

Po chwili skakałem cicho po pokoju na jednej nodze, próbując ubrać spodnie z bułką w gębie. Taki widok miała Ann kiedy się obudziła. 
- Co ty wyrabiasz?
- Chłopaki są na komisariacie od kilku dni. Siedzą za kratami. Trzeba kaucję wpłacić. 
- Aha. Obudziłeś Ash'a? 
- Nie. Mogłabyś? 
- Tak tylko się ubiorę.
- Jasne. - Uśmiechnąłem się. 
- Ty się zawsze rano tak uśmiechasz?- Mówiła kończąc się ubierać i zaczynając czesać  włosy. 
- Nie zawsze, tylko kiedy Ciebie widzę. 
- Mam podobnie. - Podszedłem i dałem jej buzi.
- Jestem ogarnięta, idę po niego.

------------------------------------------------------Ann---------------------------------------------------------------
Poszłam do pokoju Ash'a i Mercy. Proszę żeby oni się nie  kochali. Proszę żeby spali. Podeszłam do ich pokoju i przyłożyłam ucho. Nic nie usłyszałam. Weszłam do pokoju. Spali. Moje modlitwy zostały wysłuchane. Podeszłam do Ashley'a.
- Ash, obudź się. - Lekko go szturchałam. - Purdy wstawaj.
- No,co zaś? Która jest w ogóle godzina?- Mówił jeszcze sennym i cichym głosem.
- Koło 8 rano. Ubierajcie się. Tym razem chłopaki są na komisariacie. Dlatego ich nie było. Trza kaucję wpłacić.
- Taa, ciekawe czym. Ile ta kaucja?
- Nie wiem Andy wie.
- Okay. Już wstajemy.
- Czekaj, ja chcę ją obudzić.- Powiedziałam, a Ash pokiwał głową. Podeszłam do niej i zaczęłam ją głaskać po policzku. Po kilku rucham klepnęłam ją trochę- bardzo mocniej.
- Kurwa, Rose!!- Skąd wiedziała że to ja. Kiedy chciała wstać i mnie gonić mnie już w pokoju nie było.

Kiedy weszłam do pokoju Andy był już ogarnięty.
- I co? Wstają?
- Wstają. - Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Idę na dół, idziesz też?
- Idę. - Szłam przed Andy'm. Nie wiem czemu, ale wydawał mi się że Andy coś planuje. Dobrze mi się wydawało. Podszedł szybko do mnie i z zaskoczenia wziął na ręce i zaczął się kręcić w kółko. Lekko piszczałam. Obydwoje się śmialiśmy. Po zakończonej zabawie, Andy dalej niósł mnie na rękach.
- Fajnie tak? - Delikatnie się uśmiechnął.
 
- Nawet bardzo. - Też się uśmiechnęłam.
- Czemu jesteś taka lekka?
- Nie jestem lekka, jestem gruba. - Taka prawda.
- Przecież ty jesteś same kości i trochę krwi. Przecież nie wiem czy ty chociaż 50 kilo ważysz?
- To pytanie?- Pokiwał głową.- Ważę 47 kilogramów.
- No właśnie. Mówiłem. Ty jesteś wręcz za chuda.
- Nie prawda.
- Prawda, prawda. Jesteś za chuda według mnie.
- Nie prawda. Jestem za gruba. Powinnam mniej jeść.
- Nie. Jeżeli będziesz mniej jeść, to za nie długo mi stąd znikniesz.
- Nie zniknę .
- Nie waż mi się odchudzać.
- No dobrze. - Powiedziałam kiedy siedzieliśmy na kanapie, czekając na tamtą dwójkę. - Andy? Pamiętasz co mi obiecałeś?
- CO obiecał?- Wtrącił się Ashley.
- Pamiętam. - Odpowiedział Andy do mnie szeptem. - Nic ważnego. - No chyba nie dla mnie.
- Chodźcie do auta. Trzeba jechać bo nas zjedzą.- Powiedziała Mery.
- To idźcie. Zaraz przyjdziemy. - Powiedział Andy.
- Dobra. Tylko szybko.- Odpowiedział Ashley.
- Okay.- Kiedy wyszli Andy zaczął mówić do mnie.
- Pamiętam co obiecałem. Chyba będziemy musieli iść jednak do Ash'a. - Nie wieżę. Andy sam się przyznał. Sam zupełnie. Nie musiałam tego z niego wyciągać. Wreszcie się przede mną otwiera.
- Jest gorzej?
- Przynajmniej tak mi się wydaje. Bardziej boli.
- To kiedy do niego idziemy?
- Możemy wieczorem?
- Tak. Pójdziemy wieczorem.
- Dzięki.- Wziął moją rękę. - Teraz już chodźmy. - Chwycił moją rękę mocniej i poszliśmy do auta. Po jakichś pół godzinie byliśmy na komisariacie. Policjant nas pamiętał. Niestety.
- Dzień Dobry. Przepraszam na chwilę. - Policjant Puper ( miał plakietkę z imieniem) wyszedł z pomieszczenia. Po jakimś czasie poprosił mnie i Mercy do tego pomieszczenia. Andy i Ash chcieli iść z nami, ale Puper nie pozwolił.
- Co państwo chcecie od nas? - Zapytałam.
- Czemu wy obydwie nie jesteście u swojej mamy?
- Jeżeli Pan o tym chce rozmawiać chodźmy tam. - Marcy wskazała palcem na pokój w którym zostali chłopaki.
- Dobrze, chodźmy. - Po chwili byliśmy już u chłopaków. Za podeszłam do Andy'ego i chwyciłam go za rękę, Mercy to samo zrobiła przy Ash'u.
- A więc wracając do tematu.- Zaczął drugi policjant. - Czemu wy nie jesteście u swojej mamy?
- Bo uciekłyśmy. - Powiedziała, bez uczuciowo Mery.
- Czemu?
- Pan się pyta czemu uciekłyśmy? Pokazać Panu? Andy mogę? - Wyszeptałam.
- Tak, pokażcie mu.- Powiedział Andy ze złością w oczach.
- Co ona Wam zrobiła. - Dokończył Ash z takim samym wyrazem twarzy.
Wtedy podniosłyśmy bluzki odsłaniając brzuchy.
- Widzi Pan? I pan się dziwi że wolimy mieszkać z naszymi chłopaki i ich kolegami niż z nią.
- Dobrze, rozumiemy. Czy Panie chcą to zgłosić?
- Nie chcemy. Nie ma po co.
- Dobrze. Ale czy na pewno chcecie mieszkać z nimi? To jest zespół rock'owy.
- Na pewno. To są nasi chłopacy. My ich kochamy, oni nas. A to że oni tacy są, to nam pasuje.
- A przepraszam, czy Pan chce nam coś zarzucić?
- Nie, przepraszam jeśli coś tak zabrzmiało.
- Dobra, daj se Pan spokój. My tu nie na gadu-gadu tylko wyciągnąć przyjaciół. - Mówił wścieknięty Ash.
- Jak koledzy się nazywają?
- Christian Coma, Jeremy Ferguson i Jake Pitts.
- Dobrze, pamiętam ich na pamięć. Jako jedyni zaatakowali jednego policjanta w trójkę, a ten policjant ich po chwili powalił.- Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Kiedy się uspokoiliśmy policjant kontynuował. -Kaucja jest nie wielka jako że to był pierwszy raz. 150 złoty za głowę.
- Czyli 450 złoty. Nie tak źle. Andy za Ciebie było więcej niż tylko za nich w trójkę. Drogi jesteś.
- Tylko trochę. - Odpowiedział Ash'owi Andy. - Proszę. - Podał Andy pieniądze. - A teraz niech Pan odda nam przyjaciół.
- Idź po nich. - Po chwili staliśmy z nimi i się witaliśmy.
Wyszliśmy z komisariatu.
- Ej, bo strzelam że żaden, to znaczy, nikt z nas nie jadł śniadania. Może pojedziemy gdzieś?- Powiedział w dalszym ciągu wścieknięty Ash.
- Dobra. Tylko na co?- Powiedział przyspany Jake.
- Może pizza?- Zaproponował Ash.
- Ja wolę pierogi!- Wykrzyknął CC.
- Nie! Ja chcę Hamburgera!- Tym razem Jixx.
- NIEE. Jedziemy na pierogi!
- Przymknij japę, Coma. Jedziemy na pizze!
- Jedziemy na Hamburgera!
- Pierogi, kurwa.
- Pizza!- W dalszym ciągu się darli. Zdziwiło mnie że Andy się nie mieszał w ich dyskusję.
- Pierogi!!
- Kurwa mać. Przymknijcie te wasze, krzywe japy! Pojedziemy tam gdzie jest wszystko co chcecie! I przymknąć te japy i się nie drzeć. Zachowujecie się gorzej niż dzieci. - Dlatego Andy się nie odzywał. Zauważyłam że Andy ma jakiś kiepski humor od kąt wyszliśmy z komisariatu. Wydaje mi się że przez tych policjantów, ale głowy uciąć nie dam. Mam nadzieje że nie jest zły na mnie. Ostatnio kiedy miał taki humor, mocno się pokłóciliśmy. Mam nadzieję że tym razem tak nie będzie. Spytała bym się go co jest, ale prowadził i nie chciałam go rozpraszać.
- Dobra, Andy weź się nie denerwuj. Złość piękności szkodzi.
- Jak mam się na Was nie wkurwiać, jeżeli zachowujecie się gorzej niż bylibyście nachlani?
- Dobra, dobra. Będzie już spokój. Jeju okres dostaniesz czy jak? Zwykle się tak nie zachowujesz. - Kontynuował CC.
- No i co? Ale teraz się tak zachowuję.
- Dobra, dajcie mu spokój. Przecież to dzięki niemu wyszliście, a teraz na nim psy wieszacie.  No nie wiem jak wy, no ale ja już kasy prawie nie mam i czekam aż w przyszłym tygodniu Sammi prześle nam resztę naszej kasy. Strzelam że Andy teraz już kasy nie ma. Wy się weźcie cieszcie że mogliście wyjść. - Mówił Ash.
- Dobra no. - Odpowiedział Jinxx.
Dyskusja na tym się zakończyła. Wyszliśmy z auta i poszliśmy do knajpki, która nazywała się : Hard rock u Misia. Ciekawe kim jest ten miś. Weszliśmy do środka.

W środku panował taki klimat trochę łowiecki (?) tzn drewniane ławki, obrazy zwierząt. Ogólnie w około nas jasne drewno i trochę kamienia. Ciekawie.

Usiedliśmy do ławki. Wszyscy się pomieściliśmy. Każdy zamówił to co chciał. CC zamówił pierogi z kapustą i grzybami, Jinxx Hamburgera z serem i czymś tam jeszcze, Mery zamówiła jakąś sałatkę, Jake i Ash na pół wzięli dużą pizzę z serem, pieczarkami, ananasem i kukurydzą. Andy zamówił bezmięsną wersję Tortilli. Ja się zastanawiałam pomiędzy tym co Andy zamówił, a sałatką tysiąca smaków. Cokolwiek to znaczyło. Skończyło się na risotto z truskawkami.
 

W między czasie CC zaczął zarywać do kelnerki próbując przebłagać ją abyś my nie musieli płacić. Wyciągnął takie argumenty jak: Jesteśmy sławni, jeśli dacie nam jeść za darmo damy Wam rekomendację dobrego jedzenia. Kelnerka powiedziała że może jedynie zaproponować nam darmową colę. Christian nie był ucieszony.  Przez cały czas kiedy jedliśmy miał focha na tą kelnerkę.
- A tak w ogóle jak to zrobiliście że położył Was jeden policjant?- Spytał Andy, który przez większość czasu się nie odzywał. Odezwał się chyba pierwszy raz od godziny. Tylko raz do mnie się odezwał. Spytał jak się czuję bo wyglądam blado. Nie ukrywam ucieszyło mnie że zadał to pytanie, bo to znaczy że nie jest na mnie zły. Ja również spytałam jak się czuje. Odpowiedział że bywało lepiej, ale źle nie jest.  Należy też wspomnieć że nadal nie dostaliśmy swojego jedzenia, a mój żołądek domaga się jedzenia.
- No bo to było tak że... Tak że byliśmy nachlani. Porządnie. Podeszliśmy do niego bo Jake myślał że to Oliver i chciał się domagać swojej kasy którą mu pożyczył w 2010. Podszedł go od tyłu. - Skojarzenia? Jesteśmy!- Położył mu rękę na ramieniu i krzyknął '' Śmieciu oddaj mi kasę''. Policjant się przestraszył i przerzucił go przez plecy. Wtedy my się zaczęliśmy z nim kłócić. I tyle.- Zaczęła mówić mamusia-Jinxx,
- A jak Was powalił? - Spytał Andy bez jakiego kol wiek wyrazu twarzy.
- To ja powiem. - Odpowiedział Jake z zacieszem na mordzie. - Oni w pewnym sensie sami się powalili. Szli w jego stronę. On stanął z boku. Nie wiem jakim cudem tego nie zauważyli. I podłożył im nogę. Wyłożyli się strasznie. Lepiej niż ja. - Wszyscy wybuchli śmiechem. Przyszło nasze zamówienie. Zaczęliśmy jeść. W końcu Andy zaczął mówić:
- Co z naszą nową płytą?  W jakim stylu ją robimy i kiedy?
- Nie wiem. Może zrobimy taką zwykłą płytę? To znaczy zwykłe piosenki nie historia?
- No spoko. Zgadzają się wszyscy?- Dokończył Andy?
- Zgadzają. - Odpowiedział Ash.
- Ok. Dacie radę na jutro przygotować piosenki? I je jutro omówimy? - Rozległ się głosy. Ja dam radę. Ja też i tak w kółko.- Dobra to na jutro.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Nasze porcje były bardzo duże. Chłopaki jakoś swoje pomieścili. Mery zostawiła część swojej sałatki. Ja również zostawiłam dość dużą część swojego jedzenia, chociaż było pyszne.
- Mała czemu nie jesz?- Spytał, szeptem Andy po czym chwycił lekko moją rękę.
- Nie mogę już. Jeśli chcesz to zjedz. Ja już na prawdę nie mogę.
- Ale strasznie mało zjadłaś. Będziesz głodna za chwilę.
- Nie będę. Ja na prawdę nie jestem głodna, nie zmieszczę więcej.
- Na prawdę?
- Na prawdę. Jeśli chcesz to możesz sobie zjeść. Dobre jest to. To... Dobra masz mnie. Zapomniałam jak się to nazywa.
- Aha.  To fajnie że nie jestem sam. Też zapomniałem, ale głupio było się pytać. Może sobie to zjem?- Mówił patrząc w sufit. Nie wiem czemu, ale cały czas rozmawialiśmy szeptem. Prawdopodobnie nikt nawet nie wiedział że my tam rozmawiamy.
- Jak chcesz to jedz. Nie zaszkodzi Ci o ile nie masz uczulenia na truskawki?
- No nie mam. Ale ty na pewno nie chcesz? - Ile razy on jeszcze zada to pytanie zanim to zje?
- Na pewno.
- W takim razie, podasz?
- Podam. - Sięgnęłam po talerz. - Proszę.
- Dzięki. - Andy zaczął jeść, a ja zaczęłam przysłuchiwać się o czym gada reszta.Słuchałam ale i tak nic nie zrozumiałam. Zauważyłam że Andy'emu zasmakowało to, to. Inaczej. To co jadł.
- No i co dobre, prawda?
- No prawda.
- Andy, a ty co o tym myślisz?- Spytał Jinxx, całkowicie wybijając z rytmu Andy'ego. Kiedy Mamusia skierowała to pytanie do Biersack'a. Andy'ś dalej był jakiś smutny i przybity.
- Ale o czym co myślę? - Spytał z nieobecnym wyrazem twarzy.
- Weźcie dajcie mu spokój, widzicie że ma gorszy dzień, dziś. - Zaczął Ash. Wyrazie nie chciał żeby Andy odpowiedział na to pytanie.
- Ashley, nie mieszaj się łaskawie. My odpowiemy jeżeli ty odpowiesz. Stwierdziliśmy że poruszymy poważny temat jakim jest samobójstwo. A więc co myślisz o samobójstwie? My odpowiemy po Tobie.- Mówił dalej Jinxx.
- Czemu ja pierwszy? Wy zacznijcie. - Zauważyłam że Andy też próbuje od siebie to pytanie odsunąć.
- Dobra to ja zacznę. - Mówił Ash. - Moim zdaniem samobójstwo to na pewno nie tchórzostwo. Tchórzostwem jest wprowadzanie ludzi w taki stan że myślą że samobójstwo to jedyne wyjście.
- To teraz ja. - Powiedział Jinxx. - Samobójstwo to ostatni krzyk o pomoc.
- Ja mam takie samo zdanie jak Jinxx.- Odpowiedział Jake.
- Ja jak Ash. - Udzielił się CC.- Teraz Andy.
- Może dajcie mu spokój? Widzicie że nie ma nastroju. - Próbował Ash odgonić od niego pytanie.
- Niech odpowie, to tylko jedno pytanie. Nic mu się nie stanie. Zachowujecie się tak jakby temat samobójstwa był Wam aż za dobrze znany. No prawda Andy miał jeden wypadek i coś się mu w rękę stało, ale chyba nie podejrzewasz że nasz mały Andy ma zapędy samobójcze. - Jak dobrze że oni są niczego nie świadomi. Widziałam że to pytanie, nie poprawi mojego skarbowi nastroju. Wręcz go jeszcze bardziej zrujnuje. Andy siedział z rękoma zawiniętymi na piersi i nogą na nodze, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Co jakiś czas tylko spoglądał na mnie lub chwytał za rękę.
- To co Andy odpowiesz?- Spytał, dziwnie poważny, Coma.
- Skoro muszę. Jak nie odpowiem będziecie mnie męczyć dopóki nie odpowiem. No to tak, samobójstwo to jednocześnie największa odwaga na jaką mógł by się odważyć człowiek i największe głupstwo. Pomyślcie tylko, większość samobójstw jest popełniana pod wpływem czegoś, więc ludzie nie są na tyle odważni żeby zrobić to na trzeźwo. A z drugiej strony jest to głupstwo bo wychodzi się na egoistę. Zostawia się rodzinę, bliskie nam osoby - Spojrzał na mnie. - Bo nie możemy sobie poradzić. W każdym razie w moim przekonaniu przeważa to że jest to niebywale trudne i potrzeba odwagi, a osoby które to chcą zrobić nie są tchórzami. - Po minach zebranych wywnioskowałam, że nikt nie spodziewał się czegoś tak głębokiego. Zauważyłam że Andy znów wbił wzrok w podłogę. Stwierdziłam że musi mieć jeszcze gorszy humor przez to że tak go do tego zmuszali. Chciałam chwycić go za rękę. Zaraz kiedy moja ręka dotknęła jego, zabrał ją. Popatrzył na mnie chwilę, zapewne zastanawiając się co się dzieje.
- Widzę że się nie orientujesz co się wydarzyło. - Powiedziałam bezuczuciowym głosem. Wydawało mi się że wziął tą rękę bo coś mu przestało pasować czy coś. - Chciałam chwycić Cię za rękę żeby Cię pocieszyć. - Nie odpowiedział. Patrzył mi w oczy. W jego oczach malował się smutek, zaskoczenie i ból. Coś go bolało. Mocno. Wstałam. - Andy, pójdziesz ze mną? - Nie miałam zamiaru gdzieś daleko iść. Tylko na taką odległość by nas nie słyszeli. Poszliśmy przed restaurację. Andy wyjął papierosa. Jednego zaczął palić a drugim mnie poczęstował.
- No jesteśmy tu. Po co mieliśmy tu przyjść?- Spytał z ledwo wyczuwalną troską w głosie.
- Chciałam się Ciebie spytać, co Cię aż tak bardzo boli.
- Ale mnie nic nie boli. - Serio? Myślał że mnie okłamie?
- Andy, nie kłam. Pomimo że inni nie widzą tego, to ja widzę i wiem.
- W jaki sposób się dowiedziałaś?
- Po pierwsze. Właśnie mi powiedziałeś.
- Dobra jesteś. - Wyszeptał przez zęby.
- A po drugie, widzę w oczach Twoich że Cię coś okropnie boli, albo ewentualnie jest ci choro.
- Strzeliłaś.
- To znaczy co? Źle się czujesz?- Spojrzał na mnie. Wiedziałam już. - Czyli tak. Powiedzmy że Ci wierzę że to wszystko.
- Dobrze. - Chwycił moją rękę. - A tak może być.
- Może. Chcesz już wracać do domu?
- No przydało by się, ale skoro oni chcą siedzieć to wytrzymam.
- Już tutaj nie posiedzimy za długo. Mam nadzieję. Wracamy do środka?
- Dobra, chodźmy . - Zgasiliśmy papierosy i poszliśmy do reszty ekipy.

 Kiedy weszliśmy do środka wszyscy się już zbierali, a CC płacił rachunek próbując utargować zniżkę. Jak zwykle się mu nie udało.  Po jakieś pół godzinie byliśmy już w domciu. Była już godzina 22.24. Długo nam tam zeszło. Jako że było późno wszyscy poszli spać. Jak dobrze że większość ludu z domu kąpie się rano, Więcej gorącej wody dla mnie.
- Czekaj Andy'ś. - Krzyknęłam kiedy chciał już wchodzić do łazienki.
- Tak?- Wykonał pytający gest rękami.
- Poczekaj chwilkę. Przyniosę Ci Twój szampon.
- Dobrze. - Ja pobiegłam do swojej łazienki i wzięłam średnich rozmiarów, niebieską, pół przejrzystą, buteleczkę z szamponem i odniosłam Andy'emu. Andy dał mi jeszcze buzi i poszedł się kąpać. Zresztą ja tak samo. Kąpiel zajęła mi około 20 minut. Tym razem Andy był pierwszy w pokoju.
- Kochanie. Idę na dół po picie. Przynieść Ci jakieś leki?
- Jak są to proszę.
- Okay. To zaraz wracam. Gdy byłam w kuchni nalałam do dwóch szklanek soku pomarańczowego. W półce z lekami znalazłam coś na gorączkę i jakiś lek przeciw bólowy. Wzięłam to wszystko i udałam się z trudem na górę. Weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku.
- Proszę, tu masz na gorączkę, a tu taki ogólnie przeciw bólowy. - Powiedziałam wyciskając mu po jednej tabletce z każdego opakowania.
- Ale one są takie duże. - Zaczął marudzić jak małe dziecko.
- Andy'ś, połknij je. Pomogą Ci. Będziesz się lepiej czuł. - W końcu po kilku próbach namawiania połknął te tabletki i położyliśmy się.
- Miałaś rację. Trochę lepiej jest. - Powiedział po jakiś 10 minutach od zabrania tabletek.
- To dobrze. - Powiedziałam.
- Mogę mieć pytanko?
- Możesz.
- Nie jest Ci zimno? - Klasyczna sztuczka Andy'ego. Ale trzeba przyznać lubię tę sztuczkę.
- A nie chciałabyś?
- Chciałabyś. - Podsunęłam się do niego. Ułożyłam się wygodnie. Andy położył rękę na moich żebrach. - Auć, Skarbie mógłbyś rękę dać trochę niżej. Żebra mnie bolą.
- Przepraszam, nie wiedziałem. - Skąd miałeś wiedzieć?
- Dobrze, nie przepraszaj. Nie wiedziałeś o tym.
- A właśnie, jak Cię będę te miejsca bardziej boleć to mi powiedz dobrze?
- Dobrze. - Odpowiedziałam.
- Mała, a kiedy idziemy do Ash'a?
- Nie wiem, mówiłeś że Cię bardziej boli. Możemy iść teraz lub jutro? Lub kiedy będziesz chciał?
- Dobrze, To może jutro. Teraz już śpi. - Andy'ś wyraźnie się ucieszył że nie każe mu dzisiaj iść z tym do Ash'a.
- Okay. Jutro już nie możemy zapomnieć. A teraz powiesz mi prawdę? Tam w knajpce Cię bolało tylko nie chciałeś się przyznać?- Zapytałam z niepewnością w głosie,
- I tak o tym wiesz. Nawet jeżeli bym zaprzeczył ty byś wiedziała że tak nie jest. A więc tak bolało mnie i nadał boli. Nie chciałem się przyznać bo no wiesz... tak głupio się przyznać.
- Rozumiem, ale kochanie jak Cię boli coś aż tak bardzo musisz powiedzieć bo coś się może dziać.
- Dobrze. Mała przypomniałaś mi. My za jakiś miesiąc jedziemy w trasę.
- Andy, a ja mogłabym zostać tutaj kiedy wy byście byli w trasie?
- I wrócić do szkoły?
- Tak, skąd wiedziałeś?
- Zgadywałem.
- Dobrze. To mogłabym?
- Jeżeli chcesz to oczywiście tylko obiecaj że będziemy codziennie gadać?
- Obiecuję. - Dałam mu buziaka w policzek.
- A ile by Ci zajęło zdawanie tej matury?
- Nie wiem, w sumie ja mam już trzecią klasę w połowie skończoną, więc w szybszym tempie nauki 3 miesiące.
- To tak akurat. Chciałabyś po skończeniu matury przyjechać do nas w trasę. Jeździłabyś wtedy z nami.
- To znaczy, że zdałabym sobie to na spokojnie, a później do Was przyjechała?
- Tak.
- To dobrze, dwa miesiące nie móc się do Ciebie przytulić, a co dopiero 6 kiedy bylibyście w trasie.
- Też się cieszę. Te dwa miesiące będę okropne.
- Zgadzam się. Pójść z Tobą, do jakiejś szkoły Cię zapisać?
- Jeśli chcesz to oczywiście.
- To może jutro, jak skończymy z piosenkami pójdziemy pochodzić i poszukać?