sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 19

- Nie, mylisz się tępoto. Ash'i jest mój. - Podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę, a ja temu wszystkiemu przyglądałem się z zaciekawieniem. - Ja go kocham a on mnie. -Popatrzyła na mnie. Prosto w moje oczy. Dopiero po chwili się zorientowałem że ona chce żebym coś powiedział.
- Ona ma rację. My jesteśmy ze sobą i zawsze będziemy. Ty tego nie zmienisz. I albo ty teraz sama pójdziesz złożyć wypowiedzenie i więcej się nam nie pokażesz, albo ja pójdę i złoże na Ciebie skargę.
- To możesz iść. I tak mnie nie wyrzucą.- Powiedziała z ironicznym uśmieszkiem.
- Oni może i nie, no ale ja się nie zawaham. - Teraz ja powiedziałem z miną psychopaty, po czym chwycił ją za ręce i własnoręcznie wyrzucił za drzwi.
- Biersack za ile wychodzisz?- Zapytał
- Dziś wieczorem. - Odpowiedziałem za niego.
- No właśnie. - Dodał Andy. 
- No to nie ma na razie sensu tego zgłaszać,  skoro za jakąś godzinę wychodzisz.Tak tu więcej nie zabawimy. - Spojrzałem na niego znacząco. - Mam rację?
- Masz. - Dodał mocno zgaszony. - Teraz pomóż mi się spakować.- Pokiwałem  tylko głową.
Po krótkiej chili Ani zadzwonił telefon.
- Ja pierdolę. Mercy chodź. Matka dzwoni. - Nie wiedzieć czemu wywołało to u oby dwóch dziewczyn straszne poruszenie i taki jakby strach...?
- Idę. - Puściła moją rękę i poszła za Ann.

---------------------------------------------------Ann-----------------------------------------------------------------
Sprawa wygląda tak: Andy za nie długo wychodzi z czego się niezmiernie cieszę, a z drugiej strony właśnie dzwoni moja matka pierwszy raz od jej wyprowadzki, czyli jakoś pierwszy raz od około 2 miesięcy.  Wreszcie odebrałam i przełączyłam na głośnik.
- Cześć Wam. Dzwonię by się spytać czy jesteście u siebie w domu? Przyjeżdżamy do Was na cały miesiąc, może trochę dłużej. Mam nadzieję że nie będę przeszkadzać. Będę za dwie godziny.
- Ale jak to za dwie godziny? Nas teraz nie ma w domu.
- Trudno, za dwie godziny macie być i lepiej żeby dom błyszczał, bo inaczej wracacie z nami do Polski. A gdzie wy w ogóle jesteście?- Nagle zaczęło ją to obchodzić.
- W szpitalu. Chciałyśmy oddać trochę krwi.
- Ok dobra. Będę równo za 120 minut. - Rozłączyła się. Poszłyśmy załamane oznajmić chłopakom że musimy wracać do domów  i parę innych spraw.
- Jesteśmy.- Powiedziałyśmy cicho, chórkiem.- My musimy jechać.
- Ale czemu? - Tym razem chórkiem powiedzieli Ash i Andy.
- Moja matka przyjeżdża do nas na miesiąc, a jeżeli stwierdzi że mieszkanie bez niej nam szkodzi będziemy musiały wyjechać. Zamieszkać z tą jędzą. - Powiedziałam prawie na jednym oddechu. - Musimy dom posprzątać i w ogóle całe się ogarnąć.
- Czemu nazywasz swoją mamę jędzą?- Spytał zaniepokojony Andy.
- Ona na to zasługuje zarówno ze mojej strony jak i strony Ann. - Powiedziała Mery.
- Opowiem Ci później kochanie.- Chciałam się uśmiechnąć ale chyba średnio mi to wyszło.
- Dobra, przyjdę jak wyjdziemy ze szpitala.
- Teraz ja się wtrącę. - Odezwała się Merucha. - Może my do Was przyjdziemy kiedy będziemy mogły?
- No dobra, ale czemu my nie możemy?
- Bo kiedy ona się dowie że mamy chłopaków, do tego już dorosłych bo w końcu macie powyżej osiemnastki,- Patrzyli na mnie jak na debila.- że grają w rock'owym zespole, ubierają się w ciemne ubrania, palą i piją alkohol, że się z nami przytulacie itp. to już na pewno wywiezie nas razem ze sobą do Polski, a będziemy mogły wrócić dopiero na osiemnastkę. - Wypowiedziała się po raz kolejny Mery.
- Aha to czyli źle że jesteśmy sobą? - Zapytał oburzony Andy.

- Nie, - Podeszłam do niego i objęłam w pasie.- Oczywiście że to nie jest nic złego tylko wiecie ona uważa nas za pięcioletnie dzieci i wiesz zabrania praktycznie wszystkiego kiedy u nas jest. Po za tym przyjeżdża raz na chiński rok i uważa się za świętą.
- To czyli póki ona tu jest nie możemy się ze sobą praktycznie spotykać? A na ile ona tu będzie?- Tym razem spytał Ashley przytulony do Mery.
- Około miesiąc. - Cicho mruknęła Mery. - Ale to nie tyle że nie możemy się spotykać. Po prostu będziemy jej wtykać kit że idziemy się spotkać z przyjaciółmi, albo jak będziemy gdzieś iść czy coś to powiemy że idziemy na imprezę, a tak na prawdę będziemy siedzieć z Wami.
- Nie wiem może się uda. - Wyszeptał Ash.
- Że co kurwa, ile mamy bez Was praktycznie mamy wytrzymać?!
- Spokojnie Andy'ś. - Objęłam go. - Za nie długo mamy osiemnastkę i wszystko już będzie prostsze. Obiecuję.
- No dobrze, ale to tylko miesiąc?
- Tak tylko. - Powiedziałyśmy chórkiem. - A teraz musimy iść. - Obie cmoknęłyśmy ich w policzki i wyszłyśmy. Po kolejnych 15 minutach byłyśmy w domu. Ku naszemu zdziwieniu nawet nie było bałagany. Ogarnęłyśmy tylko coś do jedzenia i prawie spokojnie czekałyśmy na moją matkę.
- Mery...
- Hmm.
- Jak my jej powiemy o chłopakach?
- Już to przemyślałam. A jak by ich jej przedstawić jako naszych przyjaciół, z czasem po prostu zaczniemy się do nich przymilać. W końcu załapie. - Powiedziała bez jakiegoś większego entuzjazmu. No w sumie czego się po niej spodziewać skoro za parę minut ma tu wparować ona. Coraz bardziej się stresuję.
- Fuck. - Zaczęła krzyczeć.-Nie zamknęłyśmy pokoi, a jak ona będzie chciała tam wejść? Znajdzie ich zdjęcia, nasze pamiętniki i do tego mamy schowane prezerwatywy na wszelki wypadek.-Skąd ona wie o gumkach?- Jak ona to zobaczy to nas do trzydziestki nie wypuści.- Nagle zaczęła panikować Mercy.
- No to idź zamknij je. Szybko!- I poleciała.Nie wiem czemu ale zaczęłam się wtedy zastanawiać czy Mercy ma już pierwszy raz za sobą.

                                     DING-DONG
Ooo ja pierdolę. To już ona zaraz tu wejdzie. Tym razem nie mogę przegiąć z pyskowaniem. To będzie trudne.
- Cześć Ann. Chodź, pomożesz mi z bagażami. - Uwaga, pani Ann bagażowa jestem.
- Chwila, poczekajmy na Mercy. Pomoże nam.
- Jestem, jest już... O Dzień Dobry.
- Cześć cześć. - Odpowiedziała.
-Idziemy mamie pomóż z bagażami. Niech mama prowadzi. - Powiedziałam z granym szacunkiem do niej. Ona poszła a my ruszyłyśmy za  nią w bezpiecznej odległości. - Mam nadzieję że teraz nie zachce się chłopakom tędy przechodzić. - Szepnęłam do przyjaciółki.
- Ja tam samo. O ma Pani nowe auto. Ładne- Skłamała. - Ale chyba od dupy strony. - Szepnęła do mnie.
- Dziękuję. A teraz brać walizki. - Ja wzięłam jedną, Mery jedną a tamta żadnej.Zrobiłyśmy jeszcze kilka takich rundek a te walizki się nie kończyły. - Będę spać u Ciebie w pokoju Ann. - Stałyśmy obok auta. Wszystkie trzy. James coś machała rękami, ale nie wiedziałam o co chodzi.
- No chyba nie. W tym domu jest dość pokoi. Za chiny nie będziesz spać u mnie w pokoju. To jest mój pokój urządzony po mojemu, tam są moje płyty, moje ubrania, moje rzeczy osobiste. Nie wejdziesz tam. - Prawie że krzyczałam.
- No to w pokoju Mercy. - Odpowiedziała ze stoickim spokojem.
- No chyba też nie. - Krzyknęłam.- Jej pokoju też nie dostaniesz. Możesz spać albo w pokoju gościnnym albo w tym miejscu. Wybieraj.
- W takim razie moje rzeczy zanieście do pokoju gościnnego- Nie zaniesiemy. W każdym razie nie ja.
- Nie.- Odparła Mery.Łaskawie się w końcu odezwała.
- Co nie, jak tak. Brać moje walizki już. - Co ona zapomniała że nie mamy już 5 lat żeby nam tak rozkazywać. W tym momencie przyuważyłem kontem oka że chłopaki się ku nam bardzo powoli zbliżają.
- Nie, to nie. Ne będę nosić Twoich walizeczek. Ani ja, ani Mery
- Będziesz ja tu jestem królową. Ja mam pieniądze, ja płacę za dom, wy byście nawet nie dały rady tu robić jako prostytutki.
- Przepraszam bardzo, ale niech pani nas do siebie nie porównuje. - No wreszcie się odezwała.
- To ty się całe moje dzieciństwo ruchałaś z jakimiś przypadkowymi facetami, a mi jeszcze do tego kazałaś tyrać jak wół.- Wykrzyczałam. Teraz już Andy stał w miejscu. Ash też.
- Nie moja wina że ojciec nas zostawił.
- Twoja, gdybyś się nie puszczała na lewo i prawo nie odszedł by. Nie nazywał by Cię dziwką za Twoimi plecami. Ty nawet nie zasługujesz żeby Cię matką nazywać, jedyne na co zasługujesz to dziwka puszczająca się na lewo i prawo. Przez Ciebie w szkole cały czas się ze mnie napieprzali że mam matkę dziwkę. Kiedyś tego nie rozumiałam. Teraz rozumiem i wiem że jesteś dziwką. Zwykłą puszczalską dziwką. - Jej bagaże spadły mi na ziemię
- Co ty kurwa wyprawiasz??!!?- Krzyknęła.
- Nie pytałam Cię o zawód. - Znowu krzyknęłam. Patrzyłyśmy tak jeszcze chwilę na siebie po czym poczułam na policzku jej rękę. Było to aż tak mocne że aż upadłam. Po chwili dołączyła do mnie Mercy która też dostała siarczysty policzek. Nie wiedziałyśmy co się dzieje. Po chwili krzyknęła:
- Bierzcie te bagaże kurwy jedne!- Zaczęła się drzeć. Podbiegli do nas chłopaki. - A wy co tu kurwa robicie. - Chwyciła Ash'a za kaptur i zaczęła go ciągnąć. On tylko machnął ręką a jej już pzy nim nie było. - Wyjazd to jest tylko moja i ich sprawa. Spierdalajcie stąd. Już!.- Andy i Ash wysłali sobie porozumiewawcze spojrzenie , po czym spojrzeli na nas.Doskonale wiedziałyśmy co chcą zrobić. Pokiwałyśmy głowami że się zgadzamy. Ona się cały czas na nas patrzyła. Andy podał mi rękę, aby pomóc mi wstać. Ash w tym samym czasie podał rękę Mery. Przyznaję że się jej teraz bałam. Nie sądziłam że ona ma aż tyle siły. James też była wyraźnie przerażona. Chłopaki chwycili nas za ręce i dali buziaka. Po czym zaczęli:
- Do jasnej cholery co sobie Pani wyobraża. Że będzie sobie kurwa mać tu przyjeżdżać i tak po prostu bić i wyzywać nasze dziewczyny. Oj Pani się grubo pomyliła. Pani tu nawet nie mieszka.
- Wykrzyczał Ash.
- Jako że ja nie mogę Pani wyrzucić, mogę jedynie wezwać policję za znęcanie się nad młodszymi. Jeżeli pani tego tak bardzo chce mogę to zrobić. - Andy jak zwykle spokojnie. - A wiem że to nie będzie pierwsze Pani zgłoszenie na policję. - Zgadywał i dobrze zgadnął.- Się Pani weźmie uspokoi trochę!- Teraz  krzyknął.
- Czy chcecie czy nie ja tu zostaję na miesiąc. A wy dwoje- Wskazała chłopaków- macie definitywny zakaz zbliżania się do tych dwóch dziewczyn.- Specjalnie zbliżyłyśmy się do nich. - A teraz puść ją. - Szarpnęła mnie za rękę. - Puść ją mówię.
- Nie. - Opowiedzieliśmy wszyscy w czwórkę.
- Chłopaki idziemy gdzieś?Jakoś nie mam ochoty z nią czasu spędzać. - Spytała Mery.
- One nigdzie nie idą. Mają szlaban. - Powiedziała z triumfalnym uśmieszkiem.
- I tu masz pecha. - Zaczęłam. - Nie mam już dwunastu lat i Cię ślepo nie słucham. Teraz słuchaj uważnie. Złóż to  sobie w jedno zdanie. Pa mamo.
- Nigdzie nie idziecie. - Zdawało jej się że się nawracamy. Jednak ja się odwróciłam żeby ja tylko pomachać i powiedzieć:
- Pa. - Więcej się nie odwracaliśmy. Wsiedliśmy do samochodu Andy'ego.- Gdzie idziemy?
- Mam propozycję. - Powiedział Ash. - Widziałyście już Hard Rock Cafee ?
- Jeszcze nie, ale jest mały problem. Nie mamy kasy, może pojedziemy na wzgórze Hollywood?- Zaproponowałam
- Tam też możemy pojechać. A za tą kawę czy coś ja zapłacę. -Zaproponował Andy. - I nawet nie próbujcie się sprzeciwiać.
- No dobra.
Kiedy siedzieliśmy już w kafejce
 i czekaliśmy na kawę nagle któryś chłopak zaczął temat.
- Już wiemy czemu jędza- Powiedział Andy.- Przykro mi że miałyście takie dzieciństwo.
- Spoko nie musi. To już za nami. - Uśmiechnęłam się do niego. - Teraz liczycie się wy i nasze związki a nie tamta jędza. Przynajmniej teraz nie musimy się ukrywać.- Dodałam krzywy uśmieszek i wtuliłam się w jego klatę.
- Zgadzam się z Tobą. Teraz nie musimy się ukrywać, a jak nas będzie chciała wywieź to i tak nie zdąży. Ja mam osiemnaście za jakieś 15 dni a Ania za 23. Wtedy już nas nie będzie mogła wywieź. Teraz ona rzuciła  krzywy uśmieszek.
-  To dobrze bo nie wiem jak byśmy dali radę to ukrywać. A tak w ogóle kiedy wy macie urodziny?- Dodał Ash.
- No ja mam 23 lipca, a Merucha 15 lipca. - Powiedziałam popijając kawę.
- Aha to czyli szykują się dwie imprezki?- Dodał nikt inny jak Ash.
- Nie zupełnie.- Zaczęłam.- My zawsze urodziny robimy razem w jeden dzień. W tym roku też tak będie jeżeli będziemy coś organizować w co wątpię
- Czemu wątpisz mała?
- Nie znamy w LA prawie nikogo, tylko Was i parę tępych  dziewczyn z pracy.Po za tym ja nie wiem czy ja mam ochotę zrobić tą imprezę.
- Mam takie samo zdanie.- Odezwała się Mercy.
- To co byście chciały zrobić w te dni? Ja pamiętam że osiemnastka to wyjątkowy dzień.- Zaczął się rozmarzać Ash.- Wasza też musi być wyjątkowa. Musicie być wtedy z tym kim chcecie i robić to co chcecie.
- Mam pomysł. - Prawie że wykrzyknął Andy. Prawie wszystkie oczy w Hard Rock na niego spojrzały. Po chwili kiedy zauważył że cała nasza trójka się w niego wpatruje zaczął kontynuować. - Skoro macie osiemnastki w dwa osobne dni i skoro nie chcecie robić imprezy, możemy pójść na ... no wiecie... randki... .- Słodko się zarumienił.
 Ale nie takie podwójne jak teraz, tylko wiecie... Takie osobno. No jeżeli chcecie?
- Ja się zgadzam.- Powiedziałyśmy równo. Nie wiem jak my to robimy że tak często równo mówimy.
- Ann może by pojechać w końcu na to wzgórze i porobić te zdjęcie?- Powiedziała kiedy chłopaki byli zajęci sobą. - Ta sesja ma być właśnie gdy napis jest oświetlony. Facio powiedział że jeżeli ta sesja będzie tak dobra jak tamta to dostaniemy pięć tysięcy w pieniądzach. I bony do sklepów. A teraz spytasz pewnie czemu tak dużo. Bo mamy już z nim umowę podpisaną.
- To my Was zawieziemy i popatrzymy okej? -Spytał Andy po czym zrobił tą swoją minę zbitego psiaka.

******************************************************************************
Komentujcie. Proszem was. Nie wiem czy Was się podoba to opowiadanie. Zostawcie w komku chociaż kropkę.

1 komentarz:

  1. Wow wciągające opowiadanko ;)
    Bardzo fajnie piszesz tylko rozdziały mogłyby być troszeczkę dłuższe
    Do następnego i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń