niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 24

------------------------------------------------------Ann---------------------------------------------------------------
- Przepraszam, Halo. - Wołała stewardessa. - Koniec lotu. Proszę wychodzić.
- Ymm, oj przepraszamy już wychodzimy. - Zerwałam się. - Gdzie nasze bagaże? O są. - Wzięłyśmy je i wyszłyśmy.

Kiedy wyszłyśmy nie wiedziałyśmy co zrobić. Nigdy nie byłyśmy w tej części miasta. Zadzwoniłyśmy z budki na taksówkę. Kiedy przyjechała dowiedziałyśmy się że za te 100 zł które miałyśmy może dowieść nas prawie pod dom chłopaków.
- Ann, patrz. To są Ci idioci z samolotu.
- No ja pierdole. Co oni tutaj robią. Skąd wiedzą że my do LA poleciałyśmy.
- Nie wiem skąd.
- Płacą panie 89.37. - Dałyśmy mu do ręki 90 złoty i wyszłyśmy. W tym samym czasie zorientowałyśmy się że tamte ułomy z samolotu biegną za nami. No super. Wiedziałam że coś za łatwo szło. Coś musiało się spieprzyć. W tym przypadku goni nas dwójka psychopatów. Uciekałyśmy. Gorączkowo wypatrywałyśmy czy zza rogu nie widać domu chłopaków. Ciekawa jestem jak nam się udało biec tak szybko jeżeli kilka godzin wcześniej nie mogłam się ruszyć.
Wreszcie zauważyłam jeden bardzo znajomy budynek. Był to dom Andy'ego. Wreszcie. Biegłyśmy w tamtą stronę. Ja zaczęłam utykać na jedną nogę. Zaczęła mnie bardzo boleć. Jakoś udało mi sie dobiec do domu. Wpadłyśmy do domu jak burza, W przed pokoju był Andy. Wpadłam od razu na niego. Uwiesiłam mu się ma szyi.
- Andy, proszę cię. Tam jest dwóch facetów którzy nas gonili. Zróbcie coś. - Odsunął się ode mnie. Wziął za rękę i podszedł pod drzwi. Nikogo tam nie było. Cofnęliśmy się z powrotem do domu.
- Nie pozwolę Cię już nigdy nikomu ode mnie wziąć. Nigdy. - Przytulił mnie. Mery w tym samym czasie pobiegła w ramiona Ash'a. - Ale Ci serduszko mocno bije. - Uśmiechnęłam się. - Musiałaś się bardzo przestraszyć. - Ścisnął mnie mocniej.
- Ałł. - Syknęłam z bólu. Moje siniaki i rozcięcia na całym ciele zaczęły o sobie przypominać.
- Przepraszam, nie wiedziałem że boli. - Odsunął się odrobinkę ode mnie.
- Nie przepraszaj, nie mogłeś wiedzieć że mnie zaboli. Mnie ogólnie teraz prawie wszystko boli.
- To możesz ty pójdziesz się wykąpać, przebrać czy co tam chcesz, a ja pójdę zrobić nam kolację?
- Dobrze, to ja się pójdę wykąpać. - Pokiwał głową.
- Mogą być tosty? - O matko tak, żądam tostów. W odpowiedzi szeroko się uśmiechnęłam.

Poszłam. Kiedy siedziałam w wannie znowu o sobie znać dawały myśli samobójcze.
- A może faktycznie wszystkim byłoby lepiej beze mnie? I tak nikt by nie tęsknił. - Powiedziałam i zaczęłam myśleć czy nie ukryłam gdzieś w tej łazience żyletki lub czegoś podobnego. Znalazłam. Była przyklejona do krzesła od spodu. Wzięłam ją i zaczęłam rysować. Zrobiłam tylko kilka kresek na nogach i na jednej ręce jedną kreskę.

Znów nie chciałam tego robić, ale byłam jak w jakimś transie. Dopiero gdy skończyłam dotarło do mnie co zrobiłam. Postanowiłam szybko wyjść z wanny. Żyletkę z powrotem przykleiłam na spodzie krzesła i wyszłam.

Kiedy byłam już w kuchni zauważyłam że Andy dalej coś kombinuje. Z pewnością nie wiedział że go widzę.  Że kto kol wiek mógł by widzieć. Włączył muzykę na max'a i potańcyłam co chwilę przygotowując tą kolacje.
- Hej kochanie. Pomóż?- Aż podskoczył z zaskoczenia.
- Oo, cześć. Weź mnie tak nie strasz. - Powiedział na jednym tchu,- I jeżeli chcesz pomóc i nie jesteś zmęczona to możesz przygotować jakieś talerze.
- A ile?- Przecież nie wiem ilu nas jest w domu teraz , a on patrzył na mnie jak na debila.
- Aaa, Sorki przez chwilę nie rozumiałem co mówisz. - Podrapał się w głowę. - Dla wszystkich.
To policzmy: ja, Andy, CC, Jinxx, Jake, Ash i Mery czyli 6 osób. Nie 7, 6? Nie na pewno siedem.
Wyciągnęłam talerze w idealnym momencie. Skarbek właśnie wyciągał tosty z tostera.
- Zaniesiesz tym małpą? - Znowu się na mnie obraził? Znowu mówi głosem jak by miał do mnie wąty a wszystko.  
- Zaniosę. - Wzięłam talerze i poszłam. Po chwili wróciłam, Nasze też już były gotowe.
- Idziemy na górę?- Pokiwałam głową.
Na górze otworzył mi drzwi do pokoju i mnie w nich przepuścił. Chyba pierwszy raz. Zjedliśmy. Trzeba mu przyznać dobre było.
- Andy, co się dzieje? - Zapytałam ryzykując moim zdaniem że się rozgniewa.
- Nic się nie dzieje. - Odpowiedział bez uczuć.
- Kochanie.- Usiadłam na przeciwko niego. - Przecież widzę że coś Ci jest. - Chwyciłam go za rękę. -Nie kłam że nic Cię nie martwi czy coś.
- Dobra, wygrałaś. Moi rodzice się rozwodzą, a ja się dowiaduję o wszystkim na końcu. Zresztą jak zwykle. Już ZADOWOLONA? - To ostatnie powiedział z takim wyrzutem jak by myślałam że to przeze mnie . Zaczęłam smutnieć. Ona chyba to zauważył i zrozumiał że źle zrobił. Wyciągnął rękę z moich rąk.
- Wszystko, wszystkim, rozumiem jest Ci z tym ciężko. Wiem że wtedy jest ciężko, no ale chyba możesz porozmawiać ze mną żeby Ci ulżyło, a nie dusić to w sobie, a później na mnie odreagowywać?
- Łatwo Ci powiedzieć. Ty jesteś dziewczyną i dziewczyny umieją gadać o swoich uczuciach, chłopaki nie umieją.
- Zanim mnie matka wzięła to umiałeś.
- Może już nie umiem? - Zaczął coraz głośniej mówić.
- Obiecałeś że jak coś będzie nie tak jak powinno to mi powiesz- Teraz ja zaczęłam głośniej. - Już mi nie ufasz?
- Co co jeśli nie? - Teraz przegiął. Podniosłam się z łóżka wzięłam swój koc i poszłam do pokoju mojego i Mery. Stwierdziłam że tam dziś przenocuję.
- To fajnie wiedzieć.- Trzasnęłam drzwiami.
 Andy kiedy wychodziłam nawet nie popatrzył czy się odwrócę. To była nasza pierwsza kłótnia. Wyszłam bo bałam się że zaraz albo walnę śmiechem z załamania że mi nie ufa albo nie walnę płaczem. W tej sytuacji nie wiem co lepsze.
Kiedy weszłam do pokoju od razu zamknęłam drzwi na klucz i poszłam do łazienki. Musiałam ochłonąć. Od razu po wyjściu z niej poszłam spać.

-------------------------------------------------Ash--------------------------------------------------------------
Nosz kurwa. Czy oni muszą się aż tak głośno kłócić? O nic nie słychać. Czyżby poszli spać? O jednak nie. Słyszałem trzaśnięcie drzwiami. Ann poszła gdzieś indziej. Skąd wiem że Ann? Andy bardziej tupie kiedy chodzi. To jest ich pierwsza kłótnia, chyba. Albo przynajmniej pierwsza tak poważna. Pójść do niego? Ale przecież mój tyłek jest taki ciężki. Ale to jest kurwa mać twój przyjaciel, on by przyszedł. No ale taka ciężka. Idź i nie marudź. - Prze inteligentna rozmowa sama ze sobą. W końcu postanowiłem iść.
- Młody co jest?- Zapytałem.
- Następny. - Szepnął. - Nic. Możesz już iść zanim zdążę się też z Tobą pokłócić tak jak z Ann? Już dzisiaj dość zjebałem.
- Ja właśnie w tej sprawie. Co się między Wami takiego wydarzyło że było Was słychać u nas w pokoju?
- No dobra. Chcesz wiedzieć to Ci powiem. W takim ogromnym skrócie. Po jej błaganiach powiedziałem jej że moi rodzice się rozwodzą, po tym spytałem ją chyba trochę średnio miłym głosem czy zadowolona. Ona na to że wie że to ciężkie itp ale czy muszę się na niej za to wyżywać. Czemu nie mogę jej tego powiedzieć. Ja na to że nie umiem gadać o uczuciach. Ona na to że jakoś wcześniej umiałem. Ja się spytałem co jeśli nie umiem już. Ona później wspomniała o naszej umowie i spytała czy już jej nie ufam. A ja w przypływie złości spytałem a co jeśli jej nie ufam. To tyle.
- I jak się z tym czujesz? - Spojrzałem na niego jak jakiś psycholog czy coś takiego.
- Szczerze? - Pokiwałem głową. - Nie wiem. To znaczy, wiem że źle zrobiłem tak to na nią wyrzucając, ale ona też święta nie jest. Powinna zrozumieć.
-  Tu właśnie jest problem. Przedstawię Ci to z mojej perspektywy. Oby dwie nie dawno wróciły. Matka je tam lekko mówiąc torturowała. Widziałeś co ma na nogach albo brzuchu czy plecach?
Ja jestem pewien że ona oczekiwała że chociaż jej trochę pomożesz się z tym uporać. Ale nie ważne. W tym momencie zachowałeś się średnio fajnie bo to co one mogły tam przeżyć i przeżyły jest gorsze od Twojego problemu. - Rozwinąłem się.
- Aha to czyli to że mi się rodzina sypie to nie ważne?- Spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nie to wcale tego nie oznacza, ale spróbuj zrozumieć. Została porwana i bita, ba, biczowana przez własną matkę. Ledwo może chodzić i wszędzie ma sińce bądź rozcięcia. Ją to boli i psychicznie i fizycznie. A ty się jeszcze na niej wyżywasz. Już wiesz jak ona się czuje?- Popatrzyłem na niego.-   Widzę że wiesz. - Spojrzał na mnie. Chyba faktycznie zrozumiał trochę więcej niż wcześniej.
- Wiem, ale co to teraz zmieni? Już po sprawie, a ona myśli że jej nie ufam.
- Zależy Ci na niej? Kochasz ją?
- Tak i ponad życie. -
- To jeżeli tak jest to rano ze własnej, nie przymuszonej woli pójdziesz do niej i ją przeprosisz. Zrobisz jak będziesz chciał, ale zanim coś zrobisz przemyśl to. - Pokiwał głową. - Ja idę i zostawiam Cię z tym do przemyślenia. Jak coś to jestem u siebie,
- Dobra pa.- Kiwnąłem głową

Poszedłem do siebie. Nie było Mery. Pewnie poszła do kibla.
- Gdzie byłaś? - Spytałem kiedy wchodziła,
- U Ann. Nie słyszałeś pokłócili się.
- Słyszałem, Właśnie wróciłem od Andy'ego.
- I jak?- Spytała.
- Źle mu jest z tą ich kłótnią, albo przynajmniej tak mi się wydaję. Myślę że zaczyna zdawać sobie sprawę że to kłótnia to głownie jego wina. Ogólnie źle mu jest bo powiedział że jej nie ufa, a ufa. A ona?
- Jest jej źle, bo myśli że to jej wina i śpi nie  z Andy'm tylko w tamtym pokoju. - Wiedziałem o który  chodzi.
- Ciekawe co się z tego rozwinie i kiedy się pogodzą?
- Ja też. - Przytuliła się do mnie i zamknęła oczy, ja tak samo.

------------------------------------------------Andy------------------------------------------------------
Zaczynam się czuć coraz bardziej winny. Okropnie mi z tą kłótnią, jeszcze biorąc pod uwagę że dzięki Ash'owi wiem że ta cała sprawa to w większości moja wina. Na prawdę nie wiem co zrobić i do tego nie mogę spać. Zapowiada się długa noc. Ciekawe czy to o biciu dziewczyn przez ich matkę to prawda. Mam nadzieję że nie, ale chociaż? Może to prawda? To, to ją zabolało kiedy ją przytuliłem? Myślałem że po prostu się źle przekręciła i coś przeciągła czy naciągnęła.
Fakasie, już 4 nad ranem. Ja chcę spać. Teraz już.  Może, może się uda. Zaczynam odpływać. Jej  udało się! Niestety nie na długo. Zasnąłem o 4, obudziłem się o 8. Przynajmniej tyle. Jakieś kilka minut później stwierdziłem że i tak już nie zasnę. Za bardzo męczą mnie wyzuty sumienia. Nie ciernię tego.

Po kolejnych kilku minutach intensywnego wytężania swoich dwóch komórek mózgowych, wpadłem na pomysł żeby pójść do jej pokoju i tam w spokoju czekać aż się obudzi, powoli obmyślając co powiem, a czego nie powiem. Albo przynajmniej będę się starał nie powiedzieć. Stwierdziłem że tam pójdę właśnie za sprawą że było mi ciężko z tymi wyrzutami. Zresztą nie tylko przez wyrzuty ale też dlatego że cholernie tęsknie za nią. Ona przecież od kiedy tylko ją poznałem była moją, małą, kochaną Anią. Przecież ona dalej taka jest. I będzie. Ja ją kocham. Nie chcę, aby się na mnie gniewała. Ona nie zasługuje żeby sobie niszczyć zdrowie, złością, przeze mnie. Przez tą kłótnię, wreszcie zauważyłem jak cholernie mocno mi na niej zależy. Zauważyłem też że tęsknię za nią kiedy nie widzę jej choć by przez jedną noc. Że zaczynam się równie mocno martwić o nią kiedy nie jestem pewien gdzie jest i co tam robi. Ja po prostu chciałbym wiedzieć czy w danej chwili jest bezpieczna. Czy znowu jej ktoś nie porwał, lub czy jej ktoś nie ściga jak wczoraj. Albo czy sama się nie krzywdzi. Sama nie okalecza. Nie rysuje swoich uczuć na kartce zwanej powszednie skórą, tylko w swoim zeszycie ołówkiem czy czym tak by chciała.


Zgodził bym się nawet żebyśmy nie byli razem jeżeli ona byłaby szczęśliwa. Chcę aby ona była szczęśliwa.


Jestem bardzo ciekaw czemu wszystko się tak  uwzięło na tą małą, bezbronną dziewczynę. Moją dziewczynę. Moją partnerkę. Przynajmniej na razie. Najpierw okropne dzieciństwo, później gwałt a teraz to porwanie przez własną matkę. Do tej pory myślałem zawsze że to ja miałem się kiepsko w życiu. Przynajmniej w dzieciństwie. Cofam to. Miałem się cudownie w przeciwieństwie do niej.


Chciałbym to właśnie z nią kiedyś, w przyszłości założyć rodzinę. Z nią wziąć ślub. Razem z nią patrzyć jak Femme się bawi. Chciałbym z nią kiedyś mieć swój własny dom. Bez chłopaków. Tylko Ann i mój. Mam nadzieję że uda mi się to wszystko spełnić i zapewnić jej godne życie na jakie zasługuje. Na razie mam pieniądze żeby takie życie zapewnić, ale nie wiadomo co będzie na przykład za 20 lat. Mogę w tedy nie mieć złamanego grosza.


Mi i Ann do szczęśliwego związku został jeden krok. Nie dać się nikomu rozłączyć, Co będzie trudne, w szczególności że kiedy Juliet się dowie że jestem szczęśliwszy z Anią niż z nią może nam zamienić życie w piekło. Kto wie co jej może do łba strzelić. Do tego pustego zakutego łba.


Po czasie dopiero widzę jakim wielkim błędem było wiązanie się z Julką. Przez nią zacząłem się okaleczać. Przez nią nie widziałem innego wyjścia, To ona spowodowała tą niską samoocenę. Samoocenę którą przez pomoc Ann, Ash'a i innych zaczyna mi się podwyższać. Powoli bo powoli, ale zawsze coś. Kiedyś wyjdę na prostą i będę mógł się cieszyć Anią jeśli będzie szczęśliwa ze mną i będzie chcieć ze mną być. Mam nadzieję że tak. Nie chciał bym żeby mojej Ann stało się coś przez Julkę.


A co będzie kiedy ja i reszta wyjedziemy w trasę, a dziewczyn nie będzie miał kto bronić przed matką, tamtymi chłopkami co je gonili czy kimkolwiek innym kto będzie chciał Ann lub Mercy zrobić krzywdę.

- Na tym zakończyły się moje rozmyślania. Ann się obudziła. Siedziałem na ziemi koło drzwi. Siedziałem dokładnie na przeciwko jej głowy. Zaczęła się ruszać i rozciągać. Wyglądała jak mały kotek. Tak super porównanie. W sumie pasuje. Obydwoje słodcy, mali i rozczulający.

- Może wyjść zanim się obudzi?- Pomyślałem. Po chwili skrzyczałem się sam za ten pomysł. Pomyślałem że jeżeli i tak muszę ją przeprosić to lepiej zrobić to wcześniej niż później.
Cholernie się bałem. Oczywiście w głowie miałem tysiące pozytywnych jak i negatywnych scenariuszy na tę rozmowę. Spełnienie chociażby jednego czy dwóch z tych scenariuszy pisanych w mojej głowie, było możliwe jak jeden do miliona, lub gorzej. Jestem pewien że jeżeli któryś miał by ochotę się jednak tak zupełnie przypadkiem się spełnić był by to jeden z gorszych, jeżeli nie najgorszy z planów.

Z każdą minutą tych scenariuszy, planów, taktyk na wybrnięcie z niezręcznych sytuacji i odpowiedzi na najgorsze pytania było coraz więcej, Wcale mi to nie pomagało w uspokojeniu się. Mogłaby się w końcu odwrócić.

Odwróciła się. Nie nie otwieraj tych oczu! Otworzyła. Zamknij je z powrotem ! Nie zauważ mnie proszę.
- Ej, co ty tu robisz? Powinieneś spać. - No wiem że powinienem. Przecież nie jestem tępy. Powiedziała to takim głosem, jakby się obwiniała.
- Wiem, nie mogłem spać. - Powiedziałem ze spuszczoną głową a ona usiadła na łóżku.
- Czemu? - Dziwne że się nie domyśliła,
- No wiesz.- Usiadłem też na łóżku- Przez tą sytuację wczoraj. Chciałem. - Zrobiłem pauzę.
- Co chciałeś?
- Chciałem Cię przeprosić za wczoraj. To nie powinno tak wyglądać, Przepraszam. Nie potrzebnie się uniosłem. Nie chciałem po Tobie krzyczeć. Na prawdę nie powinienem. Ty po prostu chciałaś mi pomóc. Teraz już to rozumiem. Postaram się więcej tak nie reagować.
- Nie szkodzi, nie gniewam się. Ja Ciebie też przepraszam, że chciałam to z Ciebie wyciągnąć a nie poczekałam aż sam powiesz.
- Nie przepraszaj, powinienem Ci od razu powiedzieć. Już jest między nami okay?
- Raczej tak, wszystko sobie wyjaśniliśmy. Tak wszystko okay.
- To mogę Cię teraz przytulić? - Zapytałem nie śmiało.
- Możesz. - Wstałem ona zaraz za mną. Wziąłem ją w swoje ramiona.
- Dziękuję że mi wybaczyłaś. - Nie odpowiedziała przytuliła się mocniej.
- Ałł, Andy chwyć troszeczkę niżej jeżeli chcesz się mocniej przytulić. - Zrobiłem tak jak powiedziała.

Ja stałem tyłem do drzwi. Do pokoju ktoś wszedł. Był to prawdopodobnie Ash, sprawdzić czy żyjemy bo jeszcze nas na śniadaniu nie było. Nie przeszkodziło nam to i dalej tak staliśmy. Po kolejnej chwili nas uścisk się rozluźnił.

- Mała, powiedz co Cię boli, gdzie masz rany?
- Wieczorem Ci pokaże,teraz nie chce mi się ściągać niczego. - No fakt była w grubych dresowym spodniach i bluzce z innego takiego kompletu. - Dobrze?

1 komentarz:

  1. Wow pierwsza kłótnia i to taka poważna za nimi! No nie źle ;)
    Bardzo fajny rozdział :D ciagle się zastanawiam jak ci faceci znaleźli dziewczyny przecierz na lotnisku zgubił ich !!??
    Do następnego :*
    Acha i wyjeżdżam w ten czwartek i wracam dopiero 28 i raczej wi-fi pod namiotami nie ma więc nie będę mogła czytać i komentować :/

    OdpowiedzUsuń