- No zastanowię się, widziałeś może jakąś moją piżamę? Albo w ogóle jakieś moje ubrania?
- Tak. Mam nadzieję że się nie obrazisz. Dałem je do tej szafy. Pomyślałem że może będziesz chcieć mieć trochę więcej miejsca. - Tylko się uśmiechnęłam. Podeszłam do swojej szafy wzięłam ubranie. Dopiero gdy się obróciłam zauważyłam... Zauważyłam że był w samych bokserkach. Pomyślałam: NO JA PIERDOLĘ. ON SERIO NIE MA LEPSZEGO STROJU? Właściwie nie wiem czemu mnie aż tak zaskoczyło. Przecież on tak prawie zawsze śpi.
- Mała, co Cię tak zaskoczyło?-Spytał z zaskoczeniem w oczach.- Aż tak źle wyglądam? - Zapytał z kpiącym uśmieszkiem. - Mam się iść ubrać w coś innego?- Teraz powiedział lekko zasmucony.
- Nie, nie musisz i wcale źle nie wyglądasz.- Wysłałam mu uśmiech. - Pasują Ci bokserki renifery ze stanikami. - Zaczerwienił się.
- Heh. Dzięki.
- A teraz mogę już iść się ubrać?
- No jeżeli musisz. - Udawał zdołowanego, a ja poszłam do łazienki. Kiedy wyszłam Andy leżał w łóżku i już lekko przysypiał. Spał na prawym roku łóżka, bokiem, wtulając się w kołdrę. Koło niego spała mała Femme. Położyłam się koło niego. Na jego twarzy pojawił się zarys uśmiechu. Ja postanowiłam usiąść i wziąć Femme, a następnie położyć ją między nami. Wzięłam ją.
- Ej, ja też chce spać Femme. - Oburzył się zaspany Andy.
- Mam się czuć zagrożona?- Zachichotałam lekko. Andy'ś odwrócił głowę w moją stronę, również z uśmiechem. - Mam propozycję. Oddam kotkę, jeżeli odwrócisz się dasz się przytulić.
- To jest szantaż. - Odwrócił się.- A co najgorsze podoba mi się ten szantaż.
- Dobrze wiedzieć. - Uśmiechnęłam się.
- Położył się.- Kochanie, no to przytulisz się czy nie?- Przesunęłam się w Jego stronę.
- Przytulę.- I przytuliłam.
- No i prawidłowo. - Kicia zaczęła wciskać między nasze nogi. - A skoro tak już rozmawiamy to powiedz, podobała Ci się randka?- Dziwne że jeszcze pyta. -,-
- Była, była super. Cudowna, szczególnie piknik i taniec. Kiedy zdążyłeś to wszystko przygotować?
- Tajemnica.- Zaczął się szczerzyć.- A fajnie tańczyło się na moich butach?
- Nawet bardzo. Było cudownie. Nie wiedziałam że jesteś taki. No nie wiem? Romantyczny. W każdym razie na randce było cudownie. Uwielbiam takie wyjścia i chwilę z Tobą sam na sam. Kiedy nikt nam nie przeszkadza.
- Ja też je uwielbiam. Fajnie by było to powtarzać częściej. Mi też się najbardziej podobał piknik i taniec. Bałem się jak zareagujesz na to, ale wyszło cudownie. - Pocałował mnie. - Kocham Cię skarbie.
- Ja Ciebie też Misiu. - Przestaliśmy rozmawiać. Leżeliśmy w swoich objęciach, tylko co jakiś czas głaskając kota, albo chwytając się za ręce. Nie wiem nawet kiedy zasnęliśmy.
Rano obudził nas telefon. Okazało się że to dzwoniła jakaś baba, próbująca opchać nam jakiś najnowszy i najlepszy toster. Obudziła nas o 7 rano tylko po to żeby powiedzieć nam o tosterze. Później nie mogliśmy już zasnąć, pomimo że obydwoje byliśmy dalej bardzo zmęczeni. Po jakimś czasie udało nam się zwlec na dół. Później zrobiliśmy obchód po pokojach. Byliśmy sami w domu. Ciekawe gdzie oni wszyscy, łącznie z Mery, zniknęli. Po śniadaniu poszliśmy do salonu i włączyliśmy telewizor. Leciały Teletubisie. -Ta bajka cofa w rozwoju.- Pomyślałam, ale Andy ją lubi więc postanowiłam się na nią zgodzić. On oglądał, a ja zdążyłam nakarmić i pobawić się z Femme. Pod koniec bajki te gremlinki zaczęły machać i się gilgotać. Andy stwierdził że to cudowny pomysł z tym gilgotaniem. Rzucił się na mnie. Teraz już leżał na mnie tak że jego głowa była koło mojej szyi, a jego usta delikatnie łaskotały mnie w szyję. Rękami też mnie gilgotał. Rzucaliśmy się tak po tej kanapie. Później wstałam i pobiegłam do łazienki.Stojąc przy lustrze zauważyłam na szyi kilka małych czerwonych plamek. Zrobił mi malinki. Posiedziałam tak jeszcze chwilę w łazience, a kiedy byłam pewna że na zewnątrz jest czysto wyszłam. W drodze do salonu faktycznie było czysto. W salonie już nie za bardzo. Kiedy tylko tam weszłam rzucił się na mnie. Znowu mnie gilgotał na kanapie. Ja też się starałam, ale nie wyszło. Krzyczałam, śmiałam i czepałam się ale to nic nie dało. Co jakiś czas patrzyliśmy sobie w oczy. Przypadkowo. Jego śliczne oczka się świeciły, zresztą podobnie jak moje. Następnie stało się coś okropnego. Do, już naszego domu, wpadła policja. Złapała Andy'ego. Trzymali go tak.
- Ejj. Chwila. Co wy robicie?- Spytałam.
- Ja Ci wyjaśnię. - I wszystko jasne.- On Cię porwał. I zgwałcił. A teraz Cię tu przetrzymuje, Nie musisz już udawać. - Powiedziała z udawanym współczuciem. Podeszła do mnie i chciała pogłaskać mnie po policzku. Nie pozwoliłam jej. Andy patrzył na to wszystko z jednocześnie złością i zaskoczeniem w oczach.
- Matka, weź się odpieprz. Najpierw mnie i Mercy bijesz a teraz udajesz taką wspaniałą? Przykro mi, ale Ci się nie uda. Andy mi nic nie zrobił. - Teraz zwróciłam się do policjantów. - Jedyną osobą którą trzeba by było tu zamknąć jest ona!- Wskazałam na matkę.
- Nawet jeśli ten pan Ci nic nie zrobił, jesteś nie letnia. Nie możesz mieszkać bez opieki dorosłego. - Mówił jeden z 3 policjantów.
- Ale on i reszta zespołu są dorośli. Po za tym ja nie będę z nią mieszkać. Ona jest pieprznięta. Całe dzieciństwo mnie biła, zresztą ostatni raz zrobiła to niespełna tydzień temu. Andy jest niewinny. On mi nic nie zrobił. Jedyne co on zrobił to pozwolił mi u siebie zamieszkać, kiedy ty mnie z domu wyrzuciłaś.
- Nie tylko Ciebie Ann, mnie też. - Wróciła do domu Mercy. Nie było Ash'a. Przyszła sama.- Ona nie tylko nas wyrzuciła, ale nas też biła.- Po policjantach widać było że co raz bardziej wieżą nam, a nie jej.
- Weźmiemy Was wszystkich na komisariat. Przesłuchamy i zdecydujemy co dalej.
Na komisariacie.
Jesteśmy już po przesłuchaniach. Za nie długo dowiemy się co dalej.
- Pan Andrew Biersack musi zostać jeszcze 24 godziny w areszcie. - Ja i Andy się załamaliśmy. - Pani Anna Rose i Pani Maria James muszą do ukończenia 18 roku życia mieszkać z opiekunem prawnym w tym przypadku mamą Pani Anny Rose.
- Ale...- Zaczęłam.
- Żadnego ale. Wsiadacie do samochodu jedziemy po Wasze ubrania i jedziemy do nas do domu.
- To znaczy my Was zawieziemy, a wysadzimy dopiero jak się spakujecie.
- Ale nie zabierajcie ich. Ona je zakatuje. - Mówił Andy ze łzami w oczach.
- Możecie zostawić nas na chwilę, Mercy jak chcesz to zostań. - Pokiwała głową.
- Dobrze macie 2 minuty.- Wyszli.
- Andy nie martwcie się o nas. Znosiłyśmy to przez całe życie parę dni co będziemy tam mieszkać może nam odpuści.
- Kochanie, ale ja się nie martwię że ona Wam coś zrobi czy powie. Ja się boję że ty sama sobie coś zrobisz.
- Spojrzałam w ziemie.- Spróbujemy od niej uciec. Masz tu długopis napisz mi tu swój albo Ash'a numer.- Napisał swój. - Jeżeli uda nam się mieć telefony to obiecuję że będziemy dzwonić lub pisać.
- Dobrze. Pamiętaj KOCHAM CIĘ i nie chcę Cie stracić. - Powiedział i mnie pocałował.
- Ja Ciebie kochanie też. - Odwzajemniłam pocałunek.
- A Ciebie Mery Ash też kocha. Ponad życie.
- Przekaż mu żeby się nie martwił i że go kocham. - Powiedziała.
Weszli do tego pokoju i wyciągnęli nas stamtąd. Kiedy byliśmy w domu, spakowali nas i pojechałyśmy. Nie wiemy gdzie jechałyśmy i ile jechałyśmy. Zawiązała nam oczu. Wiemy tylko że wywiozła nas z powrotem do Polski. To nie był nasza rodzinna wiocha. Szczerze mówiąc nie wiem gdzie nas zawiozła. Wiem tylko że byłyśmy tam koło godziny 22. Szmata wzięła nam telefony, papierosy i wszystko dzięki czemu mogłybyśmy się skontaktować ze światem.
W domu w którym wylądowałyśmy dostałyśmy jeden wspólny pokój. Był pomalowany chyba kiedyś białą farbą, teraz już szarą. Na ziemi leżał stary dywan. Były tam też dwa łóżka, średnio wygodne. Pościel była ubrana w białą poszwę. W pokoju było jeszcze kilka szafek, z jasnego drewna. Wszystko wyglądało na bardzo stare. Nasz obecny pokój miał jedno, zabarykadowane okno, a drzwi były zamknięte na klucz, do których klucz miała tylko matka. W pokoju były jeszcze jedne drzwi z przejściem do łazienki. Łazienka również nie była zbytnio zadbana. Znajdowały się w niej zżółknięte kafelki, stara, ledwo działająca lampa, pęknięte lustro, wanna i kilka starych półek, również z jasnego drewna. Opisując te dwa pokoje w skrócie panowało tam : SYF, KIŁA I MOGIŁA.
Tamta kazała się rozpakować. Stwierdziłyśmy, że i tak długo tam nie zabawimy więc nie będziemy się rozpakowywać. Przejrzałyśmy tylko szybko, co spakowałyśmy.
- Mery i co masz? - Spytałam cicho.
- Mam jakieś 150 złoty, pół paczki papierosów, kilka ciastek, koszulkę Ash'a- Uśmiechnęła się pod nosem. - kilka ubrań i coś do picia. A ty co masz?
- Kasy mam jakieś 100 złoty, papierosów nie mam, słodycze, też mam koszulkę, ale Andy'ego, mam też jakieś ubrania i wodę.
- Trochę krucho. Liczyłam że któraś z nas wpadła na pomysł żeby spakować jakiś dodatkowy telefon czy coś. No ale trudno. Czasu nie cofniemy. Ciekawe ile tutaj zabawimy. Papierosów nam starczy tylko na jakieś parę dni. Nie wiem czy starczy chociaż na 3 dni, ale wiem że muszę zapalić. Teraz. Nie paliłam od kilkunastu godzin. Zaraz jebnę jeżeli nie zapalę.
- Ja tak samo. Daj jednego. - Dała mi jednego. Odpaliłyśmy i zaczęłyśmy palić. Chwilowo zaczęłyśmy się uspokajać, ale wiedziałam że nie na długo.
- Jak myślisz chłopaki będą nas szukać? Albo czy Ash da radę znaleźć Andy'ego, skoro on jeszcze musi siedzieć w więzieniu?
- Nie wiem. Wydaje mi się że chłopaki będą nas szukać, ale co oni mogą zrobić, skoro ona mogła nas legalnie wywieść, a oni według prawa nas nie legalnie przetrzymywali. Po za tym nie wiedzą że ona nas do Polski wywiozła. - Skończyłyśmy palić.
- No nie wiedzą o tym. Ale tyle dobrze że za nie długo mamy osiemnastkę i będziemy mogły uciec stąd a ona z tym nic nie zrobi.
- No wiem, ale czy my damy radę same uciec? Wiesz przecież jaka ona jest, jedzenia pewnie za dużo nam dawać nie będzie, a z papierosami będzie ciężko. - Mówiłam a Mery coś grzebała po półkach.
- Patrz, chodź tu. - Podeszłam, w półce leżał tytoń. Tak po prostu wysypany.
- Teraz wystarczy znaleźć chociaż kawałki gazet, a filtry możemy z wypalonych wziąć i będziemy miały papierosy na kilka dni więcej.
- Ale zapomniałaś o czymś. - Powiedziała, a ja popatrzyłam na nią jak na debila.- A mianowicie o tym że ten tytoń jest już najprawdopodobniej stary, więc jak jest stary to jest słaby, więc papierosów chyba dalej nie mamy.
- Uwaga. Tam jest kibel, tutaj macie szampon, kilka żeli do mycia, podpaski i kilka ręczników. Ostrzegam każda próba ucieczki będzie surowo karana. A palić Wam tu nie radzę.- Weszła matka i zaczęła się drzeć.
- A co z naszymi telefonami? I papierosami?
- Nie dostaniecie. Nigdy. Jedzenie przyniosę Wam za jakieś pół godziny. Jeszcze jakieś życzenia?
- Kalendarz, zegar i długopis. - Powiedziała Mercy.
- Dobra. - Wyszła i trzasnęła drzwiami.
- Kurwa, głośniej nie?- Powiedziałam pod nosem.
- Mercy, wiesz może który dzisiaj jest?
- Był piąty, albo przynajmniej tak mi się wydaje. - Powiedziała, bez zbytniego entuzjazmu. - Kto idzie się pierwszy kąpać?
- Jak chcesz to ty możesz iść.
- Dobra, pójdę. - I poszła.
Mercy siedziała cicho pod prysznicem. Wyszła po jakiś 10 minutach. Wtedy ja poszłam. Szybko się umyłam w między czasie walczyłam sama ze sobą aby nie wziąć tego kawałka lustra. Też wyszłam po jakiś 10 minutach. Obydwie byłyśmy okropnie zmęczone. Wreszcie matka przyniosła nam jedzenie. Przyniosła nam zupki chińskie. Super. Zjadłyśmy. Wzięłyśmy kalendarz i zaznaczyłam dzień który akurat był. Z tyłu kalendarza napisałam też numer do Andy'ego.
- Ann, ale ja nie chce sama spać.- Sądziłam że to ja pierwsza pęknę i to powiem.
- Ja też nie chcę. To co robimy?- Doskonale wiedziałam co zaproponuje.
- Może złączmy łóżka? I wtedy będziemy spać razem ale osobno?
- Dobra, no to chodź łączymy. - Zrobiłyśmy tak jak mówiłyśmy.
Kiedy pościeliłyśmy i się położyłyśmy obie tak jakby straciłyśmy humor.
- Mercy, ja się boję kilku rzeczy.
- Czego się boisz?
- Po pierwsze że nas stąd nie wypuści, po drugie że nie damy rady uciec ani nic zrobić, po trzecie że Andy pójdzie się pocieszyć do Juliet, W końcu był z nią prawie 4 lata.
- Ja mam podobnie,ale ja się boję że Ash pójdzie do jakiegoś plastika.
- Może nie rozmawiajmy o tym?- Zaproponowałam.
- Okay. To może opowiedz mi jak było na randce?
- Było cudownie. Najpierw poszliśmy na film. Horror pt. '' Egzorcyzmy Emily Rose''. I nie, nie jest to aluzja co do mojego nazwiska. Następnie poszliśmy na wzgórze Hollywood, przygotował tam piknik. Było zajebiście. Najpierw coś zjedliśmy, później Andy zaproponował taniec.
- A ty na to że nie umiesz?
- Tak, ale on powiedział że mnie nauczy. Puścił jakąś muzykę z telefonu. Wstaliśmy,a on kazał stanąć mi na swoich glanach. Kołysaliśmy się tak. Później zeszłam z butów i tak tańczyliśmy do końca piosenki. Później gadaliśmy, znowu jedliśmy i tańczyliśmy a później poszliśmy do domu, gdzie dałam mu kotkę. Nazwał ją Femme. - Pokiwała na znak że ładnie. - Był zachwycony. I to chyba tyle.
- Musiałaś się czuć super.
- I czułam. Chciałabym to powtórzyć. Szkoda że teraz raczej to nie możliwe.
- Rozumiem. Chciałabym takie coś przeżyć z Ash'em. - Powiedziała a ja czekałam aż przyzna mi się że już zaliczyła pierwszy raz z Ash'em.
- A ty chciałabyś mi coś znowu opowiedzieć?
- A żebyś wiedziała. Wiesz, już mam za sobą no wiesz. - Zaczerwieniła się, albo przynajmniej tak mi się wydaje. Nie wiem, nie widziałam. Ciemno było.
- Znaczy już to robiliście?- Pokiwała głową. - No gadaj jak to było.
- Było miło. Najpierw długo się całowaliśmy. Zrobił mi dużo malinek wszędzie. Dosłownie wszędzie. Tutaj mam jeszcze kilka. - Podniosła lekko bluzkę i obniżyła odrobinę spodenki. - Widzisz?
- Widzę. Już są malutkie. Za nie długo zejdą już całkiem?
- No tak.
- Miło było jak je robił? I opowiadaj dalej.
- Zajebiście było. Cały czas dreszcze mnie przechodziły. Dalej było tak że byliśmy nadzy, rzucił mnie na łóżko i no wiesz, wszedł.
- Było dużo krwi?
- Trochę było, ale nie za dużo.
- A bardzo bolało?
- Kiedy pierwszy raz wszedł i przebił tą błonę to trochę bolało Przez chwilę jak cholera bolało, ale po kilku sekundach było już cudownie. A czemu pytasz?
- To fajnie. - Próbowałam się uśmiechnąć.- A pytam bo chciałam spróbować z Andy'm, ale się boję.Ostatnio mam co raz większą ochotę poczuć go, miałam ochotę to zrobić, ale się bałam. Myślałam żeby się mu oddać po miesięcznicy. Jak wrócimy, ale było za późno i kot nas cały czas z nastroju wytrącał.
- Aha no to ciekawie.
- No wiem. - I zasnęłyśmy.
Rano obudziło nas klepanie po twarzy. Stwierdziłam że niech sobie klepie. Nie otwierałam oczu. Słyszałam że Mercy ma taką samą taktykę. Po jakimś czasie klepanie ustało. Myślałam że to koniec i że da nam spokój. Grubo się myliłam. Przerwała tylko aby wziąć jakąś rzecz i móc nas uderzyć. Wzięła rozmach i poczułam ostry ból na plecach. Syknęłam z bólu.
- Ja pierdolę. Kurwo co ty wyrabiasz. Idź ze swoich klientów tak traktuj.
- Dołączam się do Twojego stwierdzenia. Szmato idź sobie ścianę torturować. - Dostałyśmy jeszcze po razie.
- A to za słownictwo,
- I tak nie żałuję. - Powiedziałam. Mery się uśmiechnęła.
- Tutaj macie jedzenie. - Znowu trzasnęła drzwiami i wyszła.
Dała nam do jedzenia jakieś kanapki ze starego chleba i herbatę.
- Jak my tutaj wyrobimy?- Zapytałam.
- Nie wiem. Już musimy zacząć myśleć nam planem ucieczki. musi on być starannie przemyślany.
- Zgadzam się. Ciebie w co trafiła? Mnie w plecy. - Stałam na brzuchu.
- Mnie w brzuch. - Mercy spała na plecach. - Kurwa ale boli. - Syknęła.
- Wiem Mercy, wiem.
- Może zapalimy? Nie mamy nic do stracenia, jak nas będzie chciała zabić to i tak zabije.
- Okay. Masz rację. Daj jednego. - Dała, Zaczęłyśmy palić.
Parę dni później.
Kilka godzin temu skończyły nam się papierosy, na razie trzymamy się w miarę dobrze, ale Ann już lekko wariuje przez to zamknięcie w jednym pokoju. Pobudki codziennie mamy takie same tzn bardziej bolesne niż za 1 razem. Teraz nie używa już ubrań do tego,teraz użyła jakiś twardszych rzeczy. Najczęściej jakiś kijków itp.. Ja mam całe poharatane plecy, brzuch i nogi. Mercy tak samo. Powoli zaczynamy obmyślać plan ucieczki. Mery sama przyznała że mam gorsze rany i siniaki, pewnie powodem tego jest że ja jestem jej córką i przez całe życie mi tak robiła, więc teraz sobie na więcej pozwala. Po ostatnim biczowaniu ledwo mogłam chodzić. Próbujemy się już tak dużo nie narażać, ale ona kara nas nawet za nie pościelone łóżko. Telefonów dalej nie mamy. Mery próbuje spać jak najwięcej żeby ten cały pobyt wydawał się jak najkrótszy , średnio się jej to udaje. Chciałam też tak spróbować, ale ja nawet w nocy mam ciężko zasnąć. Ona za każdym razem kiedy nas bije robi to coraz mocniej. Na starych ranach robią się nowe. Na siniakach nowe siniaki.
12 dni później.
Mercy już miała urodziny ja mam dzisiaj. Dzisiaj w życie wcielamy nasz drugi plan ucieczki. Trzeba wspomnieć że za pierwszy plan zostałyśmy bardzo surowo ukarane.
Przyniosła nam jedzenie. Jak zwykle trochę oberwałyśmy. Znowu jak zwykle trzasnęła drzwiami, jednak tym razem się nie zamknęły. Postawiłyśmy na progu kawałek butelki. Ustawiłyśmy drzwi tak aby wyglądały na zamknięte, ale takie nie były. Kiedy usłyszałyśmy odjeżdżający samochód, wyszłyśmy z pokoju. Zaczęłyśmy szukać w poszukiwaniu kasy. Znalazłyśmy 50 zł. Teraz mamy już razem 300 zł. Ogarnęłyśmy na tyle ile to jest możliwe. Oby dwie założyłyśmy długie spodnie i bluzki z długimi rękawami aby nic nie było widać. Wzięłyśmy torebkę i coś do jedzenia. Kiedy wychodziłyśmy na podjeździe akurat parkowała ona. Zaczęłyśmy uciekać. Ona pobiegła za nami.
- Stójcie kurwy jedne. I tak Was znajdę i zabiorę Wam od nich. - Nie odpowiedziałyśmy.
Kiedy byłyśmy pewne że ją zgubiłyśmy znalazłyśmy jakąś ławkę i zaczęłyśmy jeść. Ja jeszcze poszłam po jakąś mapę miasta. Zorientowałyśmy się że jesteśmy w Kołobrzegu. Ostatni raz byłyśmy w tym mieście 13 lat temu. Dużo się zmieniło.
Skończyłyśmy jeść i zaczęłyśmy szukać lotniska, albo dworca. Znalazłyśmy lotnisko. Szukałyśmy go bardzo długo. Jakieś 3 godziny z małymi postojami. Postanowiłyśmy kupić bilety do LA. Następny lot jest dopiero o 18, a teraz jest dopiero 12.
- No super. Zajebiście.
- Nie narzekaj Ann, tylko chodź kupić bilety. - Powiedziała i poszłyśmy kupić te bilety. Wybrałyśmy dwa najtańsze, a i tak zostało nam tylko niecałe 110 złoty. Oczywiście stwierdziłyśmy że jesteśmy głodne. Zgodnie stwierdziłyśmy że przez te kilka godzin będziemy głodować, bo nie chcemy być głodne w samolocie. Te kilka godzin mijało nam bardzo opornie. Wreszcie koło 17 poszłyśmy jeść. Ann zamówiła hamburgera, ja też. Zjadłyśmy. Skończyłyśmy jeść koło godziny 17.20. Szczęście nam tera dopisało. Nie jednak nie dopisało, to był sarkazm. Dosiadło się do nas dwóch facetów koło 20. Stwierdzili że jesteśmy piękne itd.
- Macie chłopaków?
- Mamy, więc się odwalcie łaskawie, - Powiedziała już wkurwiona Mery.
- Ale, ale bez przekleństw. Macie jakieś dowody na to?
- Nie, ale was to powinno walić. Mamy chłopaków więc łaskawie sobie idźcie. Za pół godziny mamy lot do nich.Musimy iść.
- Nie musicie. - Chwycił mnie jedne za rękę, a Mercy ten drugi.
- Puszczaj mnie patafianie. - Powiedziała Mery.
- Aj nie ładnie. Dokąd lecicie? Jeśli powiecie to Was zostawimy. - Poparzyłam na Mercy. Ona tylko pokiwała głową.
- Do Honolulu. Do chłopaków. - Powiedziałam, oni chyba uwierzyli bo polecieli do informacji coś dopytywać. My zaczęłyśmy biec do naszego lotu. Kiedy przeszłyśmy odprawę i wsiadłyśmy do samolotu uspokoiłyśmy się. Zgubiłyśmy tamtych faciów. Na szczęście. Kiedy samolot ruszył obie zasnęłyśmy. Obudziłyśmy się dopiero w LA.
------------------------------------------------ANDY----------------------------------------------------------------
Kiedy wyszedłem z więzienia poszedłem prosto do domu. Opowiedziałem wszystko Ash'owi. Zmartwił się tak samo jak ja. Przez te wszystkie dni kiedy martwiliśmy się o dziewczyny, on mnie strasznie pilnował. Przez cały czas obydwoje mieliśmy przy sobie telefony. Czuliśmy się okropnie. Za każdym razem kiedy rozbrzmiewał dzwonek do drzwi mieliśmy nadzieję że to one.
Po jakiś 20 dniach, czyli jakiś 8 od ich pełnoletności zaczęliśmy wątpić że uda im się uciec. Jednak cały czas miałem jeszcze nadzieję że uda nam się je zobaczyć przed następną trasą.
Pewnego dnia, kiedy ja i Ash wstaliśmy i zwlekliśmy się na dół postanowiłem że nigdy już w nie, nie zwątpię. Dostałem SMS od matki Ann że jeżeli pomagaliśmy im uciec to pożałujemy. To oznaczało że udało im się uciec.
- Ash ! Ash!
- Co się kurwa dzieje, nie widzisz że próbuję się zapić?- Odkrzyknął
- Nie zapijaj To nie jest konieczne. Dziewczyną udało się uciec. - Spojrzał na mnie jak na debila. - Dosłałem SMS od matki ich w którym pisze że jeżeli pomagaliśmy uciec to coś tam. To znaczy że uciekły.
- To super, ciekawe kiedy wrócą. - Pokiwałem głową. - Chodź trzeba to uczcić. Dzwonimy po chłopaków .
- Dobra, dzwoń.
Po 30 minutach do domu przybyła do domu reszta zespołu i paru ludzi z innych zespołów m. in. Oliver Sykes z Bring Me The Horizon i Ronnie Radke. Przed godziną 24 byliśmy wszyscy już podpici. Oliver i Ashley najbardziej. Oni razem chlali, a mnie zostawili z Ronni'm i resztą Porąbańców. Kiedy tamta dwójka postanowiła jednak do nas wrócić zaczęliśmy grać w '' ocet''
tzn zrobiliśmy plansze i przygotowaliśmy 7 kieliszków. Do sześciu nalaliśmy wódkę a do jednego ocet, Kręciliśmy planszą. Pierwszy kieliszek octu dostał się Purdy'emu. Następny Ronni'emu, jeszcze następny mi . Graliśmy tak do około 4 w nocy. Wtedy Oliver i Ronnie stwierdzili że muszą dowlec się do domów.
- Ashhhh, my jussszz chybba tesz znaczy też musomy pojć spaśc.
- No yes. - I poszliśmy.
Rano, a raczej wieczorem obudziliśmy się o 17 . W jednym łóżku! I co najlepsze nie wiem jak tam trafiliśmy. Nie wiem co wczoraj robiliśmy.
- Ash, ale my chyba nic nie?
- Nie, raczej nie. Jeżeli tak to by Cię dupa bolała. - I że ja to niby miałem udawać babę. Wolałem to zastawić bez komentarza.
Zszedłem na dół jak zwykle z nadzieją że stoi tam moja Ania. Stała tam, ale tylko jak zwykle lodówka. Chciałem już żeby wróciła. Tym bardziej że nie wiedziałem gdzie jej szukać. Boję się że coś jej, znaczy im, nic się nie stało.
No nie spodziewałam się tego! Mam nadzieje ze dziewczyny zgłoszą to na policje czy coś! Ich matka musi dostać za swoje
OdpowiedzUsuńBiedny Andy i Ash muszą niestety swoje Po cierpieć ale mam nadzieje ze za chwile wszystko będzie juz ok ;)
Do następnego i weny życzę :*
Dzięki :* i Dzięki że komentujesz :)
OdpowiedzUsuń