sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 25

- Mała, powiedz co Cię boli, gdzie masz rany?
- Wieczorem Ci pokaże,teraz nie chce mi się ściągać niczego. - No fakt była w grubych dresowym spodniach i bluzce z innego takiego kompletu. - Dobrze?
- Och, No dobrze.

--------------------------------------Andy-----------------------------------------------------------------------------
Wreszcie pogodziłem się z Anią. Niemalże czuję jak moje wyrzuty sumienia same odchodzą. Mam nadzieję że szybko nie wrócą. No cóż nadzieja matką głupich.
- Andy puść mnie,- Powiedziała poważnym tonem.
- C, co się stało? - Znowu coś ze mną nie tak? Wyrzuty sumienia? Wyrzuty są? Jesteśmy.
- Z Tobą nic. Po prostu zauważyłam coś. - Popatrzyła na mnie znacząco, a ja wyjątkowo nie wiedziałem o co chodzi.
- Co zauważyłaś?
- Andy, czemu? - Usiadła na łóżku, ja też.
- Co czemu? - Popatrzyłam na nią jak na lekkiego debila.
- Wiesz co. Czemu znowu to zrobiłeś? Czemu znowu powiesiłeś mój rysunek na korytarzu. Chyba Ci wyraźnie zabroniłam.
- A no tak. Zapomniałem. - Podrapałem się po głowie i uśmiechnąłem.
- Ale to nie wszystko. Zapytam prosto z mostu. - Pokiwałem głową. - Czemu się ciąłeś? Znowu. Przez to że mnie porwała i przez rozwód? - Pokiwałem przytakująco głową. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Nie wiem czemu. Zwykle nie płaczę, gdy o tym mówię. Wbiłem wzrok w ziemię. - Rozumiem. A Ash wie?
- Nie wie. - Poleciała mi łza po policzku. Chciałem ją wytrzeć ręką. Nie udało się. Spadła mi na spodnie. Zostawiła po sobie ciemniejszy ślad. Zauważyła to Ann.
- Ty płaczesz?- Popatrzyła się na mnie.
- Nie, nie płaczę. Po prostu, oczy mnie bolą od dymu z papierosów. - Chyba mi nie uwierzyła. Położyłem się na łóżku by nie widziała mojej twarzy i tego że nadal mam ochotę beczeć. Ania dalej siedziała na łóżku. Chwile później wstała. Nie wiedziałem co robi. Miałem zamknięte oczy.
Podeszła do mnie. Stanęła tak że nogi miała rozłożone. Nagle usiadła na moich nogach i położyła się na mnie. Było to takie przyjemne. Jaka ona jest lekka. Ciekawe czy waży chociaż 50 kilogramów. Leżała tak że nogi miała ułożone równo z moimi, a głowę przy mojej szyi. To było takie przyjemne, kiedy jej oddech delikatnie ogrzewał kawałek mojej szyi. Nagle oddechy przestały być wyczuwalne, a ja poczułem jej usta na szyi. Zaczęła robić mi malinkę. To również było zajebiście przyjemne. Czułem dokładnie każdy jej ruch ustami. Każdy ruch języka. Nagle to moje małe niebo przerwały krzyki.
- Ja pierdolę! Ćpuny! Nosz kurwa otwierać. Nie gwałcie się tam, tylko otwierajcie!- Krzyczał przez drzwi Ash.
- Czego? - Okrzyczałem, odsuwając się troszeczkę od niej.
- Jeszcze pytaj kurwa mać! Macie być za niecałe 30 minut u lekarza. - Zapomnieliśmy na śmierć o tym.
- Dobra, nie dryj japy Ashley. Idziemy. Zdążymy do tego lekarza. - Odpowiedziałem nie chętnie.
- Czekam. Macie dokładnie pięć minut! - I odszedł.

-------------------------------------------------Ann------------------------------------------------------------------
- Kochanie?- Spytałam, kiedy wstawaliśmy z kanapy/łóżka.
- No co mała?- Spojrzał na mnie.
- Spróbujemy za nie długo?- Zauważyłam że to pytanie wybiło go z rytmu. Zapinał guziki w swojej bluzie, z największym skupieniem, a nagle po pytaniu przestał. Popatrzył na mnie z lekkim zdziwieniem.
- Jeżeli będziesz chcieć to oczywiście. - Uśmiechnął się szeroko.
- Się tak nie szczerz kochanie moje. - Przytuliła się lekko. - Chociaż możesz, masz śliczny uśmiech. - Wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Dziękuję. - Dalej się szczerzył. - Twój też jest niczego sobie. - Puścił mi oczko, a ja się uśmiechnęłam. - Mogę mieć do Ciebie jedną prośbę? - Wiem już chyba o co chodzi. Andy nagle bardzo spoważniał.
- Możesz.
- Nie powiesz tej babie że ja znowu się ciąłem, inaczej, że ja znowu to zrobiłem?
- Nie powiem, nie powiedziała bym nawet jakbyś nie prosił. Nie mogę jej przecież tego powiedzieć bo jeszcze Cię mi gdzieś zabierze. - Przytuliłam się. Znowu. Ostatnio często się przytulamy.
- Nie wygadam ja o tym porwaniu. Jak się spyta czemu Cię ostatnio nie było, to mi tylko przytakuj okay?
- Okay. Andy ja tam nie chcę.
- Wiem ja też nie.
- 3! 2! 1! Złazić. - Krzyczał Ash. - Wyszliśmy z pokoju i poszliśmy na dół. Wsiedliśmy do auta.
- Andy, Andy. Kochanie?- Nie odpowiadał. Wtedy zauważyłam że ma słuchawki w uszach. On zawsze tak robił kiedy się mocno stresował. Siedział również bardzo spięty. Prawie jak w wojsku, gdyby nie to że plecy miał oparte o oparcie a nie proste. Ręce miał położone na kolanach, a wzrok wbity w ziemię. Postanowiłam chwycić go za rękę. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Chwyciłam go za rękę, a on nerwowo podskoczył. Ścisnął moją rękę, przyłożył ją do ust i pocałował, a równocześnie wyjął jedną słuchawkę z ucha.
- Mogę  mieć prośbę?- Pokiwał głową. - Możemy mieć jeszcze dzisiaj ''sesję'' razem?
- Możemy. Szczerze ja też tak bym wolał. - Mówiliśmy prawie nie słyszalnym szeptem.
- A zrobisz tak jak zeszłym razem?
- To znaczy jak?- Zapytał.
- Będziesz trzymał mnie za rękę i ze mną wejdziesz? Proszę. Bardzo proszę.
-Oczywiście że wejdę. Nie pozwolę żebyś się bała.- Dałam mu buziaka w policzek.
Po jakichś 10 minutach w aucie byliśmy już na miejscu. Jak zeszłym razem Mery i Ash nam towarzyszyli, żebyśmy na pewno trafili do tego lekarza.

Ash i Mercy poszli nas zarejestrować, a my jeszcze chwilę zostaliśmy w aucie.
- Musimy iść już. Wiem, też tego nie chcę. - Powiedział, chwycił mnie za rękę i poszliśmy.
-Nie chcę Andy'ś. Proszę.- Mówiłam kiedy byliśmy coraz bliżej drzwi wejściowych. Zatrzymał się, a ja razem z nim.
- Kochanie moje. Wiem jak nikt inny że się boisz. - Mówił najczulej jak tylko potrafił. - Musimy tam wejść. Szybko przejdzie. Ja też się boję. Boję się że dowie się o wszystkim co nas ostatnio spotkało . Boję się że nas znowu rozdzieli. Z drugiej strony jest dużo plusów. Ta pani pomoże nam się wyleczyć. Nie będziemy musieli więcej się ciąć. Nic nas nie będzie do tego zmuszać. Kiedy będziemy już zdrowi będziemy mogli znaleźć wreszcie swój malutki kącik, jeśli będziesz chcieć. Ja nie będę się musiał martwić że sobie coś zrobisz, a ty że ja. To co kochanie wejdziesz? Będę Cię cały czas tak jak ostatnio trzymać za rękę i przytulał.

-----------------------------------------------------------------Andy------------------------------------------------
Ona jest rozczulająca. Nie wiem dlaczego, ale ona podoba mi się nawet wtedy kiedy się boi. Wydaje mi się że kiedy Julka by tak się bała uznałbym to za kompletny debilizm z jej strony, a przy Ann z każdą sekundą wydaje mi się to coraz słodsze.
- Obiecujesz?- Spojrzała mi w oczu, smutnym spojrzeniem.
- Obiecuję. To wejdziemy? - Pokiwała głową. - Daj rączkę. - Dała. Chwyciłem ją mocno i poszliśmy.
- Misiu? A ty się też chociaż trochę boisz?- Zapytała kiedy siadaliśmy na kanapę w poczekalni.
- Nie powiem, że się nie boję, bo wiem że ty wiesz że to prawda nie jest. Owszem troszeczkę się boję. Czuję się pewniej kiedy jestem z Tobą bo wiem że czujesz się pewniej przy mnie i tylko to mnie tutaj trzyma i powstrzymuje żeby stąd nie spieprzyć.
- Andrew Biersack i Anna Rose. - Powiedziała lekarka kiedy zamierzała mi odpowiedzieć.

Kiedy weszliśmy klasycznie kazała nam usiąść i poczekać na nią. Sesja trwała nie całą godzinę. Najwyraźniej bardzo się jej śpieszyło. Zadała nam tylko kilka pytań np:. Czy w ciągu ostatniego tygodnie to znowu zrobiliśmy. My oczywiście że nie bo przecież się jej nie przyznamy.
Kiedy wyszliśmy okazało się że Ash i Mery zostawili nam tylko kartkę dlaczego nie poczekali na nas. Jedna była dla mnie jedna dla Andy'ego.
Na mojej pisało:
Musieliśmy Was tam zostawić. Auto macie na parkingu, my 
pojechaliśmy autobusem do domu. Klucze w kopercie Andy;ego.
Nie mów nikomu, ale zostawiliśmy Was bo
dostaliśmy ogromną chcicę na siebie, Mówię Ci to jest 
okropne kiedy Ci się chce a nie ma gdzie. 
Nie mów nikomu że wiesz.   
                                                                                                  Mercy.

Liścik Andy'ego:
Kluczyki ty masz. Prawo jazdy też. Macie zakaz wracania 
do domu do godziny 21. Ja i Mercy mamy ogromną
chcicę. Macie zakaz wracania do domu, nie 
ważne czy macie taką samą chcicę na siebie jak ja i Mercy. 
                                                                                  Ashley.

- Co u Ciebie w liście?- Zapytałem
- Że mają chcicę na siebie i że mam nikomu nie mówić.
- U mnie podobnie. Tylko u mnie też że nie mamy się pokazywać do 21. - Chciałem trochę przeciągnąć godzinę, żeby może zaliczyć pierwszy raz na łanie natury, ale stwierdziłem że lepiej nie. 
- To gdzie jedziemy?
- Może dzisiaj zrobimy coś na nie zdrowo? Jedziemy do Mac'a, bierzemy jakieś jedzenie i jedziemy gdzieś na piknik?
- Okay. Właśnie miałam ochotę na coś takiego. - A ja mam ochotę na Ciebie Ann! 
Wykonaliśmy nasz plan. Ja wziąłem sobie jakiegoś Hamburgera i cole. Ania to samo. Pojechaliśmy jak zwykle pod napis Hollywood. 
- Możemy dzisiaj wyjątkowo usiąść w bardziej ustronnym miejscu? - Możemy! Czyżby ona też miała lekką ochotę. 
- Możemy. Chodź znam takie jedno miejsce.- Wziąłem ją za rękę i poprowadziłem w to miejsce. Było to miejsce na łące. Łąka była otoczona choinkami, a w środku były lampy, przysłonięte drzewami. To miejsce jest zapomniane od dłuższego czasu. Prawie nikt tu nie chodził, a na pewno nie w tych godzinach. 
- Ale tu pięknie. - Uśmiechnęła się i przekręciła się dookoła. Je spódnica delikatnie się uniosła.Puściłem muzykę z telefonu i chwyciłem ją w pasie. Ona od razu wiedziała co mam na myśli. Tańczyliśmy. Znowu było cudownie. Następnie usiedliśmy i zaczęliśmy jeść.
- Ania?- Nie zabiła mnie za Anie? W odpowiedzi tylko mruknęła żebym kontynuował. - Kiedy będziemy starsi zamieszkamy razem, Będziemy mieli taki swój mały kącik? Bez chłopaków? Takie swoje.
- Na prawdę chcesz?- Mówiła lekko się uśmiechając, a ja wbiłem wzrok w ziemię. Nie chciałem żeby zauważyła ze się zarumieniłem.
-Na prawdę. Nie naciskam na Ciebie, nie musimy mieszkać bez chłopaków.
- Szczerze, to ja bym chciała mieć taki mały domek z Tobą, ale z dziećmi czy czymś takim zaczekajmy. Może jak będziemy starsi, bo na razie mamy tylko po 18,20 lat.
- Też na razie nie chciałbym mieć dzieci. Po pierwsze bo nie chcę Ci niszczyć życia żeby się dzieckiem zajmować, a po drugie że teraz moja kariera idzie za szybko, a po trzecie może jak będziesz miała 25-26 lat. Nie możemy za późno bo  możemy, ani ty ani ja możemy nie być już zdolni.
- A będziesz chciał wtedy mieć dziecko? I żebyśmy mogli je razem wychowywać?- Zapytała.
- Będę chciał i będziemy je razem wychowywać, a jak nie będę mógł zawiesić koncertów to będzie zwiedzało razem z nami świat na trasach. - Tak by mi pasowało, chociaż nie wiem czy nie fajnie by było być taką zwykłą, tradycyjną rodziną.
- To dobrze.
- Zatańczymy?- Pokiwała przytakująco głową. Znowu tańczyliśmy. Ale to jest przyjemne. W tańcu znowu oczywiście musieliśmy się całować i coraz mocniej przytulać. Kocham to uczucie kiedy Ann wtula się w moją klatkę piersiową. Czuję się wtedy jak na prawdę jej chłopak, nie przyczepa która ma chodzić za nią. Mam wrażenie że ona też czuje się wtedy bezpieczniej. Po skończonym tańcu z powrotem usiedliśmy. Ann dziwnie z poważniała. Wiedziałem że szykuje się żeby zacząć jakiś trudny temat. Nie chciałem tego, ale niestety.
-Pokażesz mi to?- Wiedziałem. Dobrze że ten temat zaczęła, Mam jej jedno równie trudne pytanie do zadania.
- Ale co mam Ci pokazać? - Wiedziałem co, ale wolałem z tym zwlekać.
- Andy, wiem co próbujesz robić. Nie graj na czas. Jeżeli nie chcesz nie musisz pokazywać, ja się nie obrażę. Na prawdę. Tylko powiedz że nie chcesz.
- Jeśli chcesz zobaczyć to Ci pokażę, ale nie tu. Mogę w domu Ci pokazać, kiedy będziemy u siebie?  -Tak oczywiście. Dziękuję.
- Nie dziękuj. Na prawdę. Ja Cię kocham, jeśli chcesz zobaczyć to zobaczysz. Tylko obiecaj, to zostanie między nami. Dobrze, Skarbie?
- Dobrze, obiecuję. Na prawdę dziękuję. I zanim spytasz za co to Ci powiem, dobrze?
- Dobrze. - Coś dużo tego ''dobrze''.
- Dziękuję Ci za to że.- Podniosłem ją i pozwoliłem usiąść na moich kolanach. - Tak się przede mną otwierasz. Równie dobrze mogłeś powiedzieć że nie, a zamiast tego powiedziałeś że mnie kochasz i że pokażesz. Dziękuję że próbujesz się dzielić ze mną swoimi problemami. Dziękuję Ci że jesteś.
- Mała, skończ bo się rozpłaczę. Serio. - Na prawdę miałem ochotę płakać kiedy to mówiła. - Też Ci za to wszystko dziękuję. Szczególnie za to że po prostu jesteś. I że mogę codziennie z Tobą przebywać. Że pozwalasz mi się kochać.
- Teraz ja będę płakać. - Przytuliła się jeszcze mocniej. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, postanowiłem teraz ja z nią porozmawiać '' na poważnie''.
- Mała, teraz ja chcę z Tobą  bardzo na poważnie rozmawiać. - Zacząłem w jej oczach widzieć przerażenie. Oczu z koloru mocno zielonego zmieniły się na kolor wyblakły. Nadal zielony, ale wyblakły. - Kocham Cię, ale muszę o tym z Tobą porozmawiać chociaż chwilę.- Chyba ją to trochę uspokoiło. Oczy znowu zaczęły nabierać naturalny kolor. Pewnie bała się że z nią zerwę. Nie zamierzałem tego zrobić ani przez chwilę.
- Andy, o czym chcesz porozmawiać?- Spytała kiedy ja zastanawiałem się jak zacząć temat. Może uda mi się tą rozmowę przesunąć np:. aż będziemy w domu. - Mam jeszcze jedno pytanie. Możemy to dokończyć w domu bo ja tu zaraz zamarznę, a od Ciebie kurtki nie przyjmę. Widzę że Tobie też jest zimno. - Miała rację w obydwóch sprawach. I było mi cholernie zimno, i chciałem jej dać bluzę. Przy okazji sama odłożyła tą rozmowę na później. Cieszę się z tego.
- Uffff. - Wzdychnąłem. Chyba zbyt głośno. Nic nie powiedziała. Zaczęliśmy się pakować. Kiedy szliśmy trzymałem jedną ręką koszyk, a drugą próbowałem złapać rękę Ann. Skutecznie mi to utrudniała. W końcu doszliśmy do auta. To cisza która między nami panowała tym razem nie była normalna, nie męcząca tylko po prostu okropna. Nie do wytrzymania. Wreszcie weszliśmy do samochodu. Nie mogłem doczekać się aż będziemy już u nas w sypialni, nie z przyczyn erotycznych, tylko z powodu tego że ta cisza byłaby zażegnana.Teraz wiem że Ania jest zbyt spięta, żeby normalnie rozmawiać i kontynuować rozmowę. Nie chciałem jej aż tak stresować. Nie myślałem że aż tak się przejmie. Znowu mam wyrzuty sumienia,
- Nad czym tak myślisz?- W końcu zapytała. Może chociaż przez chwilę pobędziemy się tej ciszy.
- Nie, nic. Nad niczym nad drogę.
- No fajnie. A teraz prawdę po proszę.- Jak ona się domyśliła.
- Skąd wiesz że nie powiedziałem prawdy?
- Właśnie mi się do tego przyznałeś i kiedy kłamiesz zaczynasz zacierać palce. A kolejnej rzeczy po jakiej to poznaje Ci  nie zdradzę. W końcu jeśli to zmienisz to po czym będę to poznawać? A wracając do pytania, nad czym tak myślisz?- Mówiła w dalszym ciągu lekko zachrypniętym głosem i smutnym tonem.
- Ja nie chciałem.
- Czego nie chciałeś? - Zrobiła swoją minę WTF?
- Cię stresować.
- Nie stresuję się. - Czy ona myśli że tego nie widzę?
- Widzę że się stresujesz. Mogłem Ci nie mówić że chcę z Tobą porozmawiać tam, tylko kiedy bylibyśmy u siebie w pokoju. Nie stresował bym Cię nie potrzebnie.
- Andy, daj spokój. Jeszcze nie raz się będę stresować, poza tym zaraz będziemy w domu. Dokończymy rozmowę. Mam tylko nadzieję że Mercy i Ash przestali się już gwałcić.
- Ja tak samo. Zaraz się dowiemy. - Powiedziałem parkując pod domem. Kiedy wyszliśmy z auta znowu zaczęła panować cisza. Nie znośna cisza. Była już godzina 22 więc już teoretycznie możemy wejść do domu.
- Niech się gwałcą, byle u siebie w pokoju i bez jęków. - Uśmiechnąłem się.

Chcieliśmy wejść do domu okazało się że gdzieś zgubiliśmy klucze. Przeszukaliśmy wszystkie torby i auto. Po jakiejś pół godzinie poszukiwań okazało się że miałem je cały czas w bluzie która leżała na tylnych siedzeniach. Ann weszła do domu pierwsza.
-Aaa. Fuj!- Krzyknęła Ann. Natychmiast odwróciła się i wsadziła twarz w moją koszulę. Po chwili z niej wyszła.
- Ja pierdole. Puka się!- Darł japę jak zwykle Ash.
- Możemy wejść? - Zapytałem.
- Możecie. - Odpowiedziała Mercy.

Kiedy weszliśmy do domu Ash był w spodenkach krótkich i bez koszulki. Mercy stała w koszulce Ash'a i być może w majtkach. Koszulka była za długo aby to stwierdzić. Jedno było pewne. Po ich fryzurach można było wywnioskować że się razem w jednym łóżku lub kanapie dobrze się bawili. Nawet chyba bardzo dobrze sądząc po ich wyraźnym, szybszym i cholernie głośnym oddechu i ich spojrzeniach.

- To wiecie, może my już pójdziemy po jakieś jedzenie i wyjdziemy Wam stąd, żebyście mogli dalej się gwałcić.
- Dziękujemy. - Powiedział Ashley z nutką ironii w głosie. Mercy w tym czasie nie bardzo wiem co robiła. Wiem że była bardzo zarumieniona i chyba odrobinę zażenowana tym że ich przyłapaliśmy, że to Ann ich przyłapała. - No szybko. Hop. Hop. Hop. - Pośpieszał nas Ash.
- Już, już. - Poszliśmy do kuchni. Zrobiliśmy sobie kanapki. Ja z serem i pomidorem, a Ania z samym serem . Ona z jakiegoś powodu nie toleruje pomidora, przecież on jest dobry. Ona nie lubi go tylko tak na surowo, zupę pomidorową, ketchup lubi. Tylko nie surowe pomidory. Według niej ten niewinne niczemu pomidor to zło. Zło wcielone.

10 minut później byliśmy już dawno na górze. Ash i Mery mogli kontynuować swoje partnerskie obowiązki.Modliłem się w duchu aby te obowiązku spełniali po cichu.
- Idę się wykąpać. - Powiedziała.
- Ja też pójdę.
- Andy!- Zawołała.- Możesz mi pożyczyć szampon do włosów? Mój się skończył. -Lekko się uśmiechnąłem.
- Fajne, to chodź dam Ci. - Poszła za mną. - Proszę, tylko wiesz będziesz mną pachnieć. Nie przeszkadza Ci to? - Znowu się uśmiechnąłem. Szczerze lekko bawił mnie fakt że będzie mną pachnieć. Jak mi mogło coś takiego do głowy przyjść?
- Zachichotała. - Nie, nie przeszkadza. Ty zawsze ładnie pachniesz. Przynajmniej mi się podoba.
- To dobrze że Ci się podoba. - Podszedłem do niej krokiem Frankenstein'a i przytuliłem. Ona ponowie, jeszcze słodziej zachichotała. I też mnie przytuliła. To napięcie które było między nami jeszcze w samochodzie zniknęło. Znowu czuliśmy się w swoim towarzystwie spokojni, rozluźnieni i co najważniejsze nie było ani odrobiny napięcia. Cieszyłem się z tego bardziej niż bym się spodziewał.
- Andy'ś ja idę się już kąpać. I nie myśl że zapomniałam o tym że nie pamiętam że chciałeś ze mną rozmawiać.
- Okay. Ja też idę.

Poszliśmy się kąpać. Niestety do różnych łazienek. Wolałbym do jednej. W połowie kąpieli przypomniałem sobie że ja też dziś miałem głowę myć. Miałem to już zrobić dwa dni temu więc teraz idzie się domyślić jak te włosy muszą wyglądać. Stwierdziłem że jeżeli raz umyję włosy szamponem Coma'y to nic się nie stanie. Swoją drogą gdzie chłopaki się podziewają? A nie ważne. Jutro będziemy się tym martwić. Musimy zacząć planować nową płytę.

Umyłem głowę i wyszedłem z wanny. Kiedy wyszedłem związałem włosy gumką i zacząłem się zajmować resztą higieny. Ubrałem się tzn ubrałem bokserki czyli piżamę. zapaliłem papierosa i umyłem zęby żeby nie jebać kiedy - znając życie - będę się całować z Anią. - Tak wiem mam za wysokie wymagania jak na mnie-. Następnie wysuszyłem włosy na tyle, aby włosy nie zmoczyły za bardzo poduszki. Czyli prawie nic nie wysuszyłem. Poszedłem do sypialni. Siedziała tam już Anna i jak co wieczór rysowała lub pisała coś w swoim zeszycie. Usiadłem koło niej.

---------------------------------------------------Ann-------------------------------------------------------------
Poszłam się kąpać. Musiałam użyć szamponu Andy'ego. On tak bardzo ładnie i równocześnie męsko pachnie. Teraz jest pytanie, męsko pachnie bo po prostu tak jest, czy wydaje mi się tak bo Andy tak pachniał.

Kiedy przyszłam do pokoju nie było tam jeszcze Andy'ego. Wzięłam swój zeszyt i zaczęłam rysować.


- Hej mała.
- Hej duży. .- Wszedł pod kołdrę. Ja odruchowo zamknęłam i schowałam zeszyt.
- Kochanie, no weź pokaż co narysowałaś. Proszę.
- Ale to jest brzydkie. - Zarumieniłam się. Nie chciałam mu tego pokazać ponieważ były tam nasze inicjały. Nie wiedziałam jak na nie zareaguje.
- Na pewno nie jest, a jak jest to przecież tylko ja to widzę.
- Nie będziesz się śmiał?
- Obiecuję. - Postanowiłam mu jednak pokazać.
- To są nasze inicjały?- Szykowałam się na opieprz, a tym czasem na jego twarzy pojawiał się uśmiech. - Śliczny obrazek. A co to jest? Projekt tatuażu?
- Tak , ich jest już tam kilka, ale nie dokończone.
- Dobrze.
- No to Andy, o czym chciałeś rozmawiać?

-------------------------------------------------Mercy----------------------------------------------------------------
Kiedy odwieźliśmy Młodych do lekarza naszła nas straszna ochota.Nie wiem czy kiedy kol wiek mieliśmy większą.  Zostawiliśmy im kluczyki do auta i liściki, a sami wrócili do domu Taksówką.
Kiedy tylko weszliśmy rzuciliśmy się na siebie. Nie poczekaliśmy nawet aż będziemy w naszej sypialni. Zaczęliśmy się kochać najpierw na stole w kuchni, później przeszliśmy na kanapę. Dziękowałam sobie w duchu że ostatnio pamiętam o braniu tabletek Anty-koncepcyjnych. Doskonale wiedziałam że Ash nie lubi prezerwatyw. Że mu z nimi w jakiś sposób nie wygodnie. I że on myśli że często pękają - fakt pękła nam przy pierwszym razie, ale to chyba nie znaczy że wszystkie takie są. Na szczęście po tym incydencie dostałam okres. Kochaliśmy się cały czas, a ochota ani mi, ani jemu nie malała. Nie powiem że wtedy nam to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Zdaniem Ashley'a musimy częściej uprawiać seks bo później tak się dzieje że nie możemy się nacieszyć. Jak się nazywała ta biała substancja? Z tego co czytałam kiedyś w internecie bo kilku wytryskach zaczyna brakować tego białego. Ash'owi nie brakowało - MAM- spermy nawet już po przynajmniej 4 numerkach. Boję się że jeżeli teraz się tak nacieszymy później nie będziemy mieli na siebie ochoty.

Gra wstępna była obłędna. Ash zadbał żebyśmy obydwoje byli dostatecznie pobudzeni. Najpierw całowaliśmy się na progu drzwi. Kiedy tylko zamknęliśmy drzwi zaczęliśmy się rozbierać. Dzisiaj specjalnie  założyłam śliczną, czarną, koronkową, seksi bieliznę.
- Wow. - Wymruczał Ash kiedy została na mnie tylko bielizna. Na nim zresztą też. - To dla mnie?- Zapytał zaskoczony.
- Chyba nie dla mnie, lub kogoś innego. - Wtedy wziął mnie za biodra i podniósł. Pozwolił żebym uwiesiła się za jego biodrach, ręce miałam owinięte wokół jego szyi. On swoimi rękami albo
podtrzymywał mnie za pupę żebym nie spadła, lub  błądził nimi po moim, rozgrzanym ciele.
Staliśmy tak jakieś 2-3 minuty. Dalej się całowaliśmy i dotykaliśmy. Ashley dalej trzymał mnie na swoich biodrach. Może to głupie ale z każdą chwilą czułam coraz bardziej to jaki on jest silny (?), i opiekuńczy. Być może wydawało mi się tak bo wtedy był cały tylko dla mnie, co chwilę powtarzał mi do ucha jaki jest szczęśliwy ze mną, i jak bardzo mnie kocha. Następnie oparliśmy się o ścianę. Dalej staliśmy. Ja byłam oparta plecami o ścianę, ale dalej na jego biodrach. Wpychał mnie na ścianę, ale nie tak że mnie to bolało i nie robił tego umyślnie. Robił to żeby nie musiał  mnie trzymać, ale mógł też zacząć mnie do końca rozebrać i dotykać. Ja też już chciałem go rozebrać i po dotykać, dosłownie wszędzie. Mam ochotę poczuć ciepło jego ciała.

Kiedy  skończyliśmy grę wstępną Ash na chwilę mnie postawił, wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę kanapy. Rozłożył ją i narzucił na nią miękką, szarą narzutę. Znów mnie podniósł. Tym razem zupełnie się tego nie spodziewałam. Kiedy byłam już zawieszona rękami i nogami na nim, zaczęliśmy, po raz kolejny, się całować. Po chwili delikatnie pchnął mnie na łóżko ( kanapę) i położył się nade mną. Całował mnie po szyi i zaczął rozpinać mi stanik. Szło mu to dość opornie, ale się mu w końcu udało. Zajął się moimi, małymi piersiami. Lizał, podgryzał delikatnie ssał. Był jak w transie. W końcu znowu przeszedł do robienia malinek na szyi a ja mogłam zająć się jego bokserkami. Swoją drogą były one różowe z napisem : I'M THE SEXY BOY. W takim stanie jest seksowny, przynajmniej moim zdaniem.

Wreszcie byliśmy nadzy. Najpierw po dotykał mnie bo ciele, ja go również. Zdążyłam zrobić mu kilka malinek.
- Możesz tak robić częściej. - Uśmiechnął się kiedy na niego popatrzyłam.
Później się odwróciliśmy. Ja byłam na dole, a Ash na górze. Szczerze, wolę być na dole. Nie lubię ''dominować' nad Ash'em. To nie pasuje do mnie. Jestem zbyt nieśmiała. W związku mogę ja decydować, ale zawsze się też z nim porozumiewam. W tych sprawach wolę się zdać na niego. Ma większe doświadczenie.

Wiedziałam kiedy chciał przejść do tej właściwej części. Najpierw namacał ten otwór w moim ciele, później spojrzał na mnie. Pokiwałam pozwalająco głową.  Wtedy wziął swój ''sprzęt'' i go nakierował. Po chwili był już we mnie. Czułam to cudowne uczucie jakie zwykle towarzyszy mi przy tej czynności. Najpierw robił to powoli i delikatnie. Stopniowo zwiększał prędkość i siłę pchnięć. Było mi coraz lepiej, przyjemniej. Bo minie Ash'a wnioskowałam że mu też. Zsynchronizowaliśmy się. Zaczęliśmy równo dyszeć, ja zaczęłam lekko pojękiwać. Ashley dyszał coraz głośniej. Jego oddechy przestały być regularne, co zwiastowało że jest mu coraz lepiej i że zaraz dojdzie. Ja też byłam całkiem nie daleko. Czułam że dosłownie kilka ruchów i będę w niebie. Ja również zaczęłam lekko poruszać biodrami. Obydwoje prawie równo doszliśmy. On najpierw, a ja zaraz po nim. Moje ciało wygięło się w lekki łuk. Nigdy nie było mi tak dobrze. Było zdecydowanie lepiej niż za pierwszym razem. Miałam ręce na jego plecach. Lekko wbiłam paznokcie w jego tułów. Przeciągnęłam nimi po plecach.Wydaje mi się że zostały czerwone ślady. Zmęczony Ash opadł obok mnie. Również byłam zmęczona.

Później wstaliśmy, poszliśmy do kuchni się napić.
- To było cudowne. - Powiedział Ashley.
- Zgadzam się. Powiedz czym się krępujesz?
- Nie krępuję.
- Powiedzmy że wieżę. - Nie wieżę.
- Która jest godzina?
- 20.30 a co?
- Nic. - Uśmiechnął się. - Bierzemy coś do jedzenia i idziemy oglądać?
- Okay. To może jakieś kanapki? - Pokiwał głową. Zrobiliśmy kilka kanapek i poszliśmy do salonu. Włączyliśmy jakieś kreskówki.
- Mogę mieć takie średnio grzeczne pytanie?- Zaskoczył mnie że się tego pyta. Zwykle jak ma jakieś pytania to się po prostu pyta.
- Możesz. Chyba pierwszy raz się pytasz czy możesz coś.
- No wiesz, czasami muszę udawać że jestem wychowany.
- Okay. To jakie było to pytanie?
- Emm. Rob-iłaś kiedyś loda chłopakowi? Proszę nie bij. - Zasłonił się rękami. Rozbawiła mnie jego reakcja jak i pytanie.
- Nie, nie robiłam. - Śmiałam się dalej. On też zaczął śmiać się chyba z min jakie szczelałam. - A co chciałbyś?
- Szczerze? Jak byś miała ochotę to tak.
- Nawet jeśli mam, to nie umiem.
- Samo Ci przyjdzie co trzeba zrobić. - Zasmuciłam się teraz, Ash to po chwili zauważył. - Co się stało?
- Nie nic. Już nie ważne. - Dla mnie ważne, ale nie chce żeby on to wiedział. Odrzucało mnie robienie mu ''loda''.  Nie temu że musiała bym wziąć do buzi, tylko dlatego że obrzydza mnie to ile dziewczyn mogło go mieć w buzi. - A dużo dziewczyn robiło to Tobie? Powiedziałam cicho, ze wzrokiem wpitym w ziemię.
- Nie, nie dużo. Pozwalałem na to tylko osobą z którymi byłem w poważnych związkach. Czyli jesteś druga. Pierwsza była taka jak Juliet. Była to jej koleżanka. Byłem z nią rok a później okazało się że ona tylko czeka na moje pieniądze.
- Aha.,przykro.
- Nie przykro. Gdybym był z nią nie poznałbym Ciebie i nie mógł bym Cię teraz pocałować. - Pocałował mnie. Jego wyjaśnienia i pocałunek szybko poprawiły mi humor. Była już 21.30.
- Młodzi mieli być pół godziny temu. Jak myślisz za ile przyjdą?
- Znając życie teraz siedzą i gadają, więc szybko nie wrócą. Godzina minimum. - Zaczęliśmy się śmiać, zauważyliśmy że gołębie robią grupową orgie. Przynajmniej 3 pary gołębi to robiły. Śmialiśmy się przez dobre 5-7 minut. - A może skoro mamy jeszcze tyle czasu, zaliczymy jeszcze jeden mały numerek?- Ash się położył. Ja położyłam się na nim. Czułam jak jego penis zaczynał się podnosić i twardnieć.
- A chcesz? Prawda?- Zapytałam seksi głosem.
- Prawda. - Zaczął mnie całować. Namiętnie. Tym razem gra wstępna była dużo krótsza. Ashley chciał w niej wypróbować coś nowego. Kazał mi się położyć, a raczej sam mnie położył. Kazał mi też rozłożyć mi nogi. Zrobiłam jak kazał.
- Mogę?- Wydyszał.
- Możesz. - Opowiedziałam w taki sam osób.
Włożył głowę między moje nogi i zaczął robić coś niebywale przyjemnego. Chyba zaczął mnie tam gilgotać językiem. Wtedy otworzyły się drzwi. To była Ann. Nakryła nas. Ash wtedy zaczął się drzeć. Nie wiem co. Nie pamiętam. Ann wyszła, a my się lekko ogarnęliśmy się. Ubrałam stanik a Ash spodnie.
- Masz mała, ubierz. Te konowały musiały nam tu teraz wparować. - Mówił rozzłoszczony. Ja się go w takim stanie przestraszyłam. Widać było po mnie że się boję i że jestem zdezorientowana. Popatrzył na mnie jakoś dziwnie. - Mała nie bój się. Nie jetem zły na Ciebie, tylko na nich. - Uspokoił mnie.
- Możemy?- Kiedy weszli zaczęliśmy gadać. Skończyło się na tym że oni poszli do siebie , a my mogliśmy kontynuować.

Po zakończeniu poszliśmy do siebie do pokoju i od razu zasnęliśmy.
--------------------------------------------------------Ann-------------------------------------------------------------
Chyba długo nie zapomnę tego co zobaczyłam po wejściu do domu. Mery w spazmach, a Ash między jej nogami. Obaj nadzy. Fuj!! Po tym całym incydencie poszliśmy z Andy'm się kąpać. Kiedy obydwoje byliśmy w pokoju zaczęłam temat o którym Andy chciał rozmawiać.

- To będzie trudna rozmowa. - Powiedział.
- Andy, powiedz. Czy ty chcesz mnie poinformować- Odsunęłam się od niego.- Inaczej. Andy, czy ty mnie zdradziłeś?
- Nie, oczywiście że nie. - Przytuliłam go. - Ja Cie kocham. Nie zrobiłbym Ci czegoś takiego.
- Przepraszam, że tak pomyślałam. Też Cię kocham.
- Mała, powiem prosto z mostu. Czemu znowu się okaleczasz? I czemu mi nie powiedziałaś?- Skąd on to wie.
- Zrobiłam to zaraz po powrocie do domu od matki. Nie dawałam sobie rady z tym wszystkim. Wydawało mi się że się od siebie odsunęliśmy, więc nie szłam do Ciebie. Chciałam, ale stchórzyłam. Bałam się że będziesz na mnie zły, bo obiecałam że więcej tego nie zrobię. - Nie chciałam mu patrzeć w oczy. Czułam się jak bym co najmniej go zdradziła. NIE ZROBIŁAM TEGO.
- Mała, nie byłbym po tym zły. Zły jetem co najwyżej na siebie.
- Czemu ?
- Kiedy wróciła powinienem zwrócić na  Ciebie jeszcze więcej uwagi niż zwykle. Zamiast tego się na Ciebie wydarłem. Nie wolno mi było. Miałem świadomość że jest ci ciężko z tym co się stało, a ja się zachowałem jak dupek. Dopiero Ash mi to uświadomił po naszej kłótni.
- Dobrze, ale ja też nie zachowałam się najlepiej. Jesteśmy razem, a to według mnie zobowiązuje żeby pomagać drugiej osobie, a ja Cię nawet nie wysłuchałam, nie wsparłam kiedy tego potrzebowałeś.
- Ta cała kłótnia to było jakieś nie porozumienie.
- Możemy zostawić tą sprawę tak, że wina leży po środku? Nie zrzucać jej na nikogo.
- Możemy i tak nawet będzie lepiej. - Odpowiedział.
- Andy'ś To pokażesz mi?
- A ty mi też pokażesz?
- Oczywiście. Możesz pierwsza?- Pokiwałam głową. - Jesteś gotowa?

-------------------------------------------------------------------Andy----------------------------------------------
- Jestem. - Odpowiedziała. - Pomożesz mi z tym? - Chciała żebym pomógł jej podciągnąć rękaw. Sama nie chciała. Pewnie dlatego że to miała na prawej ręce, a lewa ją bolała.
- No to daj rękę. - Podała. - Nie bój się. Będę delikatny. Obiecuję. - Zacząłem podciągać rękaw. Powoli i delikatnie. Na jej ręce zaczęły wyłaniać się małe i większe, głębokie i płytkie nacięcia.  Mój humor momentalnie się skiepścił. Nie mogłem uwierzyć, chociaż wyraźnie to widziałem.
- Andy. Andy. Andy!- Wołała kiedy ja się lekko zawiesiłem. Popatrzyłem na nią. - Jesteś zły?
- Nie, nie, Po protu zastanawiam się jak mogłem do tego dopuścić.
- Ty nie miałeś na to wpływu. Nie zadręczaj się tym. To czasu nie cofnie. Ja tego okropnie żałuję. Nie chcę abyś się dręczył tym. Proszę.
- Spróbuję, ale tak czy siak powinienem być przy Tobie.- Popatrzyliśmy się na siebie. Nie odpowiedziała mi, tylko chwyciła za rękę i przytuliła.
- Mogę teraz zobaczyć Twoje?
- Yhm. - Zacząłem się odkrywać. Byłem w samych bokserkach.
- Andy'ś gdzie to masz?
- Musimy wstać. Teraz nie dam rady Ci pokazać. - Wstaliśmy i Ann zaświeciła światło. - Widzisz? Tutaj.
- Mogę kucnąć, żeby dotknąć?- Pokiwałem głową. - Ale tego jest dużo. - Dotknęła jednej z bardziej bolących ran. Zasyczałem z bólu. Wstała i popatrzyła mi w oczy. - Aż tak boli?
- Tylko niektóre, - Dalej patrzyliśmy sobie w oczy. - Ale.
- Ale? To nie są wszystkie? Prawda?
- Tak. Reszta jest tu. - Zacząłem ściągać bluzę. Pod prawym rękawem pokazał się bandaż. - Mogłabyś?
- Tak. - Zaczęła odwijać opatrunek. - Andy, to nie wygląda dobrze. - Faktycznie nie wyglądało. - To jet zakażone. - Pokiwałem głową. - Mogę Cię o coś poprosić?
- Tak.
- Jeżeli się nie poprawi do rana, powiemy o tym Ash'owi, albo pojedziemy do lekarza?
- Prędzej Ash'owi. - Powiedziałem.
- Ale obiecujesz?
- Muszę?- Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. - No dobrze. Obiecuję.
- Dziękuję. - Przytuliła się. Mocno. - Kocham Cię. - Podniosłem ją i przeniosłem na łóżko. Położyliśmy się.
- Ja ciebie też Myszko. 

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 24

------------------------------------------------------Ann---------------------------------------------------------------
- Przepraszam, Halo. - Wołała stewardessa. - Koniec lotu. Proszę wychodzić.
- Ymm, oj przepraszamy już wychodzimy. - Zerwałam się. - Gdzie nasze bagaże? O są. - Wzięłyśmy je i wyszłyśmy.

Kiedy wyszłyśmy nie wiedziałyśmy co zrobić. Nigdy nie byłyśmy w tej części miasta. Zadzwoniłyśmy z budki na taksówkę. Kiedy przyjechała dowiedziałyśmy się że za te 100 zł które miałyśmy może dowieść nas prawie pod dom chłopaków.
- Ann, patrz. To są Ci idioci z samolotu.
- No ja pierdole. Co oni tutaj robią. Skąd wiedzą że my do LA poleciałyśmy.
- Nie wiem skąd.
- Płacą panie 89.37. - Dałyśmy mu do ręki 90 złoty i wyszłyśmy. W tym samym czasie zorientowałyśmy się że tamte ułomy z samolotu biegną za nami. No super. Wiedziałam że coś za łatwo szło. Coś musiało się spieprzyć. W tym przypadku goni nas dwójka psychopatów. Uciekałyśmy. Gorączkowo wypatrywałyśmy czy zza rogu nie widać domu chłopaków. Ciekawa jestem jak nam się udało biec tak szybko jeżeli kilka godzin wcześniej nie mogłam się ruszyć.
Wreszcie zauważyłam jeden bardzo znajomy budynek. Był to dom Andy'ego. Wreszcie. Biegłyśmy w tamtą stronę. Ja zaczęłam utykać na jedną nogę. Zaczęła mnie bardzo boleć. Jakoś udało mi sie dobiec do domu. Wpadłyśmy do domu jak burza, W przed pokoju był Andy. Wpadłam od razu na niego. Uwiesiłam mu się ma szyi.
- Andy, proszę cię. Tam jest dwóch facetów którzy nas gonili. Zróbcie coś. - Odsunął się ode mnie. Wziął za rękę i podszedł pod drzwi. Nikogo tam nie było. Cofnęliśmy się z powrotem do domu.
- Nie pozwolę Cię już nigdy nikomu ode mnie wziąć. Nigdy. - Przytulił mnie. Mery w tym samym czasie pobiegła w ramiona Ash'a. - Ale Ci serduszko mocno bije. - Uśmiechnęłam się. - Musiałaś się bardzo przestraszyć. - Ścisnął mnie mocniej.
- Ałł. - Syknęłam z bólu. Moje siniaki i rozcięcia na całym ciele zaczęły o sobie przypominać.
- Przepraszam, nie wiedziałem że boli. - Odsunął się odrobinkę ode mnie.
- Nie przepraszaj, nie mogłeś wiedzieć że mnie zaboli. Mnie ogólnie teraz prawie wszystko boli.
- To możesz ty pójdziesz się wykąpać, przebrać czy co tam chcesz, a ja pójdę zrobić nam kolację?
- Dobrze, to ja się pójdę wykąpać. - Pokiwał głową.
- Mogą być tosty? - O matko tak, żądam tostów. W odpowiedzi szeroko się uśmiechnęłam.

Poszłam. Kiedy siedziałam w wannie znowu o sobie znać dawały myśli samobójcze.
- A może faktycznie wszystkim byłoby lepiej beze mnie? I tak nikt by nie tęsknił. - Powiedziałam i zaczęłam myśleć czy nie ukryłam gdzieś w tej łazience żyletki lub czegoś podobnego. Znalazłam. Była przyklejona do krzesła od spodu. Wzięłam ją i zaczęłam rysować. Zrobiłam tylko kilka kresek na nogach i na jednej ręce jedną kreskę.

Znów nie chciałam tego robić, ale byłam jak w jakimś transie. Dopiero gdy skończyłam dotarło do mnie co zrobiłam. Postanowiłam szybko wyjść z wanny. Żyletkę z powrotem przykleiłam na spodzie krzesła i wyszłam.

Kiedy byłam już w kuchni zauważyłam że Andy dalej coś kombinuje. Z pewnością nie wiedział że go widzę.  Że kto kol wiek mógł by widzieć. Włączył muzykę na max'a i potańcyłam co chwilę przygotowując tą kolacje.
- Hej kochanie. Pomóż?- Aż podskoczył z zaskoczenia.
- Oo, cześć. Weź mnie tak nie strasz. - Powiedział na jednym tchu,- I jeżeli chcesz pomóc i nie jesteś zmęczona to możesz przygotować jakieś talerze.
- A ile?- Przecież nie wiem ilu nas jest w domu teraz , a on patrzył na mnie jak na debila.
- Aaa, Sorki przez chwilę nie rozumiałem co mówisz. - Podrapał się w głowę. - Dla wszystkich.
To policzmy: ja, Andy, CC, Jinxx, Jake, Ash i Mery czyli 6 osób. Nie 7, 6? Nie na pewno siedem.
Wyciągnęłam talerze w idealnym momencie. Skarbek właśnie wyciągał tosty z tostera.
- Zaniesiesz tym małpą? - Znowu się na mnie obraził? Znowu mówi głosem jak by miał do mnie wąty a wszystko.  
- Zaniosę. - Wzięłam talerze i poszłam. Po chwili wróciłam, Nasze też już były gotowe.
- Idziemy na górę?- Pokiwałam głową.
Na górze otworzył mi drzwi do pokoju i mnie w nich przepuścił. Chyba pierwszy raz. Zjedliśmy. Trzeba mu przyznać dobre było.
- Andy, co się dzieje? - Zapytałam ryzykując moim zdaniem że się rozgniewa.
- Nic się nie dzieje. - Odpowiedział bez uczuć.
- Kochanie.- Usiadłam na przeciwko niego. - Przecież widzę że coś Ci jest. - Chwyciłam go za rękę. -Nie kłam że nic Cię nie martwi czy coś.
- Dobra, wygrałaś. Moi rodzice się rozwodzą, a ja się dowiaduję o wszystkim na końcu. Zresztą jak zwykle. Już ZADOWOLONA? - To ostatnie powiedział z takim wyrzutem jak by myślałam że to przeze mnie . Zaczęłam smutnieć. Ona chyba to zauważył i zrozumiał że źle zrobił. Wyciągnął rękę z moich rąk.
- Wszystko, wszystkim, rozumiem jest Ci z tym ciężko. Wiem że wtedy jest ciężko, no ale chyba możesz porozmawiać ze mną żeby Ci ulżyło, a nie dusić to w sobie, a później na mnie odreagowywać?
- Łatwo Ci powiedzieć. Ty jesteś dziewczyną i dziewczyny umieją gadać o swoich uczuciach, chłopaki nie umieją.
- Zanim mnie matka wzięła to umiałeś.
- Może już nie umiem? - Zaczął coraz głośniej mówić.
- Obiecałeś że jak coś będzie nie tak jak powinno to mi powiesz- Teraz ja zaczęłam głośniej. - Już mi nie ufasz?
- Co co jeśli nie? - Teraz przegiął. Podniosłam się z łóżka wzięłam swój koc i poszłam do pokoju mojego i Mery. Stwierdziłam że tam dziś przenocuję.
- To fajnie wiedzieć.- Trzasnęłam drzwiami.
 Andy kiedy wychodziłam nawet nie popatrzył czy się odwrócę. To była nasza pierwsza kłótnia. Wyszłam bo bałam się że zaraz albo walnę śmiechem z załamania że mi nie ufa albo nie walnę płaczem. W tej sytuacji nie wiem co lepsze.
Kiedy weszłam do pokoju od razu zamknęłam drzwi na klucz i poszłam do łazienki. Musiałam ochłonąć. Od razu po wyjściu z niej poszłam spać.

-------------------------------------------------Ash--------------------------------------------------------------
Nosz kurwa. Czy oni muszą się aż tak głośno kłócić? O nic nie słychać. Czyżby poszli spać? O jednak nie. Słyszałem trzaśnięcie drzwiami. Ann poszła gdzieś indziej. Skąd wiem że Ann? Andy bardziej tupie kiedy chodzi. To jest ich pierwsza kłótnia, chyba. Albo przynajmniej pierwsza tak poważna. Pójść do niego? Ale przecież mój tyłek jest taki ciężki. Ale to jest kurwa mać twój przyjaciel, on by przyszedł. No ale taka ciężka. Idź i nie marudź. - Prze inteligentna rozmowa sama ze sobą. W końcu postanowiłem iść.
- Młody co jest?- Zapytałem.
- Następny. - Szepnął. - Nic. Możesz już iść zanim zdążę się też z Tobą pokłócić tak jak z Ann? Już dzisiaj dość zjebałem.
- Ja właśnie w tej sprawie. Co się między Wami takiego wydarzyło że było Was słychać u nas w pokoju?
- No dobra. Chcesz wiedzieć to Ci powiem. W takim ogromnym skrócie. Po jej błaganiach powiedziałem jej że moi rodzice się rozwodzą, po tym spytałem ją chyba trochę średnio miłym głosem czy zadowolona. Ona na to że wie że to ciężkie itp ale czy muszę się na niej za to wyżywać. Czemu nie mogę jej tego powiedzieć. Ja na to że nie umiem gadać o uczuciach. Ona na to że jakoś wcześniej umiałem. Ja się spytałem co jeśli nie umiem już. Ona później wspomniała o naszej umowie i spytała czy już jej nie ufam. A ja w przypływie złości spytałem a co jeśli jej nie ufam. To tyle.
- I jak się z tym czujesz? - Spojrzałem na niego jak jakiś psycholog czy coś takiego.
- Szczerze? - Pokiwałem głową. - Nie wiem. To znaczy, wiem że źle zrobiłem tak to na nią wyrzucając, ale ona też święta nie jest. Powinna zrozumieć.
-  Tu właśnie jest problem. Przedstawię Ci to z mojej perspektywy. Oby dwie nie dawno wróciły. Matka je tam lekko mówiąc torturowała. Widziałeś co ma na nogach albo brzuchu czy plecach?
Ja jestem pewien że ona oczekiwała że chociaż jej trochę pomożesz się z tym uporać. Ale nie ważne. W tym momencie zachowałeś się średnio fajnie bo to co one mogły tam przeżyć i przeżyły jest gorsze od Twojego problemu. - Rozwinąłem się.
- Aha to czyli to że mi się rodzina sypie to nie ważne?- Spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nie to wcale tego nie oznacza, ale spróbuj zrozumieć. Została porwana i bita, ba, biczowana przez własną matkę. Ledwo może chodzić i wszędzie ma sińce bądź rozcięcia. Ją to boli i psychicznie i fizycznie. A ty się jeszcze na niej wyżywasz. Już wiesz jak ona się czuje?- Popatrzyłem na niego.-   Widzę że wiesz. - Spojrzał na mnie. Chyba faktycznie zrozumiał trochę więcej niż wcześniej.
- Wiem, ale co to teraz zmieni? Już po sprawie, a ona myśli że jej nie ufam.
- Zależy Ci na niej? Kochasz ją?
- Tak i ponad życie. -
- To jeżeli tak jest to rano ze własnej, nie przymuszonej woli pójdziesz do niej i ją przeprosisz. Zrobisz jak będziesz chciał, ale zanim coś zrobisz przemyśl to. - Pokiwał głową. - Ja idę i zostawiam Cię z tym do przemyślenia. Jak coś to jestem u siebie,
- Dobra pa.- Kiwnąłem głową

Poszedłem do siebie. Nie było Mery. Pewnie poszła do kibla.
- Gdzie byłaś? - Spytałem kiedy wchodziła,
- U Ann. Nie słyszałeś pokłócili się.
- Słyszałem, Właśnie wróciłem od Andy'ego.
- I jak?- Spytała.
- Źle mu jest z tą ich kłótnią, albo przynajmniej tak mi się wydaję. Myślę że zaczyna zdawać sobie sprawę że to kłótnia to głownie jego wina. Ogólnie źle mu jest bo powiedział że jej nie ufa, a ufa. A ona?
- Jest jej źle, bo myśli że to jej wina i śpi nie  z Andy'm tylko w tamtym pokoju. - Wiedziałem o który  chodzi.
- Ciekawe co się z tego rozwinie i kiedy się pogodzą?
- Ja też. - Przytuliła się do mnie i zamknęła oczy, ja tak samo.

------------------------------------------------Andy------------------------------------------------------
Zaczynam się czuć coraz bardziej winny. Okropnie mi z tą kłótnią, jeszcze biorąc pod uwagę że dzięki Ash'owi wiem że ta cała sprawa to w większości moja wina. Na prawdę nie wiem co zrobić i do tego nie mogę spać. Zapowiada się długa noc. Ciekawe czy to o biciu dziewczyn przez ich matkę to prawda. Mam nadzieję że nie, ale chociaż? Może to prawda? To, to ją zabolało kiedy ją przytuliłem? Myślałem że po prostu się źle przekręciła i coś przeciągła czy naciągnęła.
Fakasie, już 4 nad ranem. Ja chcę spać. Teraz już.  Może, może się uda. Zaczynam odpływać. Jej  udało się! Niestety nie na długo. Zasnąłem o 4, obudziłem się o 8. Przynajmniej tyle. Jakieś kilka minut później stwierdziłem że i tak już nie zasnę. Za bardzo męczą mnie wyzuty sumienia. Nie ciernię tego.

Po kolejnych kilku minutach intensywnego wytężania swoich dwóch komórek mózgowych, wpadłem na pomysł żeby pójść do jej pokoju i tam w spokoju czekać aż się obudzi, powoli obmyślając co powiem, a czego nie powiem. Albo przynajmniej będę się starał nie powiedzieć. Stwierdziłem że tam pójdę właśnie za sprawą że było mi ciężko z tymi wyrzutami. Zresztą nie tylko przez wyrzuty ale też dlatego że cholernie tęsknie za nią. Ona przecież od kiedy tylko ją poznałem była moją, małą, kochaną Anią. Przecież ona dalej taka jest. I będzie. Ja ją kocham. Nie chcę, aby się na mnie gniewała. Ona nie zasługuje żeby sobie niszczyć zdrowie, złością, przeze mnie. Przez tą kłótnię, wreszcie zauważyłem jak cholernie mocno mi na niej zależy. Zauważyłem też że tęsknię za nią kiedy nie widzę jej choć by przez jedną noc. Że zaczynam się równie mocno martwić o nią kiedy nie jestem pewien gdzie jest i co tam robi. Ja po prostu chciałbym wiedzieć czy w danej chwili jest bezpieczna. Czy znowu jej ktoś nie porwał, lub czy jej ktoś nie ściga jak wczoraj. Albo czy sama się nie krzywdzi. Sama nie okalecza. Nie rysuje swoich uczuć na kartce zwanej powszednie skórą, tylko w swoim zeszycie ołówkiem czy czym tak by chciała.


Zgodził bym się nawet żebyśmy nie byli razem jeżeli ona byłaby szczęśliwa. Chcę aby ona była szczęśliwa.


Jestem bardzo ciekaw czemu wszystko się tak  uwzięło na tą małą, bezbronną dziewczynę. Moją dziewczynę. Moją partnerkę. Przynajmniej na razie. Najpierw okropne dzieciństwo, później gwałt a teraz to porwanie przez własną matkę. Do tej pory myślałem zawsze że to ja miałem się kiepsko w życiu. Przynajmniej w dzieciństwie. Cofam to. Miałem się cudownie w przeciwieństwie do niej.


Chciałbym to właśnie z nią kiedyś, w przyszłości założyć rodzinę. Z nią wziąć ślub. Razem z nią patrzyć jak Femme się bawi. Chciałbym z nią kiedyś mieć swój własny dom. Bez chłopaków. Tylko Ann i mój. Mam nadzieję że uda mi się to wszystko spełnić i zapewnić jej godne życie na jakie zasługuje. Na razie mam pieniądze żeby takie życie zapewnić, ale nie wiadomo co będzie na przykład za 20 lat. Mogę w tedy nie mieć złamanego grosza.


Mi i Ann do szczęśliwego związku został jeden krok. Nie dać się nikomu rozłączyć, Co będzie trudne, w szczególności że kiedy Juliet się dowie że jestem szczęśliwszy z Anią niż z nią może nam zamienić życie w piekło. Kto wie co jej może do łba strzelić. Do tego pustego zakutego łba.


Po czasie dopiero widzę jakim wielkim błędem było wiązanie się z Julką. Przez nią zacząłem się okaleczać. Przez nią nie widziałem innego wyjścia, To ona spowodowała tą niską samoocenę. Samoocenę którą przez pomoc Ann, Ash'a i innych zaczyna mi się podwyższać. Powoli bo powoli, ale zawsze coś. Kiedyś wyjdę na prostą i będę mógł się cieszyć Anią jeśli będzie szczęśliwa ze mną i będzie chcieć ze mną być. Mam nadzieję że tak. Nie chciał bym żeby mojej Ann stało się coś przez Julkę.


A co będzie kiedy ja i reszta wyjedziemy w trasę, a dziewczyn nie będzie miał kto bronić przed matką, tamtymi chłopkami co je gonili czy kimkolwiek innym kto będzie chciał Ann lub Mercy zrobić krzywdę.

- Na tym zakończyły się moje rozmyślania. Ann się obudziła. Siedziałem na ziemi koło drzwi. Siedziałem dokładnie na przeciwko jej głowy. Zaczęła się ruszać i rozciągać. Wyglądała jak mały kotek. Tak super porównanie. W sumie pasuje. Obydwoje słodcy, mali i rozczulający.

- Może wyjść zanim się obudzi?- Pomyślałem. Po chwili skrzyczałem się sam za ten pomysł. Pomyślałem że jeżeli i tak muszę ją przeprosić to lepiej zrobić to wcześniej niż później.
Cholernie się bałem. Oczywiście w głowie miałem tysiące pozytywnych jak i negatywnych scenariuszy na tę rozmowę. Spełnienie chociażby jednego czy dwóch z tych scenariuszy pisanych w mojej głowie, było możliwe jak jeden do miliona, lub gorzej. Jestem pewien że jeżeli któryś miał by ochotę się jednak tak zupełnie przypadkiem się spełnić był by to jeden z gorszych, jeżeli nie najgorszy z planów.

Z każdą minutą tych scenariuszy, planów, taktyk na wybrnięcie z niezręcznych sytuacji i odpowiedzi na najgorsze pytania było coraz więcej, Wcale mi to nie pomagało w uspokojeniu się. Mogłaby się w końcu odwrócić.

Odwróciła się. Nie nie otwieraj tych oczu! Otworzyła. Zamknij je z powrotem ! Nie zauważ mnie proszę.
- Ej, co ty tu robisz? Powinieneś spać. - No wiem że powinienem. Przecież nie jestem tępy. Powiedziała to takim głosem, jakby się obwiniała.
- Wiem, nie mogłem spać. - Powiedziałem ze spuszczoną głową a ona usiadła na łóżku.
- Czemu? - Dziwne że się nie domyśliła,
- No wiesz.- Usiadłem też na łóżku- Przez tą sytuację wczoraj. Chciałem. - Zrobiłem pauzę.
- Co chciałeś?
- Chciałem Cię przeprosić za wczoraj. To nie powinno tak wyglądać, Przepraszam. Nie potrzebnie się uniosłem. Nie chciałem po Tobie krzyczeć. Na prawdę nie powinienem. Ty po prostu chciałaś mi pomóc. Teraz już to rozumiem. Postaram się więcej tak nie reagować.
- Nie szkodzi, nie gniewam się. Ja Ciebie też przepraszam, że chciałam to z Ciebie wyciągnąć a nie poczekałam aż sam powiesz.
- Nie przepraszaj, powinienem Ci od razu powiedzieć. Już jest między nami okay?
- Raczej tak, wszystko sobie wyjaśniliśmy. Tak wszystko okay.
- To mogę Cię teraz przytulić? - Zapytałem nie śmiało.
- Możesz. - Wstałem ona zaraz za mną. Wziąłem ją w swoje ramiona.
- Dziękuję że mi wybaczyłaś. - Nie odpowiedziała przytuliła się mocniej.
- Ałł, Andy chwyć troszeczkę niżej jeżeli chcesz się mocniej przytulić. - Zrobiłem tak jak powiedziała.

Ja stałem tyłem do drzwi. Do pokoju ktoś wszedł. Był to prawdopodobnie Ash, sprawdzić czy żyjemy bo jeszcze nas na śniadaniu nie było. Nie przeszkodziło nam to i dalej tak staliśmy. Po kolejnej chwili nas uścisk się rozluźnił.

- Mała, powiedz co Cię boli, gdzie masz rany?
- Wieczorem Ci pokaże,teraz nie chce mi się ściągać niczego. - No fakt była w grubych dresowym spodniach i bluzce z innego takiego kompletu. - Dobrze?

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 23

- No zastanowię się, widziałeś może jakąś moją piżamę? Albo w ogóle jakieś moje ubrania?
- Tak. Mam nadzieję że się nie obrazisz. Dałem je do tej szafy. Pomyślałem że może będziesz chcieć mieć trochę więcej miejsca. - Tylko się uśmiechnęłam. Podeszłam do swojej szafy wzięłam ubranie. Dopiero gdy się obróciłam zauważyłam... Zauważyłam że był w samych bokserkach. Pomyślałam: NO JA PIERDOLĘ. ON SERIO NIE MA LEPSZEGO STROJU?   Właściwie nie wiem czemu mnie aż tak zaskoczyło. Przecież on tak prawie zawsze śpi.
- Mała, co Cię tak zaskoczyło?-Spytał z zaskoczeniem w oczach.- Aż tak źle wyglądam? - Zapytał z kpiącym uśmieszkiem. - Mam się iść ubrać w coś innego?- Teraz powiedział lekko zasmucony.
- Nie, nie musisz i wcale źle nie wyglądasz.- Wysłałam mu uśmiech. - Pasują Ci bokserki renifery ze stanikami. - Zaczerwienił się.
- Heh. Dzięki.
- A teraz mogę już iść się ubrać?
- No jeżeli musisz. - Udawał zdołowanego, a ja poszłam do łazienki. Kiedy wyszłam Andy leżał w łóżku i już lekko przysypiał. Spał na prawym roku łóżka, bokiem, wtulając się w kołdrę. Koło niego spała mała Femme. Położyłam się koło niego. Na jego twarzy pojawił się zarys uśmiechu. Ja postanowiłam usiąść i wziąć Femme, a następnie położyć ją między nami. Wzięłam ją.
- Ej, ja też chce spać Femme. - Oburzył się zaspany Andy.
- Mam się czuć zagrożona?- Zachichotałam lekko. Andy'ś odwrócił głowę w moją stronę, również z uśmiechem. - Mam propozycję. Oddam kotkę, jeżeli odwrócisz się dasz się przytulić.
- To jest szantaż. - Odwrócił się.- A co najgorsze podoba mi się ten szantaż.
- Dobrze wiedzieć. - Uśmiechnęłam się.
- Położył się.- Kochanie, no to przytulisz się czy nie?- Przesunęłam się w Jego stronę.
- Przytulę.- I przytuliłam.
- No i prawidłowo. - Kicia zaczęła wciskać między nasze nogi. - A skoro tak już rozmawiamy to powiedz, podobała Ci się randka?- Dziwne że jeszcze pyta. -,-
- Była, była super. Cudowna, szczególnie piknik i taniec. Kiedy zdążyłeś to wszystko przygotować?
- Tajemnica.- Zaczął się szczerzyć.- A fajnie tańczyło się na moich butach?
- Nawet bardzo. Było cudownie. Nie wiedziałam że jesteś taki. No nie wiem? Romantyczny. W każdym razie na randce było cudownie. Uwielbiam takie wyjścia i chwilę z Tobą sam na sam. Kiedy nikt nam nie przeszkadza.
- Ja też je uwielbiam. Fajnie by było to powtarzać częściej. Mi też się najbardziej podobał piknik i taniec. Bałem się jak zareagujesz na to, ale wyszło cudownie. - Pocałował mnie. - Kocham Cię skarbie.
- Ja Ciebie też Misiu. - Przestaliśmy rozmawiać. Leżeliśmy w swoich objęciach, tylko co jakiś czas głaskając kota, albo chwytając się za ręce. Nie wiem nawet kiedy zasnęliśmy.

Rano obudził nas telefon. Okazało się że to dzwoniła jakaś baba, próbująca opchać nam jakiś najnowszy i najlepszy toster. Obudziła nas o 7 rano tylko po to żeby powiedzieć nam o tosterze. Później nie mogliśmy już zasnąć, pomimo że obydwoje byliśmy dalej bardzo zmęczeni. Po jakimś czasie udało nam się zwlec na dół. Później zrobiliśmy obchód po pokojach. Byliśmy sami w domu. Ciekawe gdzie oni wszyscy, łącznie z Mery, zniknęli. Po śniadaniu poszliśmy do salonu i włączyliśmy telewizor. Leciały Teletubisie. -Ta bajka cofa w rozwoju.- Pomyślałam, ale Andy ją lubi więc postanowiłam się na nią zgodzić. On oglądał,  a ja zdążyłam nakarmić i pobawić się z Femme. Pod koniec bajki te gremlinki zaczęły machać i się gilgotać. Andy stwierdził że to cudowny pomysł z tym gilgotaniem. Rzucił się na mnie. Teraz już leżał na mnie tak że jego głowa była koło mojej szyi, a jego usta delikatnie  łaskotały mnie w szyję. Rękami też mnie gilgotał. Rzucaliśmy się tak po tej kanapie. Później wstałam i pobiegłam do łazienki.Stojąc przy lustrze zauważyłam na szyi kilka małych czerwonych plamek.  Zrobił mi malinki. Posiedziałam tak jeszcze chwilę w łazience, a kiedy byłam pewna że na zewnątrz jest czysto wyszłam. W drodze do salonu faktycznie było czysto. W salonie już nie za bardzo. Kiedy tylko tam weszłam rzucił się na mnie. Znowu mnie gilgotał na kanapie. Ja też się starałam, ale nie wyszło. Krzyczałam, śmiałam i czepałam się ale to nic nie dało. Co jakiś czas patrzyliśmy sobie w oczy. Przypadkowo. Jego śliczne oczka się świeciły, zresztą podobnie jak moje.  Następnie stało się coś okropnego. Do, już naszego domu, wpadła policja. Złapała Andy'ego. Trzymali go tak.
- Ejj. Chwila. Co wy robicie?- Spytałam.
- Ja Ci wyjaśnię. - I wszystko jasne.- On Cię porwał. I zgwałcił. A teraz Cię tu przetrzymuje, Nie musisz już udawać. - Powiedziała z udawanym współczuciem. Podeszła do mnie i chciała pogłaskać mnie po policzku. Nie pozwoliłam jej. Andy patrzył na to wszystko z jednocześnie złością i zaskoczeniem w oczach.
- Matka, weź się odpieprz. Najpierw mnie i Mercy bijesz a teraz udajesz taką wspaniałą? Przykro mi, ale Ci się nie uda. Andy mi nic nie zrobił. - Teraz zwróciłam się do policjantów. - Jedyną osobą którą trzeba by było tu zamknąć jest ona!- Wskazałam na matkę.
- Nawet jeśli ten pan Ci nic nie zrobił, jesteś nie letnia. Nie możesz mieszkać bez opieki dorosłego. - Mówił jeden z 3 policjantów.
- Ale on i reszta zespołu są dorośli. Po za tym ja nie będę z nią mieszkać. Ona jest pieprznięta. Całe dzieciństwo mnie biła, zresztą ostatni raz zrobiła to niespełna tydzień temu. Andy jest niewinny. On mi nic nie zrobił. Jedyne co on zrobił to pozwolił mi u siebie zamieszkać, kiedy ty mnie z domu wyrzuciłaś.
- Nie tylko Ciebie Ann, mnie też. - Wróciła do domu Mercy. Nie było Ash'a. Przyszła sama.- Ona nie tylko nas wyrzuciła, ale nas też biła.- Po policjantach widać było że co raz bardziej wieżą nam, a nie jej.
- Weźmiemy Was wszystkich na komisariat. Przesłuchamy i zdecydujemy co dalej.

Na komisariacie.

Jesteśmy już po przesłuchaniach. Za nie długo dowiemy się co dalej.
- Pan Andrew Biersack musi zostać jeszcze 24 godziny w areszcie. - Ja i Andy się załamaliśmy. - Pani Anna Rose i Pani Maria James muszą do ukończenia 18 roku życia mieszkać z opiekunem prawnym w tym przypadku mamą Pani Anny Rose.
- Ale...- Zaczęłam.
- Żadnego ale. Wsiadacie do samochodu  jedziemy po Wasze ubrania i jedziemy do nas do domu.
- To znaczy my Was zawieziemy, a wysadzimy dopiero jak się spakujecie.
- Ale nie zabierajcie ich. Ona je zakatuje. - Mówił Andy ze łzami w oczach.
- Możecie zostawić nas na chwilę, Mercy jak chcesz to zostań. - Pokiwała głową.
- Dobrze macie 2 minuty.- Wyszli.
- Andy nie martwcie się o nas. Znosiłyśmy to przez całe życie parę dni co będziemy tam mieszkać może nam odpuści.
- Kochanie, ale ja się nie martwię że ona Wam coś zrobi czy powie. Ja się boję że ty sama sobie coś zrobisz.
- Spojrzałam w ziemie.- Spróbujemy od niej uciec. Masz tu długopis napisz mi tu swój albo Ash'a numer.- Napisał swój. - Jeżeli uda nam się mieć telefony to obiecuję że będziemy dzwonić lub pisać.
- Dobrze. Pamiętaj KOCHAM CIĘ i nie chcę Cie stracić. - Powiedział i mnie pocałował.
- Ja Ciebie kochanie też. - Odwzajemniłam pocałunek.
- A Ciebie Mery Ash też kocha. Ponad życie.
- Przekaż mu żeby się nie martwił i że go kocham. - Powiedziała.

Weszli do tego pokoju i wyciągnęli nas stamtąd.  Kiedy byliśmy w domu, spakowali nas i pojechałyśmy. Nie wiemy gdzie jechałyśmy i ile jechałyśmy. Zawiązała nam oczu. Wiemy tylko że wywiozła nas z powrotem do Polski. To nie był nasza rodzinna wiocha. Szczerze mówiąc nie wiem gdzie nas zawiozła. Wiem tylko że byłyśmy tam koło godziny 22. Szmata wzięła nam telefony, papierosy i wszystko dzięki czemu mogłybyśmy się skontaktować ze światem.
W domu w którym wylądowałyśmy dostałyśmy jeden wspólny pokój. Był pomalowany chyba kiedyś białą farbą, teraz już szarą. Na ziemi leżał stary dywan. Były tam też dwa łóżka, średnio wygodne. Pościel była ubrana w białą poszwę. W pokoju było jeszcze kilka szafek, z jasnego drewna. Wszystko wyglądało na bardzo stare. Nasz obecny pokój miał jedno, zabarykadowane okno, a drzwi były zamknięte na klucz, do których klucz miała tylko matka. W pokoju były jeszcze jedne drzwi z przejściem do łazienki. Łazienka również nie była zbytnio zadbana. Znajdowały się w niej zżółknięte kafelki, stara, ledwo działająca lampa, pęknięte lustro, wanna i kilka starych półek, również z jasnego drewna. Opisując te dwa pokoje w skrócie panowało tam : SYF, KIŁA I MOGIŁA.

Tamta kazała się rozpakować. Stwierdziłyśmy, że i tak długo tam nie zabawimy więc nie będziemy się rozpakowywać. Przejrzałyśmy tylko szybko, co spakowałyśmy.
- Mery i co masz? - Spytałam cicho.
- Mam jakieś 150 złoty, pół paczki papierosów, kilka ciastek, koszulkę Ash'a- Uśmiechnęła się pod nosem. - kilka ubrań i coś do picia. A ty co masz?
- Kasy mam jakieś 100 złoty, papierosów nie mam, słodycze, też mam koszulkę, ale Andy'ego, mam też jakieś ubrania i wodę.
- Trochę krucho. Liczyłam że któraś z nas wpadła na pomysł żeby spakować jakiś dodatkowy telefon czy coś. No ale trudno. Czasu nie cofniemy. Ciekawe ile tutaj zabawimy. Papierosów nam starczy tylko na jakieś parę dni. Nie wiem czy starczy chociaż na 3 dni, ale wiem że muszę zapalić. Teraz. Nie paliłam od kilkunastu godzin. Zaraz jebnę jeżeli nie zapalę.
- Ja tak samo. Daj jednego. - Dała mi jednego. Odpaliłyśmy i zaczęłyśmy palić. Chwilowo zaczęłyśmy się uspokajać, ale wiedziałam że nie na długo.
- Jak myślisz chłopaki będą nas szukać? Albo czy Ash da radę znaleźć Andy'ego, skoro on jeszcze musi siedzieć w więzieniu?
- Nie wiem. Wydaje mi się że chłopaki będą nas szukać, ale co oni mogą zrobić, skoro ona mogła nas legalnie wywieść, a oni według prawa nas nie legalnie przetrzymywali. Po za tym nie wiedzą że ona nas do Polski wywiozła. - Skończyłyśmy palić.
- No nie wiedzą o tym. Ale tyle dobrze że za nie długo mamy osiemnastkę i będziemy mogły uciec stąd a ona z tym nic nie zrobi.
- No wiem, ale czy my damy radę same uciec? Wiesz przecież jaka ona jest, jedzenia pewnie za dużo nam dawać nie będzie, a z papierosami będzie ciężko. - Mówiłam a Mery coś grzebała po półkach.
- Patrz, chodź tu. - Podeszłam, w półce leżał tytoń. Tak po prostu wysypany.
- Teraz wystarczy znaleźć chociaż kawałki gazet, a filtry możemy z wypalonych wziąć i będziemy miały papierosy na kilka dni więcej.
- Ale zapomniałaś o czymś. - Powiedziała, a ja popatrzyłam na nią jak na debila.- A mianowicie o tym że ten tytoń jest już najprawdopodobniej stary, więc jak jest stary to jest słaby, więc papierosów chyba dalej nie mamy.
- Uwaga. Tam jest kibel, tutaj macie szampon, kilka żeli do mycia, podpaski i kilka ręczników. Ostrzegam każda próba ucieczki będzie surowo karana. A palić Wam tu nie radzę.- Weszła matka i zaczęła się drzeć.
- A co z naszymi telefonami? I papierosami?
- Nie dostaniecie. Nigdy. Jedzenie przyniosę Wam za jakieś pół godziny. Jeszcze jakieś życzenia?
-  Kalendarz, zegar i długopis. - Powiedziała Mercy.
- Dobra. - Wyszła i  trzasnęła drzwiami.
- Kurwa, głośniej nie?- Powiedziałam pod nosem.
- Mercy, wiesz może który dzisiaj jest?
- Był piąty, albo przynajmniej tak mi się wydaje. - Powiedziała, bez zbytniego entuzjazmu. - Kto idzie się pierwszy kąpać?
- Jak chcesz to ty możesz iść.
- Dobra, pójdę. - I poszła.
Mercy siedziała cicho pod prysznicem. Wyszła po jakiś 10 minutach. Wtedy ja poszłam. Szybko się umyłam w między czasie walczyłam sama ze sobą aby nie wziąć tego kawałka lustra. Też wyszłam po jakiś 10 minutach. Obydwie byłyśmy okropnie zmęczone. Wreszcie matka przyniosła nam jedzenie. Przyniosła nam zupki chińskie.  Super.  Zjadłyśmy. Wzięłyśmy kalendarz i zaznaczyłam dzień który akurat był. Z tyłu kalendarza napisałam też numer do Andy'ego.
- Ann, ale ja nie chce sama spać.- Sądziłam że to ja pierwsza pęknę i to powiem.
- Ja też nie chcę. To co robimy?- Doskonale wiedziałam co zaproponuje.
- Może złączmy łóżka? I wtedy będziemy spać razem ale osobno?
- Dobra, no to chodź łączymy. - Zrobiłyśmy tak jak mówiłyśmy.
Kiedy pościeliłyśmy i się położyłyśmy obie tak jakby straciłyśmy humor.
- Mercy, ja się boję kilku rzeczy.
- Czego się boisz?
- Po pierwsze że nas stąd nie wypuści, po drugie że nie damy rady uciec ani nic zrobić, po trzecie że Andy pójdzie się pocieszyć do Juliet, W końcu był z nią prawie 4 lata.
- Ja mam podobnie,ale ja się boję że Ash pójdzie do jakiegoś plastika.
- Może nie rozmawiajmy o tym?- Zaproponowałam.
- Okay. To może opowiedz mi jak było na randce?
- Było cudownie. Najpierw poszliśmy na film. Horror pt. '' Egzorcyzmy Emily Rose''. I nie, nie jest to aluzja co do mojego nazwiska. Następnie poszliśmy na wzgórze Hollywood, przygotował tam piknik. Było zajebiście. Najpierw coś zjedliśmy, później Andy zaproponował taniec.
- A ty na to że nie umiesz?
- Tak, ale on powiedział że mnie nauczy. Puścił jakąś muzykę z telefonu. Wstaliśmy,a on kazał stanąć mi na swoich glanach. Kołysaliśmy się tak. Później zeszłam z butów i tak tańczyliśmy do końca piosenki. Później gadaliśmy, znowu jedliśmy i tańczyliśmy a później poszliśmy do domu, gdzie dałam mu kotkę. Nazwał ją Femme. - Pokiwała na znak że ładnie. - Był zachwycony. I to chyba tyle.
- Musiałaś się czuć super.
- I czułam. Chciałabym to powtórzyć. Szkoda że teraz raczej to nie możliwe.
- Rozumiem. Chciałabym takie coś przeżyć z Ash'em.  - Powiedziała a ja czekałam aż przyzna mi się że już zaliczyła pierwszy raz z Ash'em.
- A ty chciałabyś mi coś znowu opowiedzieć?
- A żebyś wiedziała. Wiesz, już mam za sobą no wiesz. - Zaczerwieniła się, albo przynajmniej tak mi się wydaje. Nie wiem, nie widziałam. Ciemno było.
- Znaczy już to robiliście?- Pokiwała głową. - No gadaj jak to było.
- Było miło. Najpierw długo się całowaliśmy. Zrobił mi dużo malinek wszędzie. Dosłownie wszędzie. Tutaj mam jeszcze kilka. - Podniosła lekko bluzkę i obniżyła odrobinę spodenki. - Widzisz?
- Widzę. Już są malutkie. Za nie długo zejdą już całkiem?
- No tak.
- Miło było jak je robił? I opowiadaj dalej.
- Zajebiście było. Cały czas dreszcze mnie przechodziły. Dalej było tak że byliśmy nadzy, rzucił mnie na łóżko i no wiesz, wszedł.
- Było dużo krwi?
- Trochę było, ale nie za dużo.
- A bardzo bolało?
- Kiedy pierwszy raz wszedł i przebił tą błonę to trochę bolało Przez chwilę jak cholera bolało, ale po kilku sekundach było już cudownie. A czemu pytasz?
- To fajnie. - Próbowałam się uśmiechnąć.- A pytam bo chciałam spróbować z Andy'm, ale się boję.Ostatnio mam co raz większą ochotę poczuć go, miałam ochotę to zrobić, ale się bałam. Myślałam żeby się mu oddać po miesięcznicy. Jak wrócimy, ale było za późno i kot nas cały czas z nastroju wytrącał.
- Aha no to ciekawie.
- No wiem. - I zasnęłyśmy.

Rano obudziło nas klepanie po twarzy. Stwierdziłam że niech sobie klepie. Nie otwierałam oczu. Słyszałam że Mercy ma taką samą taktykę. Po jakimś czasie klepanie ustało. Myślałam że to koniec i że da nam spokój. Grubo się myliłam. Przerwała tylko aby wziąć jakąś rzecz i móc nas uderzyć. Wzięła rozmach i poczułam ostry ból na plecach. Syknęłam z bólu.
- Ja pierdolę. Kurwo co ty wyrabiasz. Idź ze swoich klientów tak traktuj.
- Dołączam się do Twojego stwierdzenia. Szmato idź sobie ścianę torturować. - Dostałyśmy jeszcze po razie.
- A to za słownictwo,
- I tak nie żałuję. - Powiedziałam. Mery się uśmiechnęła.
- Tutaj macie jedzenie. - Znowu trzasnęła drzwiami i wyszła.

Dała nam do jedzenia jakieś kanapki ze starego chleba i herbatę.
- Jak my tutaj wyrobimy?- Zapytałam.
- Nie wiem. Już musimy zacząć myśleć nam planem ucieczki. musi on być starannie przemyślany.
- Zgadzam się. Ciebie w co trafiła? Mnie w plecy. - Stałam na brzuchu.
- Mnie w brzuch. - Mercy spała na plecach. - Kurwa ale boli. - Syknęła.
- Wiem Mercy, wiem.
- Może zapalimy? Nie mamy nic do stracenia, jak nas będzie chciała zabić to i tak zabije.
- Okay. Masz rację. Daj jednego. - Dała, Zaczęłyśmy palić.


Parę dni później.
Kilka godzin temu skończyły nam się papierosy, na razie trzymamy się w miarę dobrze, ale Ann już lekko wariuje przez to zamknięcie w jednym pokoju. Pobudki codziennie mamy takie same tzn bardziej bolesne niż za 1 razem. Teraz nie używa już ubrań do tego,teraz użyła jakiś twardszych rzeczy. Najczęściej jakiś kijków itp.. Ja mam całe poharatane plecy, brzuch i nogi. Mercy tak samo. Powoli zaczynamy obmyślać plan ucieczki. Mery sama przyznała że mam gorsze rany i siniaki, pewnie powodem tego jest że ja jestem jej córką i przez całe życie mi tak robiła, więc teraz sobie na więcej pozwala. Po ostatnim biczowaniu ledwo mogłam chodzić. Próbujemy się już tak dużo nie narażać, ale ona kara nas nawet za nie pościelone łóżko. Telefonów dalej nie mamy. Mery próbuje spać jak najwięcej żeby ten cały pobyt wydawał się jak najkrótszy , średnio się jej to udaje. Chciałam też tak spróbować, ale ja nawet w nocy mam ciężko zasnąć. Ona za każdym razem kiedy nas bije robi to coraz mocniej. Na starych ranach robią się nowe. Na siniakach nowe siniaki.

12  dni później.
Mercy już miała urodziny ja mam dzisiaj. Dzisiaj w życie wcielamy nasz drugi plan ucieczki. Trzeba wspomnieć że za pierwszy plan zostałyśmy bardzo surowo ukarane.
Przyniosła nam jedzenie. Jak zwykle trochę oberwałyśmy. Znowu jak zwykle trzasnęła drzwiami, jednak tym razem się nie zamknęły. Postawiłyśmy na progu kawałek butelki. Ustawiłyśmy drzwi tak aby wyglądały na zamknięte, ale takie nie były. Kiedy usłyszałyśmy odjeżdżający samochód, wyszłyśmy z pokoju. Zaczęłyśmy szukać w poszukiwaniu kasy. Znalazłyśmy 50 zł. Teraz mamy już razem 300 zł. Ogarnęłyśmy na tyle ile to jest możliwe. Oby dwie założyłyśmy długie spodnie i bluzki z długimi rękawami aby nic nie było widać. Wzięłyśmy torebkę i coś do jedzenia. Kiedy wychodziłyśmy na podjeździe akurat parkowała ona. Zaczęłyśmy uciekać. Ona pobiegła za nami.
- Stójcie kurwy jedne. I tak Was znajdę i zabiorę Wam od nich. - Nie odpowiedziałyśmy.

Kiedy byłyśmy pewne że ją zgubiłyśmy znalazłyśmy jakąś ławkę i zaczęłyśmy jeść. Ja jeszcze poszłam po jakąś mapę miasta. Zorientowałyśmy się że jesteśmy w Kołobrzegu. Ostatni raz byłyśmy w tym mieście 13 lat temu. Dużo się zmieniło.

Skończyłyśmy jeść i zaczęłyśmy szukać lotniska, albo dworca. Znalazłyśmy lotnisko. Szukałyśmy go bardzo długo. Jakieś 3 godziny z małymi postojami. Postanowiłyśmy kupić bilety do LA. Następny lot jest dopiero o 18, a teraz jest dopiero 12.
- No super. Zajebiście.
- Nie narzekaj Ann, tylko chodź kupić bilety. - Powiedziała i poszłyśmy kupić te bilety. Wybrałyśmy dwa najtańsze, a i tak zostało nam tylko niecałe 110 złoty. Oczywiście stwierdziłyśmy że jesteśmy głodne. Zgodnie stwierdziłyśmy że przez te kilka godzin będziemy głodować, bo nie chcemy być głodne w samolocie. Te kilka godzin mijało nam bardzo opornie. Wreszcie koło 17 poszłyśmy jeść. Ann zamówiła hamburgera, ja też. Zjadłyśmy. Skończyłyśmy jeść koło godziny 17.20. Szczęście nam tera dopisało. Nie jednak nie dopisało, to był sarkazm. Dosiadło się do nas dwóch facetów koło 20. Stwierdzili że jesteśmy piękne itd.
- Macie chłopaków?
- Mamy, więc się odwalcie łaskawie, - Powiedziała już wkurwiona Mery.
- Ale, ale bez przekleństw. Macie jakieś dowody na to?
- Nie, ale was to powinno walić. Mamy chłopaków więc łaskawie sobie idźcie. Za pół godziny mamy lot do nich.Musimy iść.
- Nie musicie. - Chwycił mnie jedne za rękę, a Mercy ten drugi.
- Puszczaj mnie patafianie. - Powiedziała Mery.
- Aj nie ładnie. Dokąd lecicie? Jeśli powiecie to Was zostawimy. - Poparzyłam na Mercy. Ona tylko pokiwała głową.
- Do Honolulu. Do chłopaków. - Powiedziałam, oni chyba uwierzyli bo polecieli do informacji coś dopytywać. My zaczęłyśmy biec do naszego lotu. Kiedy przeszłyśmy odprawę i wsiadłyśmy do samolotu uspokoiłyśmy się. Zgubiłyśmy tamtych faciów. Na szczęście. Kiedy samolot ruszył obie zasnęłyśmy. Obudziłyśmy się dopiero w LA.

------------------------------------------------ANDY----------------------------------------------------------------
Kiedy wyszedłem z więzienia poszedłem prosto do domu. Opowiedziałem wszystko Ash'owi. Zmartwił się tak samo jak ja. Przez te wszystkie dni kiedy martwiliśmy się o dziewczyny, on mnie strasznie pilnował. Przez cały czas obydwoje mieliśmy przy sobie telefony. Czuliśmy się okropnie. Za każdym razem kiedy rozbrzmiewał dzwonek do drzwi mieliśmy nadzieję że to one.

Po  jakiś 20 dniach, czyli jakiś 8 od ich pełnoletności zaczęliśmy wątpić że uda im się uciec. Jednak cały czas miałem jeszcze nadzieję że uda nam się je zobaczyć przed następną trasą.

Pewnego dnia, kiedy ja i Ash wstaliśmy i zwlekliśmy się na dół postanowiłem że nigdy już w nie, nie zwątpię. Dostałem SMS od matki Ann że jeżeli pomagaliśmy im uciec to pożałujemy. To oznaczało że udało im się uciec.
- Ash ! Ash!
- Co się kurwa dzieje, nie widzisz że próbuję się zapić?- Odkrzyknął
- Nie zapijaj To nie jest konieczne. Dziewczyną udało się uciec. - Spojrzał na mnie jak na debila. - Dosłałem SMS od matki ich w którym pisze że jeżeli pomagaliśmy uciec to coś tam. To znaczy że uciekły.
- To super, ciekawe kiedy wrócą. - Pokiwałem głową. - Chodź trzeba to uczcić. Dzwonimy po chłopaków .
- Dobra, dzwoń.

Po 30 minutach do domu przybyła do domu reszta zespołu i paru ludzi z innych zespołów m. in. Oliver Sykes z Bring Me The Horizon i Ronnie Radke. Przed godziną 24 byliśmy wszyscy już podpici. Oliver i Ashley najbardziej. Oni razem chlali, a mnie zostawili z Ronni'm i resztą Porąbańców. Kiedy tamta dwójka postanowiła jednak do nas wrócić zaczęliśmy grać w '' ocet''
tzn zrobiliśmy plansze i przygotowaliśmy 7 kieliszków. Do  sześciu nalaliśmy wódkę a do jednego ocet, Kręciliśmy planszą. Pierwszy kieliszek octu dostał się Purdy'emu. Następny Ronni'emu, jeszcze następny mi . Graliśmy tak do około 4 w nocy. Wtedy Oliver i Ronnie stwierdzili że muszą dowlec się do domów.
- Ashhhh, my jussszz  chybba tesz znaczy też musomy pojć spaśc.
- No yes. - I poszliśmy.

Rano, a raczej wieczorem obudziliśmy się o 17 . W jednym łóżku! I co najlepsze nie wiem jak tam trafiliśmy. Nie wiem co wczoraj robiliśmy.
- Ash, ale my chyba nic nie?
- Nie, raczej nie. Jeżeli tak to by Cię dupa bolała. - I że ja to niby miałem udawać babę. Wolałem to zastawić bez komentarza.

Zszedłem na dół jak zwykle z nadzieją że stoi tam moja Ania. Stała tam, ale tylko jak zwykle lodówka. Chciałem już żeby wróciła. Tym bardziej że nie wiedziałem gdzie jej szukać. Boję się że coś jej, znaczy im, nic się nie stało.