Pokój Andy'ego
- O czym znowu chcesz gadać?
- O Ann.
- Czemu o Ann?
- No, nie wiem jak zacząć. No chodzi o to ... no o to że dobrze wiem że Ania Ci się podoba. Nie wiem czy dobrze mi się wydaje, ale myślę że tak, że to jest coś więcej niż zauroczenie.- Taaa Ash bawi się w psychologa.
- To znaczy?- Dobrze wiedziałem co powie, ale chciałem odwlekać to jak najdłużej.
- Skutecznie utrudniasz mi robotę.- Oooo ja zły-No chodzi że to więcej niż chwilowe zauroczenie czyli no nie wiem, miłość. Nie taka jak do Julki, czyli powoli wygasająca. Było to widać. Jak zaczęliście się spotykać nie widziałeś świata poza nią, później coraz więcej oglądałeś się za innymi, a ja byliśmy w trasie to właśnie ty byłeś największym kobieciarzem. A jak spotkałeś Ann to gadaliście może dwie godziny, ty później gadałeś o niej cały czas, przez sen tulałeś sie do misia mamrocąc o Ann. A jak byliśmy na trasie to ostatni byłeś do dziewczyn, ostatni do imprez. Kiedy graliśmy w butelkę dostałeś zadanie żeby pocałować jakąś dziewczynę i poszedłeś się przygotować to wiem że wmawiałeś sb że to Ann. Nie bój się te wszystkie rzeczy tylko ja wiem.- Czułem się jak debil. Myślałem że o tym moich zachowaniach tylko ja wiem. Tyle dobrze że tylko Ash to wie.
- Teraz to mnie zażenowałeś.-Domyślam się że nie chodzi o to że kocham Ann.-O co jeszcze chodzi?
- O to że boję się o jedną rzecz.
- Jaką?- Boję się.
- Czy ona Cie nie skrzywdzi. Czy się Tobą nie zabawi jak Juliet? Czy jej nie chodzi tylko o Twoją kasę?
- Nie wiem czas pokażę.- Udawałem obojętnego, też się o to bałem.
- No wiem ale się boję.
- Jak coś to do Ciebie przyjdę.
- Powiedzmy że to chciałem usłyszeć.
- Ok - Jakoś za łatwo poszło.
- I jeszcze jedno. Kiedy ostatni raz się ciąłeś?- Wiedziałem.
- Emmmm. No dziś.
- Jak dziś? O której ?
- Pamiętasz jak mnie tak długo nie było dzisiaj i siedziałem w kiblu?
- No pamiętam.
- No właśnie.
- Czyli nie spełnia godzinę temu ?
- Tak.- Spieściłem wzrok.- Weź nie krzycz.
- Znowu? Andy do cholery, przetrzepałem cały dom, łącznie z łazienką i twoimi ubraniami i pokojem i nie znalazłem żadnej żyletki ani nic czym można się pociąć. Jak ty to robisz i skąd ty ją wziąłeś ? Z resztą nie ważne. Oddaj mi tu i teraz wszystkie żyletki.- Zacząłem je wyciągać. Zebrało się ich około 7.
- Ok dziękuje więcej ich nie zobaczysz.- Powiedziałem najbardziej poważnie jak tylko umiałem.
- Proszę, cieszę się że ich nie zobaczę.- Nie oddałem mu wszystkich tak na wszelki wypadek. Może się przydać. Kiedyś.- Proszę nie krzycz. Ja nie chcę tego robić ale coś mnie do tego zmusza. Ash pomóż mi. - Rozryczałem się jak małe dziecko.
- Ooo. Andy. Chodź tu. - Przytulił mnie jak mama. Potrzebowałem tego. Jakoś lepiej się po tym poczułem. - A teraz weź już nie smuć. Nie ma żyletek. Jutro zaczynamy leczyć Twój problem i już będzie dobrze. Obiecuję.
- Dzięki- Pokiwałem głową na znak że już lepiej.
- Ja idę na dół, jak chcesz to też zejdź.- poszedł sobie, a ja podciągnąłem rękawy i zobaczyłem że opatrunki przesiąknęły krwią. Bolało też trochę więcej niż zwykle, ale z tego się cieszyłem bo ból mnie w pewien sposób oczyszcza. Pomaga sobie radzić. Zacząłem ściągać opatrunki i zakładać nowe. Poszedłem jeszcze na chwilę na dół, później się kąpać. Czułem że jest coś nie tak. Stwierdziłem że nie będę zadręczać tym Ash'a, że do rana samo przejdzie. Leżąc w łóżku zastanawiałem się czy wreszcie udało mi się podciąć żyły. Tyle razy próbowałem to zrobić i chyba wreszcie się udało. Ale czemu teraz. Kiedy odnalazłem Ann. Nie mogę dopuścić żeby się dowiedziała o moich próbach samobójczych. Bo co o mnie pomyśli ? Pieprzony nie doszły samobójca. Do tego może to rozgadać prasie że Andy ma kłopoty sam ze sobą. Nim skończyłem rozmyślania zasnąłem.
----------------------------------------Ann--------------------------------------------------------------
Jest już późno, a moje uzależnienie zaczyna się odzywać. Załamka zaczyna powracać. Zaczynam szukać żyletki. Czuję że to jedyne wyjście od samotności, od problemów. Nie mogą poradzić sobie znów z tym że mój ukochany tata mnie zostawił i wyjechał. Z tym że wokół mnie jest tyle fałszywych mord. Nie wiedzieć czemu tym razem na rysowanie po skórze wybrałam przed ramię prawej ręki. KAP KAP KREW LECI. KAP KAP NIKT MNIE NIE SŁYSZY I JUŻ NIGDY NIE USŁYSZY. Po tym wszystkim kiedy emocje opadły poszłam się kąpać, że ręcznik którym zakrywałam rękę jest z krwi. Pomyślałam że w końcu przecięłam żyły. Pod prysznicem kiedy to sobie przypomniałam pierwszą moją reakcję była radość. Drugą smutek, bo wreszcie zna;lazłam Andy'ego i wtedy przysięgłam sobie że więcej tego nie zrobię.Krew powinna do rana przestać płynąć. Po kąpieli od razu poszłam spać. Nie myśląc żeby chociaż spróbować zatamować krwawienie.
Rano obudziłam się nie w swoim pokoju. Obudziłam się chyba w szpitalu. Na pewno w szpitalu. Rękę miałam ciasno owiniętą. Opatrunek nie był przesiąknięty czyli krwawienie ustało. Koło mnie siedziała Mery.Powiedziała żebym się nie odzywała to może puszczą mnie do domu, a tematu nie będzie w domu drążyć. Spytałam tylko która godzina, martwiąc się nie o swoje zdrowie, ale o randkę/spotkanie a Biersack'iem. Odparła że jest 5 rano. O 6 byłyśmy w domu, a ja miałam umówioną wizytę u specjalisty na 20 czyli za dwa tygodnie. Jako że było jeszcze wcześnie położyłyśmy się spać. Mery położyła się ze mną w łóżku. Wstałyśmy o godzinie 18. Ja wstałam jak oparzona gdy zobaczyłam godzinę, a Merucha poszła robić śniadanie. Zrobiła naleśniki. Zeżarłam je, bo inaczej tego nazwać nie można. Była 19. Pomyślałam '' Oooo Matko nie wyrobię się'' i wtedy zadzwonił telefon. Był to Ash.
--------------------------------------------------Ashley Purdy--------------------------------------------
Jest godzina 14, a Młodego jeszcze nie ma na dole. Jinxx poszedł sprawdzić czy nic się nie stało. Postanowiłem go zastąpić, ponieważ przypuszczałem co się wydarzyło. Wszedłem do pokoju i po prostu nie wiedziałem czy zwymiotuję czy się zrzygam. Na łóżku leżał nie przytomny Andy, obok Jego ręki ogromna czerwona plama krwi. Podeszłem do niego i zacząłem krzyczeć do niego. NIC. Zacząłem nim trząść. NIC. Zbiegłem na dół bo oczywiście zgubiłem.
- Ja pierdolę ! . Dajcie mi jakiś telefon. Już- Darłem japę.
- Łap. - Rzucił mi komórkę swoją Jake -Po co Ci?
- Nie pytaj. Jaki jest numer na pogotowie- Akurat teraz musiałem zapomnieć?
- 112- Krzyknął CC.
- Dzięki. I zadzwoniłem.
Powiedziałem między innymi że podciął sobie żyły. Chłopaki zamarli. Zaczęli sami do siebie gadać jak mogli nie zauważyć że on ma takie problemy itp. Do babki w telefonie powiedziałem też że nie wiadomo ile jest nie przytomny. Po 3 minutach było pogotowie. Razem z pogotowiem pojechał Jinxx jako że był najstarszy. Ja i reszta zespołu pojechaliśmy sami. Ja nie byłem w stanie prowadzić, za bardzo zszokował mnie widok rozciętych rąk ( oby dwóch) Andy'iego. Prowadził CC. Po 10 minutach byliśmy w szpitalu. Poszliśmy do poczekalni i zapytaliśmy jakiegoś wrednego babo-chłopa gdzie jest Andy. Ta odpowiedziała że nie powie bo my nie rodzina i żebyśmy przestali się tak rzucać bo wezwie ochronę. W końcu powiedziała nam tylko w którym pokoju leży Andy. W sali nr 56. Czyli 3 piętro- pomyślałem.
-Trzymaj się Mulier. - I pobiegłem do schodów. Gdy byłem pod salą lekarz stwierdził że jestem bratem pacjenta więc mnie poinformował że trzeba było szyć i trzeba przetoczyć krew więc pytał jaka to grupa krwi.
- Rh- - Odparłem.
- Oj to źle.
- Czemu źle ? Jak to źle? Do cholery niech Pan coś powie!- Zacząłem się drzeć jak debil.
- Niech Pan nie krzyczy. Nie mamy takiej krwi w zapasie. Czy zna Pan kogoś kto ma taką grupę krwi?
- Nie, nie znam. Czy można to jakoś poznać czy trzeba robić badania krwi?
- Można poz...- Nie zdąrzył dokończyć.
- Doktorze. Szybko krwotok z ran. Pacjent co raz słabiej oddycha.
Doktorek pobiegł do sali. ja za nim. Zdążyłem tylko zobaczyć sporo krwi i to jak młody drgał.Okropny widok. I pomyśleć że on to prawie na własne życzenie. Nie zmienia to faktu że mam ochote się rozbeczeć. Aż tak się o niego martwię. Mój mały. On ma zaledwie 20 lat i już musi walczyć o życie. Mam nadzieję że kocha kogoś na tyle żeby wyjść z tej sytuacji. OOO kurde jest 19 Młody jest umówiony z Ann.
Zadzwoniłem do niej powiedziałem jej że mamy dodatkowe nagrania. Przecie nie powiem jej prawdy.
Po kolejnych 10 minutach wyszedł lekarz. Spodziewałem sięnajgorszego.
- Przykro mi ale...
- No niech Pan mówi. Postaram się nie beczeć/
- Otóż Pana brat...
- Czemu o Ann?
- No, nie wiem jak zacząć. No chodzi o to ... no o to że dobrze wiem że Ania Ci się podoba. Nie wiem czy dobrze mi się wydaje, ale myślę że tak, że to jest coś więcej niż zauroczenie.- Taaa Ash bawi się w psychologa.
- To znaczy?- Dobrze wiedziałem co powie, ale chciałem odwlekać to jak najdłużej.
- Skutecznie utrudniasz mi robotę.- Oooo ja zły-No chodzi że to więcej niż chwilowe zauroczenie czyli no nie wiem, miłość. Nie taka jak do Julki, czyli powoli wygasająca. Było to widać. Jak zaczęliście się spotykać nie widziałeś świata poza nią, później coraz więcej oglądałeś się za innymi, a ja byliśmy w trasie to właśnie ty byłeś największym kobieciarzem. A jak spotkałeś Ann to gadaliście może dwie godziny, ty później gadałeś o niej cały czas, przez sen tulałeś sie do misia mamrocąc o Ann. A jak byliśmy na trasie to ostatni byłeś do dziewczyn, ostatni do imprez. Kiedy graliśmy w butelkę dostałeś zadanie żeby pocałować jakąś dziewczynę i poszedłeś się przygotować to wiem że wmawiałeś sb że to Ann. Nie bój się te wszystkie rzeczy tylko ja wiem.- Czułem się jak debil. Myślałem że o tym moich zachowaniach tylko ja wiem. Tyle dobrze że tylko Ash to wie.
- Teraz to mnie zażenowałeś.-Domyślam się że nie chodzi o to że kocham Ann.-O co jeszcze chodzi?
- O to że boję się o jedną rzecz.
- Jaką?- Boję się.
- Czy ona Cie nie skrzywdzi. Czy się Tobą nie zabawi jak Juliet? Czy jej nie chodzi tylko o Twoją kasę?
- Nie wiem czas pokażę.- Udawałem obojętnego, też się o to bałem.
- No wiem ale się boję.
- Jak coś to do Ciebie przyjdę.
- Powiedzmy że to chciałem usłyszeć.
- Ok - Jakoś za łatwo poszło.
- I jeszcze jedno. Kiedy ostatni raz się ciąłeś?- Wiedziałem.
- Emmmm. No dziś.
- Jak dziś? O której ?
- Pamiętasz jak mnie tak długo nie było dzisiaj i siedziałem w kiblu?
- No pamiętam.
- No właśnie.
- Czyli nie spełnia godzinę temu ?
- Tak.- Spieściłem wzrok.- Weź nie krzycz.
- Znowu? Andy do cholery, przetrzepałem cały dom, łącznie z łazienką i twoimi ubraniami i pokojem i nie znalazłem żadnej żyletki ani nic czym można się pociąć. Jak ty to robisz i skąd ty ją wziąłeś ? Z resztą nie ważne. Oddaj mi tu i teraz wszystkie żyletki.- Zacząłem je wyciągać. Zebrało się ich około 7.
- Ok dziękuje więcej ich nie zobaczysz.- Powiedziałem najbardziej poważnie jak tylko umiałem.
- Proszę, cieszę się że ich nie zobaczę.- Nie oddałem mu wszystkich tak na wszelki wypadek. Może się przydać. Kiedyś.- Proszę nie krzycz. Ja nie chcę tego robić ale coś mnie do tego zmusza. Ash pomóż mi. - Rozryczałem się jak małe dziecko.
- Ooo. Andy. Chodź tu. - Przytulił mnie jak mama. Potrzebowałem tego. Jakoś lepiej się po tym poczułem. - A teraz weź już nie smuć. Nie ma żyletek. Jutro zaczynamy leczyć Twój problem i już będzie dobrze. Obiecuję.
- Dzięki- Pokiwałem głową na znak że już lepiej.
- Ja idę na dół, jak chcesz to też zejdź.- poszedł sobie, a ja podciągnąłem rękawy i zobaczyłem że opatrunki przesiąknęły krwią. Bolało też trochę więcej niż zwykle, ale z tego się cieszyłem bo ból mnie w pewien sposób oczyszcza. Pomaga sobie radzić. Zacząłem ściągać opatrunki i zakładać nowe. Poszedłem jeszcze na chwilę na dół, później się kąpać. Czułem że jest coś nie tak. Stwierdziłem że nie będę zadręczać tym Ash'a, że do rana samo przejdzie. Leżąc w łóżku zastanawiałem się czy wreszcie udało mi się podciąć żyły. Tyle razy próbowałem to zrobić i chyba wreszcie się udało. Ale czemu teraz. Kiedy odnalazłem Ann. Nie mogę dopuścić żeby się dowiedziała o moich próbach samobójczych. Bo co o mnie pomyśli ? Pieprzony nie doszły samobójca. Do tego może to rozgadać prasie że Andy ma kłopoty sam ze sobą. Nim skończyłem rozmyślania zasnąłem.
----------------------------------------Ann--------------------------------------------------------------
Jest już późno, a moje uzależnienie zaczyna się odzywać. Załamka zaczyna powracać. Zaczynam szukać żyletki. Czuję że to jedyne wyjście od samotności, od problemów. Nie mogą poradzić sobie znów z tym że mój ukochany tata mnie zostawił i wyjechał. Z tym że wokół mnie jest tyle fałszywych mord. Nie wiedzieć czemu tym razem na rysowanie po skórze wybrałam przed ramię prawej ręki. KAP KAP KREW LECI. KAP KAP NIKT MNIE NIE SŁYSZY I JUŻ NIGDY NIE USŁYSZY. Po tym wszystkim kiedy emocje opadły poszłam się kąpać, że ręcznik którym zakrywałam rękę jest z krwi. Pomyślałam że w końcu przecięłam żyły. Pod prysznicem kiedy to sobie przypomniałam pierwszą moją reakcję była radość. Drugą smutek, bo wreszcie zna;lazłam Andy'ego i wtedy przysięgłam sobie że więcej tego nie zrobię.Krew powinna do rana przestać płynąć. Po kąpieli od razu poszłam spać. Nie myśląc żeby chociaż spróbować zatamować krwawienie.
Rano obudziłam się nie w swoim pokoju. Obudziłam się chyba w szpitalu. Na pewno w szpitalu. Rękę miałam ciasno owiniętą. Opatrunek nie był przesiąknięty czyli krwawienie ustało. Koło mnie siedziała Mery.Powiedziała żebym się nie odzywała to może puszczą mnie do domu, a tematu nie będzie w domu drążyć. Spytałam tylko która godzina, martwiąc się nie o swoje zdrowie, ale o randkę/spotkanie a Biersack'iem. Odparła że jest 5 rano. O 6 byłyśmy w domu, a ja miałam umówioną wizytę u specjalisty na 20 czyli za dwa tygodnie. Jako że było jeszcze wcześnie położyłyśmy się spać. Mery położyła się ze mną w łóżku. Wstałyśmy o godzinie 18. Ja wstałam jak oparzona gdy zobaczyłam godzinę, a Merucha poszła robić śniadanie. Zrobiła naleśniki. Zeżarłam je, bo inaczej tego nazwać nie można. Była 19. Pomyślałam '' Oooo Matko nie wyrobię się'' i wtedy zadzwonił telefon. Był to Ash.
--------------------------------------------------Ashley Purdy--------------------------------------------
Jest godzina 14, a Młodego jeszcze nie ma na dole. Jinxx poszedł sprawdzić czy nic się nie stało. Postanowiłem go zastąpić, ponieważ przypuszczałem co się wydarzyło. Wszedłem do pokoju i po prostu nie wiedziałem czy zwymiotuję czy się zrzygam. Na łóżku leżał nie przytomny Andy, obok Jego ręki ogromna czerwona plama krwi. Podeszłem do niego i zacząłem krzyczeć do niego. NIC. Zacząłem nim trząść. NIC. Zbiegłem na dół bo oczywiście zgubiłem.
- Ja pierdolę ! . Dajcie mi jakiś telefon. Już- Darłem japę.
- Łap. - Rzucił mi komórkę swoją Jake -Po co Ci?
- Nie pytaj. Jaki jest numer na pogotowie- Akurat teraz musiałem zapomnieć?
- 112- Krzyknął CC.
- Dzięki. I zadzwoniłem.
Powiedziałem między innymi że podciął sobie żyły. Chłopaki zamarli. Zaczęli sami do siebie gadać jak mogli nie zauważyć że on ma takie problemy itp. Do babki w telefonie powiedziałem też że nie wiadomo ile jest nie przytomny. Po 3 minutach było pogotowie. Razem z pogotowiem pojechał Jinxx jako że był najstarszy. Ja i reszta zespołu pojechaliśmy sami. Ja nie byłem w stanie prowadzić, za bardzo zszokował mnie widok rozciętych rąk ( oby dwóch) Andy'iego. Prowadził CC. Po 10 minutach byliśmy w szpitalu. Poszliśmy do poczekalni i zapytaliśmy jakiegoś wrednego babo-chłopa gdzie jest Andy. Ta odpowiedziała że nie powie bo my nie rodzina i żebyśmy przestali się tak rzucać bo wezwie ochronę. W końcu powiedziała nam tylko w którym pokoju leży Andy. W sali nr 56. Czyli 3 piętro- pomyślałem.
-Trzymaj się Mulier. - I pobiegłem do schodów. Gdy byłem pod salą lekarz stwierdził że jestem bratem pacjenta więc mnie poinformował że trzeba było szyć i trzeba przetoczyć krew więc pytał jaka to grupa krwi.
- Rh- - Odparłem.
- Oj to źle.
- Czemu źle ? Jak to źle? Do cholery niech Pan coś powie!- Zacząłem się drzeć jak debil.
- Niech Pan nie krzyczy. Nie mamy takiej krwi w zapasie. Czy zna Pan kogoś kto ma taką grupę krwi?
- Nie, nie znam. Czy można to jakoś poznać czy trzeba robić badania krwi?
- Można poz...- Nie zdąrzył dokończyć.
- Doktorze. Szybko krwotok z ran. Pacjent co raz słabiej oddycha.
Doktorek pobiegł do sali. ja za nim. Zdążyłem tylko zobaczyć sporo krwi i to jak młody drgał.Okropny widok. I pomyśleć że on to prawie na własne życzenie. Nie zmienia to faktu że mam ochote się rozbeczeć. Aż tak się o niego martwię. Mój mały. On ma zaledwie 20 lat i już musi walczyć o życie. Mam nadzieję że kocha kogoś na tyle żeby wyjść z tej sytuacji. OOO kurde jest 19 Młody jest umówiony z Ann.
Zadzwoniłem do niej powiedziałem jej że mamy dodatkowe nagrania. Przecie nie powiem jej prawdy.
Po kolejnych 10 minutach wyszedł lekarz. Spodziewałem sięnajgorszego.
- Przykro mi ale...
- No niech Pan mówi. Postaram się nie beczeć/
- Otóż Pana brat...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz